Popowodziowe sprzątanie rujnuje budżety gmin. Wywóz i utylizacja jednej tony odpadów kosztuje 2 tys. zł
Tony zniszczonych mebli, zdewastowanego, bezużytecznego sprzętu AGD, ubrań i pościeli, nawet padłych zwierząt muszą ze swojego terenu uprzątnąć samorządy dotknięte ostatnimi powodziami. Na własny koszt zbierają, zwożą, składują, oddają do bardzo kosztownej utylizacji.
Wójtowie zapewniają, że organizacyjnie są w stanie sobie z problemem poradzić. Już sobie radzą. Albo siłami gminnymi albo w ramach sąsiedzkiej pomocy, jednak finansowo operacja przerasta możliwości ich budżetów.
- Wstępnie szacuję, że będziemy musieli uporać się z uprzątnięciem 1-2 tysięcy ton odpadów - wylicza Henryk Piękoś, wójt gminy Jasło, zdewastowanej sobotnią powodzią.
- Bardzo różnych odpadów. Były pomysły, by odpady drewniane rozdrobnić i oddać do spalarni, ale to wciąż jest mokry materiał, nienadający się do takiej utylizacji. I zmieszany z innego rodzaju odpadami. Przecież nie można było powiedzieć ludziom, którzy stracili niemal wszystko, by segregowali swoje popowodziowe śmieci.
Służby gminne i mieszkańcy zaczęli sprzątać natychmiast, kiedy woda opadła. Sprzątają do dziś, wójt widzi, że sterta odpadów wciąż rośnie, a wraz z nią rosną koszty.
W dalszej części artykułu m.in.
- To, co spłynęło z górek, zostało - mówi wójt Andrzej Żygadło. - Sprzątamy siłami własnymi, czyli OSP, rady sołeckie, zarządy osiedli, ludzie dobrego serca i wojsko. Nie wszystko da się zrobić wolontariatem, już wiemy, że będzie to dla budżetu gminy bardzo kosztowne. W tej chwili nie mam pojęcia jak bardzo.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień