Wisła, rzeka bydgosko-toruńskiej niezgody

Bydgoszcz i Toruń, które dzieli od siebie rzut beretem, zamiast współpracować, wyrywają sobie Wisłę promocyjnie i gospodarczo. Rzecz jest jednak bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać, bo w grę wchodzi duża kasa i... polityka.

Rozmawianie o współpracy Bydgoszczy i Torunia odnośnie wykorzystania Wisły i Brdy to jak wejście na pole minowe. Wszyscy zapewniają że jest, ale nikt nie wie, gdzie leżą miny...

Naukowcy są raczej zgodni, że Wisła to olbrzymi potencjał województwa. - Nasz region administracyjny został „sklejony” - historycznie i politycznie - z kilku elementów - mówi dr Grzegorz Kaczmarek, politolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. - Mamy jednak komfortową sytuację - cztery największe miasta regionu łączy Wisła - to chyba jedyna tego rodzaju sytuacja w Polsce.

Problem polega na tym, że, jak na razie, nic z tego nie wynika, a dwa największe miasta wyrywają sobie rzeki do różnych celów - od promocyjnych po biznesowe.

Brda jest pozarastana, a Wisła płytka, więc do regionu docierają tylko najbardziej cierpliwi sternicy z zachodu Europy

Każdy sobie... pływa

- Jak będziemy chcieli uruchomić rejsy turystyczne z Bydgoszczy, to Toruń przecież nie zamknie nam bulwarów i nie nakaże zawrócenia - śmieje się Robert Szatkowski, bydgoski działacz społeczny, prezes stowarzyszenia Bydgoski Wyszogród. - Tyle że najpierw musimy chcieć to zrobić. Nie ma co się oglądać na inne miasta regionu. Potencjał płynący z rzek mamy ogromny, więc coś z nim zróbmy, a inni pójdą naszym śladem. Jeżeli okazuje się, że przetarg na rewitalizację bulwarów w Fordonie został unieważniony, to myślę, że jesteśmy jako miasto po prostu nieudolni. Przecież Toruń nam tych bulwarów nie zabrał...