Zagrzybione ściany, a pod podłogą muł. W takich warunkach mieszkają 73-letnia kobieta i jej 50-letni syn. Czy dobrzy ludzie im pomogą?
Do tej wody żyć mi się chciało, a teraz… - załamuje się głos pani Marii. Jej starą chałupę w Manasterzu zalało w czerwcu aż po okna. - 3 razy była powódź w ciągu 20 lat, ale tak nie było nigdy - twierdzi. Teraz pomóc chce jej i wójt, i rezolutne sąsiadki. Ale w tej akcji pomocowej jakoś nie mogą się dogadać.
Feralny dzień, kiedy dosłownie znikąd przyszła wielka woda, kobieta pamięta, jakby to było wczoraj.
- To był piątek - wspomina pani Maria, 73-letnia mieszkanka Manasterza w gminie Jawornik Polski. - Pojechałam do gminnego ośrodka pomocy społecznej, bo dawali tam dary. Gdzieś po południu. Zaczęło padać. I już w Jaworniku zaczęła zbierać się woda. Było jej po kolona. Jak przyszłam do domu, zaniosłam dary do piwnicy i miałam zamiar się przebrać.
- A tu sąsiad przybiega i mówi, że idzie woda z Husówki, i że trzeba uciekać. Ja mówię, że nigdzie nie idę, wyjdę na strych i tam przeczekam
- opowiada, jak zaczął się koszmar, który trwa do dziś.
To były sekundy. Woda zaczęła podchodzić pod drzwi, a za chwilę sięgała już po kolana.
- Zdążyłam założyć gumowce, które i tak mi ściągnęło w tym mule - opowiada pani Maria.- Z zalanego domu wyciągnęły mnie sąsiadka z córką, co mieszkają w takim góralskim domku niedaleko. Zabrały mnie do siebie. Umyłam się i pani Gosia dała mi swoje ubrania. I tak tam siedziałam pół nocy, a dobrzy ludzie w moim domu ratowali mój dobytek.
Jednak już wtedy było wiadomo, że sprzęty nie nadają się do niczego.
- Jak woda zeszła, to przewrócili mi wersalkę, z której wylał się muł. Wsadzili na ciągnik i wywieźli. I ja w tym mule tak zostałam do rana - płacze kobieta. - Miałam taki materac, ale po tygodniu przemókł od tego mułu. Przyjechała pani z GOPS-u, poskarżyłam się i dopiero przywieźli mi nową.
Pod podłogą muł
Drewniany dom, gdzie pani Maria mieszka całe swoje życie, to właściwie ruina. 50-letni syn Zdzisław śpi na strychu. W nocy jest tak gorąco, że nie może wytrzymać w pokoju, który dzieli z matką. Pokój ten robi za kuchnię, sypialnię i salon.
Innym pomieszczeniom daleko do „mieszkalnych”. A i ten „główny” do przytulnych nie należy. W starodawnym piecu kafle pękają, pod prowizoryczną podłogą jest muł. Kobieta zbiera gałęzie, osusza i pali w piecu. Praktycznie, gdzie nie spojrzeć, czuć niedawną powódź. Pitnej wody nie ma, bo studnia została zanieczyszczona.
Obraz nędzy i rozpaczy. Jak żyć w takich warunkach? Dobrze, że pani Maria może liczyć na pomoc sąsiadów.
- Dużo pomaga ksiądz proboszcz Tadeusz Szczupak. Wyczyścił kuchenkę, przywiózł do niej butlę. Starosta przeworski Bogusław Urban przywiózł nową lodówkę. Meble przywieźli strażacy
- wymienia Dorota Zapałowska.
Panią Dorotę i towarzyszącą jej Anetę Motykę spotykamy u pani Marii. Przywiozły pięknie pachnące ciasto, upieczone przez męża pani Anety. To one wpadły na pomysł założenia internetowej zbiórki na nowy dom dla pani Marii i jej syna Zdzisława. Kawałek wyżej od obecnego, gdzie nie będzie mu grozić zalanie.
Jak mówią kobiety, pomoc w wybudowaniu domu zadeklarował już senator Mieczysław Golba. Jego firma drewnianych domków, GOLBALUX, miałaby postawić wart 80 tys. domek z gotowych elementów za około połowę ceny. Uzbierano już 28 tys. Resztę mógłby ze środków gminnych dołożyć wójt, ale tutaj zaczynają się schody. Bo wójt ma inny pomysł na rozwiązanie problemów pani Marii i jej syna. Chce remontować stary dom, a nie budować nowy.
Wójt mówi, że się lansujemy
Pani Maria boi się, że chałupa runie, jak to ruszą budowlańcy. A nawet jak nie runie, to w dwa tygodnie nie zdążą wszystkiego zrobić, a noce już coraz zimniejsze. Gdzie wtedy podzieją się ona i jej syn? To pytanie kobieta zadała wójtowi.
- A on do mnie, że wtedy pójdę na grzyby do lasu. Wie pani, jakiego ja żalu dostałam?
- Ja wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale nie to, że starszą kobietę traktuje się jak śmiecia - całą tę sytuację komentuje bez ogródek Dorota Zapałowska.
Zapałowska kiedyś była sołtyską w miejscowości Zagórze w gminie Jawornik Polski. Wiele lat blisko współpracowała z wójtem Stanisławem Petynią. Dziś po ponoć 8-letniej współpracy pozostały tylko wspomnienia. Politycznie jest im nie po drodze, bo - jak mówią w gminie - wójtowi bliżej do PO, a byłej sołtysce do „dobrej zmiany“.
- Teraz jak wójt ją widzi, to dostaje białej gorączki - dzieli się swoim spostrzeżeniem koleżanka pani Doroty.
- Powódź była w piątek wieczorem. Wójt do ludzi pozalewanych przyszedł dopiero po trzech tygodniach. A przecież on jest od nas, z Manasterza - nie może nadziwić się Zapałowska. - I jeszcze ma pretensje, że się lansujemy na tej pomocy, bo dzwonimy do gazet. A przecież musimy jakoś dotrzeć do ludzi z apelem w sprawie zbiórki.
- To już nie pierwsza woda w domu pani Marii. Co będzie, jak przyjdzie kolejna woda i ten wyremontowany dom znowu zniszczy? Gdzie tu jest sens i gdzie logika?
- pyta pani Aneta.
Ten dom jest do remontu
- Pani Maria dostała pierwszą transzę pomocy 6 tys. zł - wyjaśnia Stanisław Petynia, wójt gminy Jawornik Polski. - My nie wnikamy, na co te pieniądze poszły. Co mogliśmy, to pomogliśmy. Powołaliśmy osobę z uprawnieniami budowlanymi. I taką mamy od niej opinię, że ten dom nadaje się do remontu. I tyle możemy zrobić - tłumaczy.
A może lepiej wybudować nowy dom? Wójt nie ma pewności, czy uda się zebrać pieniądze.
- Pani Dorota tak trochę panią Marię dezinformuje - uważa wójt Petynia. - Ja już kilkakrotnie u niej byłem. Namawiałem, żeby - niezależnie od tej zbiórki publicznej - środki pomocowe od gminy przeznaczyć na remont. Tylko pani Maria się musi zgodzić. A jej trudno podąć decyzję, bo ma wielu doradców. Szkoda, bo gdy ona odmówi przyjęcia tej pomocy, to za kilka miesięcy może się okazać, że nie ma nic - dmucha na zimne wójt Gminy Jawornik.
Dlaczego zatem wójt nie może „dołożyć się” do zbiórki?
- To nie są moje pieniądze. Gdyby to były moje fundusze, to bym oddał decyzję pani Marii. Z publicznych pieniędzy trzeba się rozliczyć. Pieniądze na budowę domu przysługiwałyby wtedy, gdyby ten dom nie nadawał się do zamieszkania, lecz do rozbiórki. A tak nie jest
- twierdzi wójt Petynia.
Dodaje, że gmina ma szczegółowy kosztorys robót, które trzeba wykonać, żeby dom był w dużo lepszym stanie niż przed powodzią. A straty zostały wycenione na ok. 30 tys. złotych.
A co, jeśli pani Maria przyjmie pieniądze od gminy, ale nie przeznaczy ich na remont, lecz na budowę nowego domu?
- Jeśli pani Maria się nie wykaże, że spożytkowała pieniądze zgodnie z przeznaczeniem albo ich w ogóle nie wykorzysta, a wtedy do jej drzwi zapuka komornik - przestrzega wójt Petynia. I podkreśla, że nie chce zaogniać i tak już napiętej sytuacji. Jako wójt musi się jednak trzymać przepisów, które obowiązują nie tylko w gminie Jawornik Polski, ale i w całej Polsce.
Wójt twierdzi też, że proponowano kobiecie mieszkanie zastępcze na terenie gminy, ale pani Maria odmówiła. Deklaruje jednak, że 73-letnia kobieta i jej 50-letni syn nie zostaną bez dachu nad głową podczas remontu domu.
- Niech sobie robią tę składkę. Ja im kibicuję - zapewnia Petynia. - Ale powtarzam: jako samorząd nie możemy przerzucać pieniędzy z celu na cel.
Wiele mi nie potrzeba
A jaki byłby ten wymarzony domek pani Marii?
- Kuchnia, jeden pokój dla mnie i pokoik dla syna. Więcej mi nie trzeba. Łazienka, żebym się umyła. Uprawiłabym sobie ogródek, bo ten, co miałam, zniszczony. Śladu po nim nie ma
- marzy sobie skromnie kobieta.
Ma też kilka kurek i gąsiora Bartka.
- On rozumie, je mi z ręki, Jak idzie ze mną, to na drogę nie wychodzi. Ucieka, bo tak się boi auta. A ma takie krótkie nóżki - śmieje się, chyba pierwszy raz podczas naszego spotkania, 73-latka.
- Musimy zrobić, co tylko w naszej mocy, aby ten dom powstał - twardo deklaruje pani Dorota. - To nie tak, że my nie chcemy współpracować. Gmina nie występuje z żadną propozycją, żebyśmy zrobili coś razem. Niech już gmina weźcie ten cały splendor na siebie, tylko niech ta kobieta ma ten dom.