Mój ojciec Franciszek był jednym z milionów więźniów, dzisiaj coraz bardziej zapominanych, niemieckich obozów koncentracyjnych.
W czasie pierwszej wojny światowej ojciec trafił do niemieckiej armii. Jako że miał dwa metry wzrostu i posiadał piękny charakter pisma, został adiutantem jakiegoś księcia. Wraz ze swoim przełożonym przebywał we Francji, otarł się o rosyjską granicę, a na końcu dotarł na Bałkany.
Po wojnie ojciec osiadł w Chełmży, gdzie był komornikiem sądu grodzkiego w Poznaniu. Prowadził sprawy przesiedleńców - Polaków, którzy po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wracali z Westfalii, a także Niemców, którzy wyjeżdżali z Polski.
Powodziło nam się wtedy bardzo dobrze. Ojciec miał konia i bryczkę, którą jeździł w służbowych sprawach i jeszcze większy pojazd, aby mógł zabierać na przejażdżkę całą rodzinę - mamę i cztery córki.
W dalszej częsci artykułu przejmująca historia całej rodziny
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień