Toruń. Historia pełna dramatycznych zakrętów, czyli dzieje piekarni przy Wiązowej [Album rodzinny]
Jak już wcześniej informowaliśmy, w ostatnią sobotę stycznia została zamknięta piekarnia przy ulicy Wiązowej. Od niemal stu lat z najstarszą toruńską piekarnią związana jest rodzina Pyszorów i Żaków. W rodzinnych archiwach zachowało się sporo cennych pamiątek, m.in. listy niemieckiego więzienia w Forcie VIII.
Dzieje piekarni przy ul. Wiązowej
Zapach pieczonego chleba unosił się nad budynkiem przy Wiązowej 5 na Mokrem co najmniej od początku XX wieku. W każdym razie w 1908 roku mistrz piekarski Leon Nawrocki przeniósł się z pieczeniem do pomieszczenia specjalnie w tym celu wybudowanego na podwórzu. Wcześniej piekarnia działała zapewne w piwnicy. W tamtych czasach dzisiejsza Wiązowa nazywała się Ulmenalee – aleją Wiązową.
Nasza historia, czy raczej historia piekarni Pyszorów i Żaków zaczyna się w roku 1926, gdy budynek stojący w cieniu wielkiego wiązu kupił przybyły z Gniewkowa Jan Pyszora. Mistrz piekarski zabrał się za modernizację, m.in. nabył w Wiedniu nowy piec. W rodzinnych archiwach do dziś znajduje się rachunek opiewający na 10.500 złotych. W 1928 roku, gdy Jan Pyszora finalizował zakup, była to ogromna suma, tyle samo trzeba było zapłacić np. za holownik wiślany. Firma Werner&Pfleiderer, która piec stworzyła, powstała pod koniec lat 70. XIX wieku. Istnieje do dziś, podobnie jak jej dzieło przy ul. Wiązowej.
Album rodzinnych fotografii
W rodzinny archiwum jest również prospekt reklamowy Werner&Pfleiderer oraz sporo zdjęć Pyszorów. Piekarz musiał się napracować, jednak żyło mu się nieźle. Pan Jan i pani Stanisława mogli sobie pozwolić na kilka wycieczek, pojechali m.in. nad morze i na Wileńszczyznę.
Listy z Fortu VIII
Dobre czasy skończyły się we wrześniu 1939 roku. Na początku okupacji piekarnia jeszcze pracowała, Jan Pyszora musiał zmienić pieczątkę na niemiecką, jej odcisk zachował się na pocztówce, którą wysłał z Fortu VIII. Nie wiemy, kiedy dokładnie za Pyszorami zamknęły się bramy więzienia. Pani Pyszorowa była pono zaangażowana w negocjacje w sprawie uwolnienia kapitana Jana Drzewieckiego. Jak wiadomo, Niemcy postawili polskiego oficera przed sądem w marcu 1942 roku, zaś 1 lipca powiesili go na bramie garażu w podwórzu siedziby Gestapo przy Bydgoskiej 37/39.
W Forcie VIII Pyszorowie zostali uwięzieni oboje. Tak w każdym razie wynika z listu jaki napisał Jan Pyszora do najstarszej córki Łucji.
„Kochana Lusiu! Tak się niezbyt dzisiaj czuję, ale chcę Ci coś napisać chociaż troszkę. Donoszę Ci Kochane, że Twoja Kochana Mateczka czuje się dobrze - ma jakoś zawsze humor, a ten tu we forcie jest zawsze potrzebny. Szczególnie lubi śpiew i dlatego nasz mały chórek (ja należę też, bo śpiewam 2-gim głosem) często radość czyni. Jej pragnieniem, nasz dzień fortowy, uprzyjemnia mi modlitwa, bo uważam, że tylko Bóg mnie umie zrozumieć i udzielić pocieszenia duszy. (...) Z tamtego Twego listu tak bardzo się ucieszyłem, że omal nie popłakałem się (a płakać nie umiem, szczególnie tu i teraz) - tak mnie podniósł i pocieszył i wprost ukoił”.
Były to ostatnie chwile, które Pyszorowie spędzili razem. Później każde z nich trafiło do innego obozu koncentracyjnego, Stanisława Pyszorowa została uwięziona w Ravensbrück, gdzie zmarła w czerwcu 1944 roku. Jan Pyszora przeżył. Do Torunia wrócił w 1945 roku. Na zdjęciach przedwojennych widać, że sfotografowany jest mistrzem piekarskim, na fotografiach zrobionych po powrocie z obozu uwieczniony został cień człowieka.
