Pracownicy SOR: często słyszymy pod swoim adresem wyzwiska
Wyzwiska, agresja i niszczenie sprzętu medycznego to codzienność, z jaką muszą się mierzyć lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR) na Podkarpaciu.
We wszystkich największych SOR-ach naszego regionu sytuacja jest niemal identyczna.
- Bardzo często przyjmujemy pacjentów w stanie upojenia alkoholowego. Codziennie takich osób jest między 2 a 4, a w weekendy ta liczba znacząco się zwiększa. Często słyszymy pod swoim adresem wyzwiska i spotykamy się z przejawami agresji - mówi Edyta Niemczyk, pielęgniarka oddziałowa SOR w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie.
Gabinet zabiegowy jak rzeźnia
Wydarzenie, do którego doszło w niedzielę nad ranem w Szpitalu Specjalistycznym w Jaśle, szokuje i potwierdza, jak trudno jest pracować na SOR-ach. 31-letni Paweł J., mieszkaniec powiatu jasielskiego, bawił się na suto zakrapianej alkoholem imprezie. Skutkiem był uraz nogi, z którym trafił na oddział ratunkowy. W trakcie robienia opatrunku mężczyzna wpadł w szał, zaczął niszczyć wszystko, co miał pod ręką.
Przewracał stoliki, zaczął tłuc szyby w szafkach, niszczyć sprzęt, przesunął nawet stół operacyjny, który waży kilkaset kilogramów, rzucał przedmiotami w personel, mówiąc, że wszystkich pozabija. Krewkiego pacjenta spacyfikowała policja. Okazało się, że miał on ponad 4 promile alkoholu w organizmie.
- Prowadzimy czynności wyjaśniające. Mężczyzna zostanie przesłuchany. Najprawdopodobniej usłyszy zarzut zniszczenia lub uszkodzenia mienia - mówi komisarz Krzysztof Machowski, zastępca naczelnika wydziału kryminalnego KPP w Jaśle.
Mógł kogoś zabić
Udało nam się dotrzeć do jednego z ratowników, świadka zdarzenia.
- Karetka przywiozła pacjenta, który miał być nieprzytomny i poważnie ranny. Okazało się, że ma tylko ranę nogi, jest przytomny, jednak dość pijany. W pewnym momencie ten mężczyzna wpadł w istny szał, zaczął wszystko demolować i krzyczeć, że nas pozabija. Gdy wszyscy lekarze i pielęgniarki widzieli, że nie ma już innej możliwości jak ucieczka, udało nam się w ostatniej chwili zabarykadować szaleńca w sali. Gdybyśmy tego nie zrobili, mógł dostać się na inne oddziały i kogoś zranić albo jeszcze gorzej. Najgorsze było to, że najbliższy oddział to oddział dziecięcy. Cały gabinet był we krwi - sufit, podłoga, ściany. Wszędzie pełno szkła, porozrzucane leki, strzykawki, czegoś takiego nigdy nie widzieliśmy tutaj. Do wulgaryzmów, obrażania ze strony pijanych pacjentów jesteśmy już przyzwyczajeni, nie robi to na nas wrażenia, ale coraz częściej dochodzi do naruszeń ciała - tłumaczy ratownik.
Zajście z udziałem pijanego pacjenta potwierdza Artur Sadzikowski, kierownik SOR w szpitalu w Jaśle, dodając, że to nie pierwszy taki przypadek.
- Co jakiś czas trafia się ktoś po alkoholu lub po środkach odurzających, kto „przemeblowuje” nam ambulatorium. Czasami zastanawiamy się, czy pracujemy w szpitalu, czy izbie wytrzeźwień. Straty wstępnie oszacowaliśmy na 5 tys. zł, chociaż mogą one wzrosnąć, jeżeli okaże się, ze sprzęt medyczny został uszkodzony - dodaje Sadzikowski.
Smutna rzeczywistość
Podobnie jest na innych SOR-ach.
- Pijany rekordzista miał 8 promili. W weekendy to jest nagminne. Żaden lekarz nie pali się do pracy na SOR, można za to powiedzieć, że pacjenci upojeni alkoholem mają w szpitalu najlepszą diagnostykę. Wystarczy, że ma zadrapaną głowę i już trzeba wykonać tomografię, podać odpowiednie płyny i dokładnie przebadać. W ramach wdzięczności słyszymy wyzwiska lub jesteśmy napadani. Jakiś czas temu pijany pacjent złapał za szyję pielęgniarkę i ją całą podrapał. Teraz ma sprawę w sądzie - opowiada lek. Andrzej Bazia, kierownik SOR w Wojewódzkim Szpitalu Podkarpackim w Krośnie.