Spindoktorant. Przypadek płk. Nathana R. Jessupa
Cała Polska słyszała już o aferze w gorzowskim Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Po kolei: o tym, że świeżo zatrudniona pracownica dostała polecenie zapisania się do Platformy, a kiedy przyszło do przedłużania umowy - jak twierdzi - usłyszała od dyrektora, że wiązać się to będzie z usługami seksualnymi.
I że usłyszała, iż to normalna sytuacja, często w Lubuskiem spotykana. I o tym, że Pani Magda - ofiara - nie dała się przekonać, więc umowy z nią nie przedłużono. O tym, że dyrektor WORD wcześniej, przez lata, pełnił ważną funkcję w Urzędzie Wojewódzkim. O tym, że zostało mu po tamtym czasie wiele znajomości.
Pani Magda miała w związku z tym obawy, że jeżeli zgłosi sprawę policji, ktoś może sprawie głowę ukręcić. I że poszła więc do swojej poseł, tej, w której biurze zapisała się do partii. I że Pani poseł przyjęła pismo, w którym pani Magda opisała i tę propozycję, którą dostała, i inne rzeczy, z którymi miała w WORD do czynienia. I o tym, że nic się w sprawie nie działo aż pani Magda przyszła do nas. I że myśmy przez miesiąc o tym pisali, i - tak właściwie - nic z specjalnego z tego nie wynikało.
Nic z tego nie wynikało, poza narastającą irytacją pani marszałek województwa lubuskiego Elżbiety Anny Polak i coraz głupszych tłumaczeń zaangażowanych w sprawę postaci. Irytacja pani marszałek doprowadziła do tego, że postanowiła ona (pani marszałek, a nie irytacja) rozwiązać problem raz a dobrze i doprowadzić do tego, żebyśmy zakończyli współpracę z opisującym sprawę autorem. Irytacja pani marszałek jest o tyle zrozumiała, że przez lata grała kartą praw kobiet.
Bardzo była w te sprawy zaangażowana, a tu nagle się okazuje, że kierowany przez nią urząd nie tyle próbuje zamieść sprawę pod dywan, co wręcz atakuje ofiarę. Bo jakże nazwać inaczej polecenie służbowe wydane dyrektorowi WORD, by oskarżającą go kobietę pozwał przed sąd.
No więc pani marszałek nie wytrzymała.
Jest taki film. Amerykański. „A Few Good Men”. Z niewiadomych powodów nazywany w Polsce „Ludzie honoru”. Kto nie widział, niech zobaczy. Zwłaszcza finałową scenę. Pokazuje ona co się dzieje, gdy ktoś (Nicholson), komu się wydaje, że może wszystko, zirytowany przez kogoś (Cruise), kto nie ma jakichś specjalnie wielkich mocy, nie wytrzymuje. I jak się to kończy.
Nim pani marszałek nie wytrzymała, sprawa WORD była zdecydowanie lokalna. Kiedy nie wytrzymała - zaczęły się nią zajmować ogólnopolskie media. I to nie tylko te, które - ułatwiając sobie na krótką metę życie - można wrzucić do pudła z napisem PiS-owska szczujnia.
Warto być przyzwoitym, powtarzał profesor Bartoszewski. Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby urząd marszałkowski zareagował natychmiast po tym, kiedy informacja o aferze się pojawiła? Co by było, gdyby pani marszałek zawiadomiła o sprawie prokuraturę w marcu, a nie na początku lipca? Co by było, gdyby się zachowała przyzwoicie?
Na pewno by nie była w sytuacji takiej jak dzisiaj, gdy z jednej strony słychać na nagraniu, jak mówi, że nie mogąc o sprawie powiadomić Donalda Tuska, opowiedziała o niej Marcinowi Kierwińskiemu, a z drugiej słyszymy jak Borys Budka mówi Michałowi Wróblewskiemu z Wirtualnej Polski, że to wyssana z palca bzdura, że rozmawiał z Kierwińskim, i ten nic o sprawie nie wiedział.
Zanim zacząłem się na poważnie interesować lubuską polityką słyszałem o pani marszałek same superlatywy - że dobry organizator, twardy polityk. Im dłużej tu jestem, tym bardziej się dziwię. Proszę zobaczyć - o aferze w gorzowskim WORD pisaliśmy od tygodni i był to lokalny temat. Wystarczył jeden ruch pani marszałek, a o sprawie mówi się z sejmowej trybuny, w ogólnopolskich mediach, a znak zapytania przy jej wiarygodności stawiają prominentni politycy z jej partii.
Szczerze mówiąc, jako lubuski neofita, wolałbym, by nasze województwo w reszcie Polski kojarzyło się z świetnym miejscem do życia, a nie z mobbingiem i molestowaniem.