Lata powojenne - stracone dekady
Pan Jan uruchomił piekarnię, korzystając z pomocy najstarszej córki. Łucja Pyszorówna również miała już za sobą twardą szkołę życia. Gdy rodzice zostali aresztowani miała 13 lat. Musiała zaopiekować się młodszym rodzeństwem, co podczas wojny było szczególnym wyzwaniem. Poradziła sobie. Ona również przejęła później od ojca piekarnię, czy raczej ciężar walki o to, aby piekarnia mogła działać. W czasach stalinowskich władze zamknęły bowiem prywatną piekarnię, batalia o zezwolenie na jej ponowne otwarcie trwała do lat 80.
Odrodzenie i kolejny cios
Przez te trzy dekady okolica się bardzo zmieniła. Ogromny wiąz co prawda nadal szumiał nad piekarnią, wokół jednak wyrosły wieżowce. Do nowych warunków trzeba się było dostosować, m.in. modernizując piec. Wcześniej opalany drewnem, stał się piecem gazowym. Stery odrodzonej rodzinnej firmy przejął Juliusz Żak, wnuk Jana i syn Łucji. Piekarnię prowadził razem z żoną – Ewą. Mogłoby się wydawać, że po tylu zakrętach, historia znów zacznie toczyć się prostą drogą. Przez lata tak rzeczywiście było, jednak w 2013 roku pan Juliusz nagle zmarł.
Kolejny cios, kolejne nieszczęście. W tym tragicznym momencie z pomocą i dobrym słowem pospieszyli jednak klienci oraz państwo Olczykowie, właściciele działającej po sąsiedzku piekarni przy ul. PCK. To oni namawiali wdowę, aby nie zamykała piekarni przy Wiązowej, za co Ewa Żak jest im ogromnie wdzięczna. Pan Juliusz również chyba tam z góry spoglądał i czuwał.
- Rozmawiałam z nim w myślach i mówiłam, że przecież sama sobie nie poradzę, a gdzie znajdę pracownika, który by sobie poradził w dość przecież specyficznej małej piekarni – wspomina Ewa Żak. - Chwilę po jednej takiej rozmowie zadzwonił telefon, w słuchawce odezwał się pan Krzysztof, który dzwonił zadzwonił z Lubelszczyzny z pytaniem, czy nie potrzebuję może kogoś do pracy w piekarni?
Piekarnia ponownie ruszyła. Wiąz przestał już jednak nad nią szumieć. Najpierw jego korzenie zostały przeryte podczas modernizacji ciepłociągu, później drzewo długo czekało na obiecane zabezpieczenia. Nie doczekało się ich, za to zaczęło się pochylać. Na początku 2019 roku rozpoczęła się przebudowa ulicy. Pod wiąz wjechał ciężki sprzęt, później zerwał się bardzo silny wiatr i pomnik przyrody runął. Zgodnie z wcześniejszymi planami, ulica została odsunięta od budynku, co jednak odbiło się negatywnie na liczbie odwiedzających piekarnię klientów. Później przyszła pandemia, pogłębiając ten kryzys. Śmiertelnym ciosem okazał się ostatni rachunek za gaz, wyższy od poprzednich o 400 procent. 31 stycznia najstarsza toruńska piekarnia rodzinna zakończyła działalność.
- To bardzo trudna decyzja – mówiła tydzień temu w rozmowie z nami Ewa Żak. - Przez tyle lat stworzyła się tu tak jakby rodzina. Klienci przychodzili, a ja już wiedziałam, co będą kupowali. Im wszystkim chciałabym bardzo podziękować. Za wsparcie i za to, że byli.
Klientom piekarni pani Ewa dziękowała siedząc wśród kwiatów, które od nich dostała.
Kto jeszcze mieszkał w domu przy Wiązowej 5?
Pyszorowie i Żakowie z piekarnią na Mokrem są związani od 96 lat. Szkieletowy budynek przy Wiązowej 5 pochodzi natomiast z końca XIX wieku. Kto tam mieszkał przed Pyszorami? W 1908 roku na liście jego lokatorów znajdował się niejaki Messerschmitt. Nie zajmował się jednak samolotami, ale był urzędnikiem kolejowym. W domu rezydowało także kilku arystokratów z przedmieścia. W 1912 roku mieszkał tu aspirant skarbowy von Wygnanowski, zaś w roku 1919 - von Czerniewicz. Szewc.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień