Ojcobójca wyeliminowany ze społeczeństwa. Maciej M. skazany został na karę dożywocia!
Zakończył się proces w jednym z najgłośniejszych morderstw od lat. 33-latek, który zabił własnego ojca, słuchał wyroku niewzruszony.
- Ta zbrodnia wywołała gniew społeczeństwa - mówił wczoraj sędzia Rafał Kraciuk. Wczesnym popołudniem w gorzowskim sądzie okręgowym wydał wyrok w jednej z najgłośniejszych spraw ostatnich lat - o ojcobójstwo, do jakiego doszło ponad dwa lata temu w Międzyrzeczu.
Potworna zbrodnia wydarzyła się w kamienicy przy ul. Świerczewskiego, zaledwie kilkadziesiąt metrów od ówczesnej siedziby policji. Była noc z 21 na 22 stycznia 2014 r. Śpiącego w łóżku Bogdana M. zaatakował jego własny syn, 31-letni wtedy Maciej. Pomagał mu w tym kolega, rówieśnik Remigiusz S.
Historia mrozi krew w żyłach. Maciej M. wziął do rąk dwa związane odważniki od sztangi, które ważyły razem 15 kg i cisnął nimi ojcu w twarz. Gdy boleśnie przebudzony 57-latek próbował jeszcze walczyć, syn zaczął bić go po głowie rękami i łokciami.
Kolega ojcobójcy nie był bierny. Zaczął uderzać ofiarę po głowie tłuczkiem do mięsa. Bogdan M. zalał się krwią. A że cały czas jeszcze żył, syn założył mu chwyt zapaśniczy na szyję. Od razu zmiażdżył mu krtań i kość gnykową. 57-latek nie miał już szans.
Ciało zakatowanego mężczyzny oprawcy zakopali parę metrów poniżej pokoju, w którym doszło do tragedii - Bogdana M. zasypali wapnem w dole w piwnicy.
- To miała być zbrodnia doskonała - mówił wczoraj sędzia Kraciuk. Nie była. Bogdan M. często pracował za granicą. Początkowo więc rodzina zamordowanego mogła dawać wiarę zapewnieniom syna, że ojciec wyjechał do pracy. Gdy jednak przez kilka tygodni żonie nie udało się skontaktować z mężem, zgłosiła jego zaginięcie policji. Z czasem kryminalni zaczęli przypuszczać, że mężczyzna został zamordowany. Gdy pętla podejrzeń się zaciskała, Remigiusz S., „wspólnik” zbrodni, w styczniu 2015 r. zgłosił się na policję i powiedział, co zrobił 12 miesięcy wcześniej.
- Mając na uwadze taki przebieg zbrodni, powiedzieć, że Bogdan M. został zabity, to jakby eufemizm. Słowo zabity nie oddaje skali cierpienia, jakie zostało zadane - mówił prokurator Sławomir Dudziak.
Dla Macieja M. chciał dożywotniego więzienia z możliwością skrócenia kary dopiero po 33 latach. Remigiusz S. za ujawnienie zbrodni dostał od sądu „premię”. Został skazany na 12 lat więzienia. Jego kolega takiej kary nie usłyszał. - Sąd zdecydował się wyeliminować pana ze społeczeństwa. O warunkowe skrócenie kary będzie mógł się pan ubiegać po 25 latach - mówił wprost do mordercy ojca sędzia Kra-ciuk tuż po wydaniu kary dożywocia. Na twarzy Macieja M. nie było widać żadnych emocji. Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny.