Chodzenie po wiślanych łachach to jak igranie z ogniem i proszenie się o nieszczęście. Wczoraj ok. godz. 9.30 na takiej łasze zaobserwowaliśmy nowożeńców wraz z fotografem w trakcie ślubnej sesji.
W środę rano nadwiślańskie bulwary były raczej puste. Ani pogoda, ani pora nie zachęcały do spacerów. Mimo to nieliczni przechodnie idący nad rzeką od strony starówki zatrzymywali się i z uwagą wpatrywali w przeciwległy brzeg.
A było na co patrzeć. Na lewobrzeżu, niedaleko mostu drogowego, na gigantycznej piaskowej łasze poruszały się trzy osoby. Kobieta w białej sukni oraz towarzyszący jej dwaj mężczyźni - jeden w garniturze, drugi z zaopatrzonym w obiektyw aparatem. Była to młoda para oraz biegający za nią fotograf. To co widzieli przechodnie było zapewne oryginalną sesją ślubną. Na tyle oryginalną, że mogło się skończyć tragicznie. Tym bardziej, że młodzi zbliżali się do krawędzi łachy przyjmując coraz to wymyślniejsze pozy. W końcu chodziło o zdjęcia, które mają być pamiątką na całe życie.
Pod warstwą piasku jest gęste błoto, i to ono działa jak kleszcze.
- Sytuacja jest bardzo poważna, ale niestety nie ma zakazu wchodzenia na łachy czy pływania w Wiśle, mandatu za to nikt nie dostanie - mówił kilka dni temu „Nowościom” Wojciech Lewko, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Toruniu. - Możemy jedynie prosić, przestrzegać i apelować do rozsądku.
W rzeczywistości łacha to piaszczyste miejsce powstałe z materiału naniesionego przez rzekę, głównie piasku, nieutrwalonego i niezagęszczonego. Łachy tworzą się, gdy w rzece przez dłuższy czas utrzymuje się niski stan wody, a to oznacza też mniejszą prędkość, z jaką płynie rzeka. W takich warunkach najcięższy materiał osadza się, odsłaniając przywleczone rumowisko. Zjawisku sprzyja brak opadów atmosferycznych, a pogłębiają je upały.
Niewinnie wyglądająca piaszczysta łacha to bardzo niebezpieczna ruchoma wydma-pułapka. Człowiek zapada się w piasku z każdym kolejnym krokiem.
W internecie można znaleźć relacje tych, którzy przeżyli nieprzyjemne zetknięcie z łachą. Opisują je ku przestrodze.
- Bez pomocy kolegi czy przypadkowych przechodniów bym się z tego nie wydostał - czytamy na jednym z forów. - Pod warstwą piasku jest gęste błoto, i to ono działa jak kleszcze. To po prostu wciąga i nic nie można zrobić.
Tymczasem po piaszczystych łachach spacerują nie tylko żądne wrażeń nastolatki, ale nawet całe rodziny z dziećmi. WOPR może tylko próbować przemawiać im do rozumu. Jak widać po wczorajszym przykładzie, to mało skuteczne.
Zdaniem naukowca
- Czoła łach mogą się przemieszczać od pół metra do nawet ośmiu metrów na dobę - mówi prof. Zygmunt Babiński, potamolog (badanie rzek), kierownik Katedry Rewitalizacji Dróg Wodnych UKW w Bydgoszczy. - Jeżeli dzisiaj wejdziemy w konkretnym miejscu do rzeki, to nazajutrz ma ono zupełnie inną strukturę. To powoduje, że czoła łach są niestabilne, miękkie i zapadają się pod ciężarem człowieka. A przed czołem ostrogi najczęściej są głebkości rzędu 3-4 metrów, niemalże pionowa ściana.
Jeszcze bardziej niebezpiecznie robi się właśnie przy niskich stanach wody. Jak już prąd chwyci za nogę, to ciągnie nieboraka aż do dna.
- W wyniku płynięcia wód przez ostrogę tworzą się tzw. prądy walcowe, poziome, które poniżej ostrogi robią 3-4-metrowe zagłębienia. W wyniku tych procesów powstają łachy tzw. międzyostrogowe, na które ludzie chętnie wchodzą, bo są takie ładne, żółte. Jednak przy niskich stanach wody, kiedy główki ostróg są wynurzone, poniżej tworzą się prądy pionowe, schodzące, które drążą do 10-12 metrów w głąb. Nawet najlepszy pływak im się nie przeciwstawi. A kiedy ciało wypłynie, to na obrzeżach nurtu będzie krążyć „w górę” rzeki wokół tej łachy.
Niebezpieczeństwo pogłębia jeszcze ograniczona widoczność. Na przykład w Wiśle ze względu na „zawiesinę” - materiał niesiony przez rzekę - wynosi ona 50-70 centymetrów. I człowiek może nie widzieć, że stoi właśnie na skraju podwodnej przepaści.
Drwęca, Brda, Wda to mniejsze rzeki, ale wcale nie są bezpieczniejsze od Wisły. - Należą przecież do najbardziej dynamicznego układu, jeśli chodzi o zmianę rzeźby terenu w naszej szerokości geograficznej - podkreśla naukowiec. - Koryto cały czas się zmienia.