Śmigłowiec LPR z opolskiej bazy poleciał do pijanego
Lepiej dmuchać na zimne, niż nie udzielić pomocy potrzebującemu - mówi dyrektor Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego.
Tego popołudnia ratownicy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego nie zabrali ze sobą śmigłowcem do szpitala człowieka, do którego wezwano pomoc.
Lekarz z zespołu zbadał mężczyznę i stwierdził, że jest po prostu mocno pijany. Zdecydował więc, że pozostanie pod opieką patrolu policji.
- Z prośbą o interwencję zadzwoniła na telefon alarmowy kobieta. Powiedziała, że w Paczkowie na trawniku przed bankiem leży mężczyzna i ma bóle w klatce piersiowej - relacjonuje Ireneusz Sołek, dyrektor Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego. - W tym momencie karetka stacjonująca w Paczkowie była na wyjeździe w Nysie, a wracając została wezwana do innej interwencji.
Śmigłowiec wezwać może tylko dyspozytor. Do niego należy ocena sytuacji.
Dyspozytor centrum wezwał więc na miejsce patrol policji, który potwierdził, że mężczyzna ma silne bóle w klatce piersiowej i potrzebna jest pomoc medyczna. Dyspozytor wysłał więc do Paczkowa helikopter. To wyglądało jak zawał. Takiego zawiadomienia nie można zignorować.
Lot do Paczkowa miał miejsce we wtorek 1 sierpnia ok. 15.30. Następnego dnia w Opolu na kąpielisku Kamionka jeden z wypoczywających mężczyzn zadzwonił po pomoc, bo - jak alarmował - jest uczulony na jad pszczeli, a przed chwilą użądliła go pszczoła. On nie ma przy sobie zestawu przeciwwstrząsowego.
Dyspozytor OCRM - ze względu na zagrożenie życia - wysłał śmigłowiec LPR z bazy w Polskiej Nowej Wsi. Na miejscu okazało się, że mężczyzna wcale wstrząsu nie ma. Te dwie akcje wzbudziły spore kontrowersje i zasadne stało się pytanie, czy w obu przypadkach nie powinno się zastąpić kosztownego helikoptera inną formą pomocy. Utrzymanie bazy LPR rocznie kosztuje bowiem ok. 3 mln zł.
- Czasem lepiej dmuchać na zimne, niż nie udzielić pomocy komuś potrzebującemu - komentuje oba przypadki dyrektor Sołek, który nie ma wątpliwości, że dyspozytorzy zadziałali w pełni prawidłowo. A że informacje, jakie otrzymali nie były precyzyjne, tego, jak mówi, czasem trudno uniknąć, gdy trzeba się spieszyć, bo chodzi o ludzkie życie.
- Śmigłowiec LPR jest takim samym zespołem ratownictwa jak załoga naziemnej karetki. Dysponuje tylko innym środkiem transportu - mówi Justyna Sochacka, rzecznik prasowy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Przeciętny obywatel nie ma możliwości wezwania śmigłowca. Robi to tylko dyspozytor wojewódzkiego centrum, do którego należy ocena sytuacji. Bazuje na wywiadzie i informacjach od świadków zdarzenia, ocenia dyspozycyjność zespołów naziemnych. Czasem po prostu karetki nie ma w pobliżu i śmigłowiec będzie szybciej.
Bazę LPR na Opolszczyźnie uruchomiono 29 listopada ub. roku. Do końca 2016 roku śmigłowiec odbył 42 loty. W tym roku do 4 sierpnia - już 307. W tym 295 lotów do wypadków i nagłego zagrożenia zdrowia. Tylko 12 razy był kierowany do transportu chorych między szpitalami.