Zakaz handlu w niedzielę bliżej?
Projekt ustawy przygotowany przez Solidarność od października tkwi w komisjach sejmowych. Rząd chce ostatecznie poprzeć ten projekt, zamiast stopniowego wprowadzania niedziel bez handlu.
O ograniczeniu handlu w niedziele i święta mówi się od lat. Dotąd zwolennikom tego rozwiązania udało się uzyskać ograniczenie handlu w dni ustawowo wolne od pracy, a więc kilkunastu dni w roku, wśród których jest Boże Narodzenie i Wielkanoc, Trzech Króli, Boże Ciało, Zielone Świątki, 1 i 11 listopada oraz 15 sierpnia.
Nad projektem ustawy przygotowanym przez Solidarność, przewidujący wszystkie niedziele bez handlu od października, pracują komisje sejmowe. Proponowały one między innymi wprowadzanie ograniczeń handlu stopniowo, zaczynając od jednej lub dwóch niedzieli w miesiącu. Ten pomysł nie podobał się jednak ani Solidarności, ani przedstawicielom handlu, którzy twierdzili, że takie rozwiązanie wprowadzi chaos i zdezorientuje klientów.
Czy handel w niedzielę powinien zostać zakazany?
Wygląda jednak, że nastąpił przełom. Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, stwierdził, że rząd nie zaprezentuje wariantu z jedną czy dwiema niedzielami w miesiącu objętymi zakazem. A że zakaz handlu w niedzielę jest jednym z ważnych postulatów PiS, taka wypowiedź jednoznacznie sugeruje, że w grę wchodzi wariant zawarty w projekcie Solidarności ze wszystkimi niedzielami wolnymi.
Zakaz, ale nie całkiem
- Taki obrót spraw byłby wielkim zwycięstwem - nie naszym, ale pracowników handlu wielkopowierzchniowego, którzy mogliby spędzać niedziele z rodzinami - mówi Jarosław Lange, szef wielkopolskiej Solidarności.- Trzeba też pamiętać, że wprowadzenie rozwiązań z naszego projektu nie oznacza handlowej pustyni. Jest szereg wyłączeń spod zakazu: dla stacji benzynowych, aptek, sklepów osiedlowych, w których obsługuje właściciel, cukierni, punktów handlowych w szpitalach.
Nie zmienia to jednaka faktu, że markety, dyskonty oraz sklepy działające w sieciach franczyzowych czy centra dystrybucyjne obsługujące sklepy internetowe będą musiały być zamknięte.
- Ekonomia jest nieubłagana - twierdzi dr Andrzej Faliński, ekspert zajmujący się rynkiem detalicznym.
-Pierwszą reakcją dużych sieci będzie na pewno chęć utrzymania obrotów mimo krótszego tygodnia pracy, a więc presja na dostawców, na ogół krajowych, by obniżyli ceny. Kolejnym etapem będzie ograniczenie kosztów przez zmniejszenie zatrudnienia
- twierdzi.
Dość alarmujące dane podaje w swoim opracowaniu na zlecenie Polskiej Rady Centrów Handlowych firma doradcza PwC. Z ich raportu wynika, że po wprowadzeniu wszystkich wolnych niedziel spadek obrotów w całym sektorze handlu detalicznego w Polsce wyniesie co najmniej 9,6 mld zł. Pracę zaś miałoby stracić przynajmniej 36 tysięcy osób.
- Najgorsze jest to, że zainteresowani przez te wszystkie lata nie podjęli poważnej dyskusji nad innym wynagradzaniem pracy w niedzielę i faktyczną jej dobrowolnością - twierdzi Andrzej Faliński. - To mogłoby być rozwiązanie, którego szukamy.
Kto się boi wolnej niedzieli?
Jarosław Lange uważa, że dane te są co najmniej przesadzone i nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości.
- Nie wierzę w tę narrację - mówi szef wielkopolskiej Solidarności. - Gdy walczyliśmy o ograniczenie godzin pracy marketów w Wigilię w ramach akcji „Nie przehandluj pierwszej gwiazdki”, też straszono nas zwolnieniami. Nic takiego nie nastąpiło, a markety są zamykane w Wigilię najdalej o 15. Tym bardziej teraz, gdy mamy rynek pracownika, a pracodawcy z branży handlowej narzekają, że nie mogą skompletować załóg - zwolnienia nam nie grożą.
Pracownicy handlu, których miałyby objąć nowe regulacje, są podzieleni. Oprócz tych, którzy po prostu z perspektywy wolnych niedziel się cieszą, są i tacy, którzy dostrzegają ciemniejsze strony.
- Raczej nie bałabym się zwolnień,a jako klientka uważam, że wszystko można zorganizować i zakupy zrobić do soboty - mówi Zdzisława Grochowiak, pracownica jednego z dyskontów. - Jako osoba pracująca w handlu na zmiany - mam wątpliwości. Z jednej strony, zwłaszcza w lecie, każda niedziela wolna byłaby super. Z drugiej strony za pracę w weekend dostaję wolne w tygodniu, dzięki czemu mogę załatwić różne sprawy w urzędzie, iść do lekarza itp. Pracując na zmiany od poniedziałku do soboty, byłoby mi chyba trudniej to zrobić. Ale z całą pewnością przeciwko wolnym niedzielom protestować nie będę - dodaje.
KOMENTUJE MONIKA KACZYŃSKA
Niedziele bez handlu coraz bardziej realne
W większości państw „starej” Unii, takich jak Holandia, Niemcy czy Austria, nikogo nie dziwi, że w sobotnie popołudnia markety zamykają swoje podwoje aż do poniedziałku. Holendrzy ani Niemcy nie słyną też z niedzielnych postów.
U nas wszelkie próby zamknięcia sklepów na niedziele były traktowane jak zamach na podstawowe prawa i wolności. Można byłoby sądzić, że przynajmniej 3/4 Polaków pracuje od poniedziałku do soboty od 6 rano do 12 w nocy. Faktycznym problemem była obawa o zyski handlowych korporacji i co tu kryć - nasze własne sobkostwo. Co tam ekspedientka, która przez okrągły tydzień nie ogląda swoich dzieci, gdy nie śpią. Polak - klient ma prawo zaopatrywać lodówkę w niedzielny wieczór.
Pora to zmienić. Pomyśleć trochę o innych, ale bardziej o sobie. Już po kilku tygodniach zamkniętych sklepów okaże się, że dzień można świetnie spędzić bez zakupów. I odpocząć naprawdę.