W szkolnych sklepikach chipsów już nie ma, a dzieci dalej tyją
Sprawdziliśmy, jak po złagodzeniu przepisów żywieniowych wyglądają szkolne sklepy i stołówki. Sanepid: szkoły żywią zgodnie z przepisami. Dietetycy: zdrowe nawyki wynosić trzeba z domu.
Już drugi rok w szkolnych sklepikach dzieci mogą kupować do woli drożdżówki, kawę czy gorzką czekoladę, a kucharki w szkolnych stołówkach - dosalać potrawy i słodzić kompot.
Sprawdziliśmy, czy aby ubiegłoroczna liberalizacja przepisów żywieniowych nie popuściła wodzy fantazji sklepikarzy na tyle, że wrócili do słonych chipsów, paluszków i coli. Co się okazało? Sanepid twierdzi, że jest... wzorowo. Nic tylko się cieszyć. Skąd zatem rosnący problem otyłości wśród dzieci i młodzieży?
Sklepik w Szkole Podstawowej nr 13 w Będzinie. Na półkach znajdziemy kolorowe kanapki, obwarzanki z makiem i serem, chrupki kukurydziane, soki owocowe, jabłka, lizaki. - Czasem są też drożdżówki i czekolada, ale tylko gorzka - opowiada robiąca tu zakupy szóstoklasistka. Emilka najchętniej kupuje chrupki owocowe i obwarzanki z serem. Jak mówi, są smaczne. Odkąd do tutejszej stołówki wróciła też sól, kotlety i słodzony kompot, dziewczynka znów je w szkole obiady. - Po wprowadzeniu restrykcyjnej diety w szkołach, tutejsze jedzenie jej nie smakowało. Wypisałam więc córkę ze stołówki - wspomina mama Emilii.
W kolejnych pięciu szkołach, które sprawdzaliśmy, sklepików nie ma wcale. W SP nr 62 w Katowicach jeszcze kilka lat temu działał jeden, ale jak opowiadają nam rodzice, nie wytrzymał narzuconej w 2015 r. ścisłej diety.
- W dalszej części przeczytasz m.in. jak walczyć z otyłością u dzieci, radzi dietetyczka Anna Falisz
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień