Jego ojciec był stolarzem, a mama - krawcową. Rodzice nauczyli go w dzieciństwie szacunku do pracy i innych ludzi. Dlatego nigdy nie „gwiazdorzył”. Choć jest jednym z najzdolniejszych aktorów swego pokolenia, dziś poświęca się pracy pedagogicznej.
Ostatnio rzadko oglądamy go na dużym i małym ekranie. W ciągu minionych czterech lat mignął nam tylko w kinach jako jeden z bohaterów „Listów do M.”. Być może to dlatego, że zajmuje go przede wszystkim praca pedagogiczna ze studentami aktorstwa oraz rektorowanie stołecznej akademii teatralnej. Nie zaprzecza, że coraz rzadziej dostaje ciekawe propozycje do zagrania. Dlatego teraz głównie występuje na scenie.
- Nie interesują mnie złe scenariusze. Co więcej, jeśli znajdę się w miejscu, w którym panuje pośpiech i bałagan, od razu się z niego wycofuję. To, że najrzadziej widać mnie w telewizji oznacza, że zwyczajnie nie ma tam dla mnie ciekawej propozycji. Uważam jednak, że żadna praca nie hańbi, dlatego nie przeszkadza mi praca z kamerą - deklaruje w serwisie Menstream.
* * *
Urodził się w Mrągowie. Tata był stolarzem, a mama krawcową. To sprawiło, że w ich domu panowały proste zasady - odpowiedzialność za własny los i poszanowanie dla pracy. Dlatego mały Wojtek pomagał rodzicom, od kiedy stał się samodzielny - palił w piecu i biegał na przystanek autobusowy, by pomóc mamie przynieść siatki z zakupami.
- Dorastałem na podwórku, gdzie mieszkali Ukraińcy, autochtoni, czyli Mazurzy (ja też się do nich zaliczam, bo ojciec jest spod Królewca), Rosjanie i Polacy, którzy przyjechali z centrum kraju. Nie było żadnych podziałów - rodzice siedzieli razem na ławkach, a my, dzieci, się bawiliśmy - wspomina w magazynie „Pani”.
W dalszej części tekstu przeczytasz:
- jakim uczniem i kolegą był młody Wojtek
- trudne chwile na studiach i debiut młodego aktora
- otwarty dom Malajkatów
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień