Ślązacy wiedzieli, że znowu trzeba będzie płacić za cudze i własne winy
Żona płakała: „Po co ty to piszesz, komu to potrzebne” - mówi Paul Pogodalla, autor wspomnień „Potępieni i winni. Niemcom i psom wstęp wzbroniony”. - A ja na to: „Zdarzyło się, więc ma być opisane” - mówi
Paul Pogodalla. Rodzice - Józef i Katarzyna. W 1947 r. ukończył Szkołę Rzemieślniczą w Nowym Bytomiu i zaczął pracować jako tokarz w Hucie Pokój. W 1951 roku ożenił się z Lidią Krzymińską. Skończył technikum, awansował na majstra i kierownika zmiany w warsztacie mechanicznym. W 1986 roku przeszedł na emeryturę. Dwa lata później przeniósł się do Niemiec. Zajmował się hodowlą kanarków. Był prezesem Związku Hodowli Kanarków i Ptaków Egzotycznych w Polsce. Napisał książki o hodowli ptaków egzotycznych i o papużkach ozdobnych, a także tom wspomnień.
Paul Pogodalla urodził się w 1930 r. w rudzkiej Goduli, mieszka dzisiaj w Sandhausen koło Heidelbergu. W Niemczech zamieszkał dopiero na emeryturze, po latach pracy w Hucie Pokój. Pierwszą część dzieciństwa spędził w Chebziu na kopalnianym osiedlu, drugą w pobliskich barakach dla bezrobotnych. Ojciec nie tylko stracił pracę w kopalni, ale trafił do więzienia na sześć tygodni za śpiewanie „Deutschland über alles”. Z czwórką dzieci i żoną wyniósł się do izby bez wody i pieca. Tak zaczyna się opowieść jego syna.
- Byłem zły na fatra - przyznaje dzisiaj Paul. - W szkole przez niego wołano za mną „Hitler”. Kiedyś ojciec chciał mnie zabrać na wycieczkę do Niemiec, a ja, że nie chcę, bo tam naplują mi w twarz. W szkole uczyłem się przecież, że „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił”. Ojciec mówi: przecież ty jesteś Niemcem. Co?
Po 80 latach, już z silnym poczuciem swojej niemieckości, Paul napisze wspomnienia o tym, jak przed wojną w województwie śląskim żyło się takim Ślązakom jak on. Książka właśnie ukazała się nakładem autora.
- W Niemczech pierwszy raz w życiu nie miałem nic do roboty. Siadłem do książki, znowu byłem w moim Morgenroth, w Chebziu. W Rudzkim Lasku, wśród sosen, dębów i olch, pełnym czyżyków - mówi Paul.
Powstał tekst dla osób o silnych nerwach. Tu wciąż dzieje się coś, co zapiera dech. Czysty reportaż z przeszłości, bez zbędnych słów. Galeria postaci z krwi i kości, które nie są zbyt miłe. Główną rolę gra bieda. Wtedy, w latach kryzysu, mogła dopaść każdego, w barakach dla bezrobotnych sąsiadują Polacy i Niemcy. Jest poczucie krzywdy, że w niemieckiej dotąd krainie rządzą obcy ludzie, którzy nienawidzą pracowitych Niemców. O co im chodzi? Jest poczucie wyższości; w Polsce, słyszy Paul, wyżyć mogą tylko złodzieje, kombinatorzy i k... Fachowcami, co poznali zawód za Niemca, rządzą teraz jacyś mądrale z krakowskiej sztygarki; ci górnictwa uczyli się w Smoczej Jamie pod Wawelem.
Starka, babcia Paula, chodzi w stroju chłopskim i mówi po śląsku. Na zebraniach przy farze dla Ślązaczek jacyś panowie zaczęli im czytać polskie dramaty. Starka się skarży: - Bardzo długi wiersz Mickiewicza „Dziady”, żadna nie rozumiała, o co chodzi. Występowały różne okropne potwory nazywane dziadami, które sobie nawzajem źle życzyły. Nie pozwolę twojego staroszka nazywać dziadkiem, bo to paskudne słowo.
Paul poluje na wróble i wrony na obiad. Jego przyjaciel Maks jest sierotą, domem zajmuje się siostra. Nic nie mają. Paul daje mu codziennie kraiczkę chleba. Jest przemyt, ale strażnicy często łapią. Do szkoły chodzi się boso, nauka nie wchodzi do głowy, gdy chce się jeść. Paul jest drobny i chudy. Cała jego książka pachnie kartoflami ze słoniną i maślanką. Pamięta, kiedy i gdzie to wymarzone danie jadł.
Praca jest tylko w Niemczech, daje ją Hitler. Ojciec chodzi do Huty Bobrek na niemiecką stronę, czasem kilka dni czeka, aż go zawołają; wolą swoich. Widzi tam dzieci odżywione, tu ludzie jak ognia boją się widoku położnej Skwarzyny: znowu będzie „zuwachs”, nowy bajtel. Kobiety chcą się topić w stawie „Kokotek”. Paulowi w barakach przybywa jeszcze dwoje rodzeństwa.
Hitler jest na barakach poważany, nie wiadomo, dlaczego Polacy tak go nie cierpią. Zazdroszczą. Oznacza dobrobyt, ciepłe mieszkanie, pełny brzuch; z tym tylko kojarzy się swastyka. Paul pisze: „Kto z prostych ludzi zastanawiał się, czym jest hitleryzm i do czego on w swym działaniu prowadzi?”. Od rosyjskiego śledczego usłyszy kiedyś: „Wy, durne Ślązaki, nie wiecie, co faszysta, co Niemiec”.
Rodzina Paula cieszy się, że wybuchła wojna i cały Śląsk znowu jest niemiecki. Będzie porządek. Jakby Hitler po to tylko wywołał wojnę, żeby zwrócić Ślązakom Niemcy. Ale Hitler prze coraz dalej. Jeszcze nie wiedzą, jaki zapłacą rachunek. - I dlaczego? - zastanawia się Paul. - Co winien mój ojciec? Polakom nie pomagał, ale im krzywdy nie robił.
Inaczej chrzestny Hannes. Paul pisze o nim: „Stawał się pod rządami Hitlera coraz większym zwolennikiem Polaków. Pomagał im w potrzebie, jak i wszystkim”. Ojciec działa w partii, Paul w Hitlerjugend, bo musi, ale też mu się podoba.
Chebzie żyje w strachu: armia zabiera synów, giną w Rosji. Skraca się front, to znaczy Armia Czerwona naciera i już tu jest. Dla Germańców nie ma litości. Dla Polaków „sanacyjnych” też. Ale dla Paula się znalazła. Lejtnant patrzy na ujętego właśnie „hajociarza i faszystę” ze zmęczeniem: „Eto malczik. Paszoł won”. Nie pod mur.
Ojciec wróci z Rosji i umrze, Paul trafi do obozu w Mysłowicach, ucieknie. Zostaje w Polsce, ciężko tu pracuje, chociaż gorole wciąż go denerwują.
Po wojnie, uważa, było jak w tytule: „Psom i Niemcom wstęp wzbroniony”. Ile wrogości, pogardy. Myśli jednak z drugiej strony, jak to możliwe, że Niemcy, on też, tak długo popierali Hitlera i wojnę?
- Chciałem o tym rozmawiać w Niemczech, ale usłyszałem, że sami nie wiedzą. Zapłacili za winy i chcą żyć dalej - mówi Paul.
- Moja książka, mam nadzieję, ostrzega przed nienawiścią, wojną i przed tym, co do niej doprowadza. A co to jest? Niech każdy sam sobie później odpowie.