Tej! Poznańską pyrę każdy pozna
Na ulicach dziś już coraz trudniej usłyszeć poznańską gwarę. Ale tak charakterystyczne „co ino” trafiło nawet do literatury... japońskiej.
Dzisiaj już mało kto na co dzień używa poznańskiej gwary. Tylko starsi poznaniacy z rozrzewnieniem wspominają jak taksówkarze - przepraszam - dryndziarze, wychylali się z okien warszaw i krzyczeli do nieostrożnych przechodniów „gdzie leziesz gelejzo”.
A jednak poznaniak, który zawita na przykład do Warszawy czy Krakowa, może zostać zdemaskowany, gdy tylko otworzy usta. To za sprawą charakterystycznej wznoszącej intonacji, którą nieświadomie stosujemy, choćby pytając o godzinę. Założę się, że teraz każdy będzie sprawdzać, jak wymawia zdanie: „Która jest godzina?”.
Gwarowych słów takich jak szneka, sznytka, bimba czy wymborek używamy raczej dla żartu. Co nie zmienia faktu, że zarówno słowniki gwary poznańskiej, jak i gawędy nią pisane biją rekordy popularności. Jak choćby „Książe Szaranek” Juliusza Kubla, czyli przetłumaczony na poznańską mowę „Mały Książę”. Renesans przeżywają też nagrania spektakli kabaretu „Tey”.
O tym, że gwara poznańska stała się poniekąd dobrem narodowym, może świadczyć fakt, że mówi nią Kitaru, młody Japończyk z Tokio, bohater opowiadania „Yesterday” Harukiego Murakamiego. Oczywiście mówi w polskim przekładzie, bo w japońskim oryginale posługuje się dialektem z Okinawy. Jak wyjaśniała tłumaczka Anna Zielińska-Elliott - nie poznanianka zresztą, że zarówno dialekt z Okinawy, jak i gwara poznańska wydały jej się w jakiejś warstwie podobne.
Także dzięki temu gwara poznańska przestaje być hermetyczna. Pyry zdecydowanie przestały być poznańskie, zwłaszcza od kiedy Pyra Bar szybciej niż w Poznaniu zagościł w Gdańsku. Granice Krainy Podziemnej Pomarańczy (jak Pyrlandię określali ci, którzy starali się być bardziej wyrafinowani) opuściła też wuchta. To określenie dużej liczby czy ilości spotyka się już od morza do Tatr. O ile jednak wuchta jedzenia jest już wuchtą narodową to wuchta wiary pozostała poznańska. Mieszkaniec Warszawy, słysząc to określenie, myślałby raczej o wyjątkowo silnym zaangażowaniu w sprawy ducha.
Co więcej, dziś blubrają lub mniej ortodoksyjnie - opowiadają blubry już w całej Polsce. O ile sama czynność była dość powszechna zawsze, o tyle samo krótkie, a dosadne jej określenie świat zawdzięcza Poznaniowi. Niby cieszy, a jednak wciąż miło w Białymstoku wprawić parę osób w osłupienie, prosząc w składzie o tytkę rąbanych klymów.