Dawid Ogrodnik odnalazł sens życia w katolicyzmie

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Paweł Gzyl

Dawid Ogrodnik odnalazł sens życia w katolicyzmie

Paweł Gzyl

Rodzice chcieli, by został muzykiem. Za sprawą licealnej polonistki rozkochał się jednak w teatrze. I oddał całe swe serce aktorstwu.

Nie może narzekać na brak zajęcia. Dopiero co widzieliśmy go w zwariowanym westernie „Magnezja”, a już na ekrany wchodzi „Najmro”, w którym wciela się w postać legendarnego rabusia Peweksów z czasów PRL-u. Obie role pokazują, że jest nie tylko znakomitym aktorem dramatycznym, ale również potrafi z dużym wdziękiem tworzyć komediowe postaci.

- „Najmro” opowiada o końcu świata pewnych zasad, które przeistaczają się w moloch świata pozbawionego wszelkich zasad, świata, w którym wszystko wolno. Najmrodzki nie krzywdzi kobiet ani dzieci, no i nie morduje, zderza się ze światem nowej przestępczości, bo pojawiają się narkotyki, a wraz z nimi mafie pruszkowskie i wołomińskie, i zasady po prostu znikają. Jednocześnie to kino akcji o legendzie „króla ucieczek” z czasów PRL-u, które ma ludzi porwać i przenieść w czasie – twierdzi w „Elle Man”.

*
Dorastał w spokojnej atmosferze małomiasteczkowego Wągrowca. Ponieważ jego dziadek grał na klarnecie, rodzice wpadli na pomysł, aby Dawid kontynuował te tradycje. Jego siostry też uczyły się od dziecka grać na instrumentach – starsza na pianinie, a młodsza na skrzypcach. Ojciec trzymał rodzinę twardą ręką, dlatego chociaż syn wykręcał się od regularnych ćwiczeń, po podstawówce zdecydował, że Dawid będzie dalej kontynuował muzyczną edukację.

- To były kolorowe czasy, bo gdzie się nie udawało, było kolorowo, świat się szybko zmieniał, wchodziły nowe rzeczy. A kiedy pojechało się nad morze, wszędzie, ze wszystkich głośników, słychać było disco-polo i miało się przed oczami widok bawiących się przy nim ludzi. W niedzielę rano był zawsze „Disco Relax”, wieczorem „Dr Quinn”, a potem „Wieczorynka” i spać – wspomina w Onecie.

Kiedy chłopak miał 13 lat, musiał opuścić rodzinny dom i wyjechać do Poznania, gdzie miał uczyć się w tamtejszym liceum muzycznym. Zamieszkał w szkolnej bursie, gdzie spotkał się z odpowiednikiem wojskowej „fali” – „przeciągiem”. To była prawdziwa szkoła życia. Ciężko mu szła też nauka z niektórych przedmiotów, dlatego rodzice sprawili, że przyznano mu indywidualny tok nauczania.

- Pamiętam mój egzamin komisyjny z fortepianu. Przygotowywałem się do niego ostro. Tłukłem tych Bachów, prawdziwa trauma. Na egzaminie dostaję nuty. Gra tylko lewa ręka, potem prawa. Razem nie chcą. Egzaminatorka przerwała mi i spytała: „Co ty chcesz, Dawid, robić w życiu?”. I ja odpowiedziałem: „Chcę być aktorem”. Zaliczenie dostałem – śmieje się w „Wysokich Obcasach”.

*
Kiedy pod wpływem nowej polonistki zachwycił się aktorstwem i postanowił zdawać do szkoły teatralnej, ojciec wstrzymał finansowanie jego edukacji, ponieważ nie chciał, żeby syn zrezygnował z grania na klarnecie. Dawid jednak postawił na swoim: chwytał się różnych zajęć i próbował dostać się na uczelnię. Obrabiał drób w rzeźni, promował piwo w klubach, prowadził impresariat artystyczny. Do krakowskiej akademii udało mu się dostać za trzecim razem.

