Cudem uratowany pod Ciechocinkiem wilk Miko zginął z rąk myśliwego. Nie on jeden
Wilka Miko zastrzelono na polu otoczonym ambonami. Obcięto mu głowę, by zdjąć obrożę z nadajnikiem, którą zakopano w lesie. Miesiąc później, na skraju Roztoczańskiego Parku Narodowego, z broni myśliwskiej zginął wilk Kosy. Nie wiadomo, czy jego wilcza rodzina przetrwa.
Cofnijmy się jednak o półtora roku. Aż 36 mroźnych godzin trwała akcja ratunkowa, która zaczęła się na drodze nr 91 w okolicy Ciechocinka. To tu nocą, w pierwszą sobotę lutego zeszłego roku, samochód potrącił wilka. Do świtu wartę przy rannym zwierzęciu trzymali społecznicy.
Myśliwy: dobić go!
- Na miejscu zdarzenia czuwał fotograf przyrody Marcin Kostrzyński, wspierany przez członkinie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami z Głuszynka - poinformowali po wszystkim członkowie Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, których wezwano na pomoc. - Byliśmy w ciągłym kontakcie z Marcinem, który stał nad poturbowanym zwierzęciem i bronił go przed myśliwymi, próbującymi wilka dobić.
Twardorzeczkę w województwie śląskim (to tu działa stowarzyszenie „Wilk”) dzieli od miejsca wypadku ponad 420 kilometrów. A miejsce wypadku od Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt „Napromek” w Nadleśnictwie Olsztynek (gdzie zdecydowano się przewieźć ranne zwierzę) - ponad 150 km...
„Uratowali wilka pod Ciechocinkiem. Potrącone zwierzę otrzymało drugie życie” - tak o zdarzeniu informowały lokalne media. Basiora (samca wilka) znaleziono w okolicach Torunia, dlatego nadano mu imię Mikołaj, dla przyjaciół: Miko.
- Mniej więcej w tym samym czasie, gdy do ośrodka trafił Miko, tajemniczy mężczyzna przyprowadził tam na smyczy młodą wilczycę. Bąknął coś o tym, że znalazł ją w lesie. I zniknął. Można podejrzewać, że Harda (takie imię nadano jej w ośrodku) była z tym człowiekiem już jakiś czas. Dla wadery (samicy wilka) tylko towarzystwo dorosłego samca było szansą na przetrwanie na wolności - mówi Marek Maćkowiak ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. Oba wilki połączono w parę.
Sukces obwieszczono po około miesiącu. „Miko cudem przeżył. Dziś biega po lesie z Hardą, swoją towarzyszką” - to kolejny tytuł prasowy z tamtego czasu. Wilki zostały wypuszczone w sercu Puszczy Bydgoskiej.
- Założyliśmy im nadajniki, by wiedzieć, gdzie są. Nad ranem Miko się odłączył. Nocą przemaszerował przez centrum Bydgoszczy, zawędrował pod Solec Kujawski, zrobił jeszcze jedno kółko, potem skierował się w stronę Włocławka. I dalej. A Harda poszła do Solca Kujawskiego. Po mieście kręciła się jakieś trzy tygodnie. Bawiła się z psami, uwielbiała zachodzić do juraparku. Podjęliśmy decyzję o jej odłowieniu, by nie dopuścić do wybuchu paniki i do tego, by ktoś wpadł na pomysł jej zastrzelenia. Trafiła z powrotem do ośrodka. Nigdy nie zazna wolności. Dla jej dobra - kończy Marek Maćkowiak.
Wilczyca zbyt długo była z człowiekiem, by wrócić do natury.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień