Pies groźny niczym broń palna
Beata krzyknęła: „Bierz go”, a pies niczym karny żołnierz skoczył do gardła Łukasza. W ostatniej chwili zasłonił się ręką i krzyknął z bólu, gdy poczuł mocne ugryzienia. W pewnej chwili agresywny zwierzak przerwał atak. To ocaliło chłopaka.
Dorastanie bez ojca
Życie Beaty to historia staczania się. Nie na samo dno, ale na tyle nisko, że trudno było się jej potem podnieść.
Dorastała w Nowej Hucie bez ojca, który zmarł o wiele za wcześnie. Jedynaczka wychowywana przez matkę to nie jest idealny układ. Beaty nie ciągnęło do nauki w szkole, lecz do chłopaków. Z powodu wagarów powtarzała rok w jednej klasie.
Już w gimnazjum po raz pierwszy zaszła w ciążę, potem w drugą, z innym panem. Za każdym razem partnerzy zostawiali ją z brzuchem i znikali bez śladu. Beata nie była w stanie poradzić sobie z dwojgiem dzieci i sąd pozbawił ją praw rodzicielskich. Maluchy trafiły do adopcji, ona rozsmakowała się w alkoholu. Piła bez umiaru i to był drugi powód utraty praw do dzieci. Fakt, podejmowała próby wyjścia z nałogu, ale długo nie wytrwała w postanowieniu o rezygnacji z mocnych trunków.
22-letnia Beata D. nie zawahała się poszczuć psem chłopaka, bo chciała zabrać mu pieniądze
Dorabiała jako sprzedawczyni w sklepie sportowym, potem w spożywczym, w małej gastronomii, jako sprzątaczka. Wszędzie na umowę zlecenie. Matka przestała być autorytetem, zwłaszcza gdy zaczęła zrzędzić, by córka się ustatkowała. Beata nie posłuchała i zaraz przytrafiła się jej trzecia ciąża.
Tym razem sprawcą był Darek, młody chłopak z ambicjami. Beacie wydawało się, że tym razem los się do niej uśmiechnął, bo po raz pierwszy trafił się facet, który miał stałą pracę na budowie i nie uciekał na widok pieluch. Z wdzięczności urodziła mu kolejne dziecko, ale życie dalej traktowała lekko.
Pierwszy wyrok
Po alkoholu miała niewyparzoną gębę i nic dziwnego, że została skazana za znieważenie policjantów na karę 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu.
Trafiła pod dozór kuratora. Gdy przychodził na kontrole, przeważnie gdzieś znikała. Kupiła psa i zajmowała się nim, jak dziećmi, czyli od czasu do czasu. Wyprowadzała na spacery, karmiła. Suczka wabiła się Stella.
Kradzież i atak psa
W kwietniową noc Łukasz i Kaśka wybrali się do lokalu na os. Kolorowym. Przed północą wyszli na zewnątrz i powędrowali w okolice dawnego miasteczka komunikacyjnego, koło Nowohuckiego Centrum Kultury (NCK). Dołączył do nich Tomek.
Noc była ciepła, idealna na pocałunki w świetle księżyca. Do niczego jednak nie doszło, bo w pewnej chwili do trójki młodych ludzi podeszła nieznana im para, od której czuć było alkohol. Chłopak - napakowany, wyrazista twarz - poprosił o papierosa, trzymał psa na smyczy. Dziewczyna - wysoka blondynka o wyzywającej urodzie - usiadła koło Kaśki. Rozmawiali, palili. W pewnej chwili para się oddaliła.
Kaśka dopiero po chwili zorientowała się, że nie ma telefonu. Łukasz ruszył za nieznajomymi i poprosił ich o wspólne szukanie komórki. Zadzwonił na numer Kaśki i zauważył, że odchodząca dziewczyna - czyli Beata D. - w tym momencie wsadziła rękę do kieszeni jakby wyłączała telefon. Na prośbę Łukasza o pomoc w poszukiwaniu komórki zareagowała agresją.
- Możesz mnie przeszukać - podniosła ręce. W tej samej chwili towarzyszący jej chłopak spuścił psa ze smyczy, a ona przeszła do kontrofensywy. Zażądała od Łukasza pieniędzy, a kiedy pokazał jej pusty portfel złapała go za włosy i chciała, by dał jej komórkę.
Łukasz zaczął się wyrywać, agresywna dziewczyna chciała sprawdzać mu kieszenie. Mocno ciągnęła chłopaka za włosy, a w pewnej chwili poszczuła psem. Łukasz zasłonił się ręką, gdy zwierzę skoczyło mu prosto do gardła. Z pomocą zaatakowanemu ruszyła Kaśka i Tomek, który wezwał policję.
W pewnym momencie Beata wyrwała Łukaszowi telefon komórkowy i jeszcze próbowała uderzyć głową w twarz. W ostatniej chwili zrobił unik.
Patrol mundurowych pojawił się pół godziny później. Po krótkim pościgu zatrzymano Beatę, ale już nie miała przy sobie zrabowanych telefonów, które ukryła niedaleko NCK.
Tydzień później jeden z aparatów trafił do rąk przypadkowego nabywcy na giełdzie elektronicznej, drugi, jak powiedziała Beata D., zgubiła gdzieś po drodze. Przyznała się do winy i trafiła do aresztu tymczasowego. Zarządzono w jej sprawie wykonanie zawieszonej kary 8 miesięcy więzienia.
Zwierzak jak broń
Nowohucka prokuratura przyjęła, że Beata D. stosowała przemoc i usiłowała dokonać rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia - za takie uznano sukę mieszańca rasy pittbullterier. Śledczy przyjęli, że czyn Beaty D. można porównać do napaści z nożem lub bronią palną. Za to grożą co najmniej 3 lata więzienia.
Przed końcem procesu Beata D. napisała do sądu, że jest w czwartej ciąży i prosiła o łagodny wyrok oraz o to, by nie została „potraktowana jak ostatni wyrzutek społeczeństwa”. Dodała, że jej występek był haniebny, wstydzi się go i żałuje.
„Chciałabym zaznaczyć, że często wpływ na moje postępowanie miał kontakt z ludźmi z tzw. nizin pochodzenia patologicznego” - napisała. Jak zapewniła, teraz patrzy w przyszłość, chce podjąć pracę, wyjść za mąż i stworzyć dom dla dziecka oraz zmienić środowisko, aby nie ulegać pokusom i namowom innych osób.
Sąd Okręgowy w Krakowie nie zgodził się z wnioskiem prokuratora, który domagał się dla oskarżonej kary 3 lat więzienia. Beata D. usłyszała wyrok 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat, ponieważ sąd uznał, że można jej nadzwyczajnie złagodzić karę.
Marny koniec Stelli
Suka Stella, jako dowód rzeczowy, znalazła się w schronisku dla bezdomnych zwierząt przy ul. Rybnej w Krakowie. Z placówki trafiła w prywatne ręce, ale u nowych właścicieli nie miała szczęścia. Wyrzucili ją z drugiego piętra bloku i poniosła śmierć na skutek upadku z wysokości.
Życiowy upadek Beaty D. był mniej tragiczny. Niedługo potem usłyszała kolejny wyrok w zawieszeniu za znieważenie i skopanie policjantów. Wtedy krakowski sąd odwiesił jej karę i ostatecznie na dwa długie lata trafiła za kratki.