- W szkole bardzo się nawzajem inspirowaliśmy, poszukiwaliśmy metod dotarcia do prawdy o emocjach ludzkich i technikach ich uzyskiwania. Sami dla siebie byliśmy wykładowcami i studentami, próbowaliśmy różnych metod, na przykład medytacji, nasze studia to było permanentne badanie kondycji człowieka. Nakręcał to Mateusz Kościukiewicz, ale szliśmy za nim wszyscy zainteresowani – opowiada w „Elle Man”.

Mimo ogromnej pasji do aktorstwa, również w akademii miał problemy z nauką. Denerwował go uczelniany reżim i zajęcia niezwiązane bezpośrednio z przyszłym zawodem. Zawalił kurs tańców i o mało nie wyrzucono go z uczelni. Uratował go atak wyrostka robaczkowego i niespodziewany pobyt w szpitalu. Dzięki temu przesunięto termin egzaminu i ostatecznie udało mu się go zdać.

Po studiach wyjechał do Warszawy, gdzie zaczął współpracę ze stołecznymi teatrami. W jednym ze spektakli zobaczył go Leszek Dawid i powierzył mu główną rolę w filmie opowiadającym o narodzinach hip-hopu w Polsce – „Jesteś bogiem”. Jego premiera okazała się wielkim wydarzeniem i otworzyła Dawidowi drogę do dalszych sukcesów.

*
O młodym aktorze zrobiło się ponownie głośno, kiedy zagrał niepełnosprawnego chłopca w filmie „Chce się żyć”. Takiego aktorstwa w Polsce wcześniej nie było: Dawid wprost „zamienił się” w graną przez siebie postać, utożsamiając się z nią nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Podobne wyzwanie aktor postawił sobie, kiedy dostał rolę Tomka Beksińskiego w filmie „Ostatnia rodzina”. Tym razem jednak krytycy uznali, że zagrał „nazbyt histerycznie”.

- Mam do siebie dystans, wiedziałem, że pojawią się takie zarzuty. Już na etapie przygotowań zrozumiałem, że ludzie chcą zobaczyć Tomka Beksińskiego takiego, jakiego oni sami zapamiętali. Przeanalizowałem tę postać na różne sposoby. Czerpałem o niej wiedzę z rozmaitych źródeł, także od psychiatrów. Chcąc stworzyć wielowymiarowy portret, nie można inaczej, ale każdy ma prawo do własnej opinii – tłumaczy w „Polityce”.

Głębokie wchodzenie w psychikę granych przez siebie postaci sprawiło, że Dawid musiał udać się na psychoterapię. Zdecydował się też na kilka bardziej rozrywkowych projektów, które pozwoliły mu odetchnąć na planie – najpierw na „Disco-polo”, a potem na „Magnezję” i „Najmro”. Rok temu pojawiły się jednak informacje, że Dawid wcieli się w postać księdza Kaczkowskiego w filmie poświęcam nieżyjącemu kapłanowi. Kilka dni temu wreszcie rozpoczęły się zdjęcia do „Johnny’ego”.

- Ten projekt jest dla mnie ważny. Interesuję się Kościołem od lat, odkąd musiałem do niego iść, jak byłem mały, potem odszedłem, ale religie zawsze mnie fascynowały, interesowałem się filozofią buddyjską, islamem, ale wróciłem do katolicyzmu. Można w nim odnaleźć sens życia i Bóg może być tym, kto ten sens wyznacza – deklaruje w „Wysokich Obcasach”.

Prywatnie aktor jest związany z koleżanką po fachu – Martą Nieradkiewicz. Trzy lata temu na świat przyszła ich córka Jaśmina. Choć Dawid dużo gra, podkreśla, że przyciśnięty do muru zawsze wybierze dobro dziecka a nie pracę. Po godzinach interesuje się muzyką i sprzętem hi-fi. Zawdzięcza to roli Tomka Beksińskiego, bo przygotowując się do niej rozsmakował się w rocku.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.