alei Wojska Polskiego.
Ruszamy na zapowiedziany tydzień temu zygzakowy objazd ul. Wojska Polskiego. Na początek prawa połowa – patrząc od ronda Solidarności w kierunku dworca PKP. Zaraz się wyda, dlaczego nie całość jak leci, wszak to odcinek zaledwie 600-metrowy. Zaczyna się od siedziby banku, która dawniej była sklepem spożywczym Miejskiego Handu Detalicznego
zwanym „Pod Kolumnami”.
Pod numerem 6 skręcamy w prawo na zaplecze całego kwartału alei pomiędzy ulicami Niedziałkowskiego, Krasińskiego i Mickiewicza. Tutaj najlepiej widać efekty rewitalizacji części starego śródmieścia. Place zabaw i rekreacji, obiekty Słupskiego Ośrodka Kultury, urzędu miejskiego oraz teatru Rondo, działającego w zaadaptowanej do tego celu i rozbudowanej kaplicy augsbursko- ewangelickiej z 1912 roku. W sumie takie fajne podwórze kulturalne. Nawet stojaki rowerowe w formie „małp” z adresów internetowych dużo ciekawsze niż proponowane w recenzowanych tu niedawno „Dziennikach rowerowych” Davida Byrne‘a oraz o niebo efektowniejsze niż te dwuzębne widły rozmieszczone wzdłuż ul. Wojska Polskiego.
Gdyby tak jeszcze zadbać o zaplecze posesji apteki oraz drogerii, gdzie kiedyś były sklep mięsny i masarnia, to po dawnej brzydocie i szpetocie nie byłoby ani śladu. Przez bramę między posesjami 10 i 11 wracamy na aleję i natykamy się natychmiast na spory lokal do wynajęcia – jeden z siedmiu ogłoszonych pustostanów po obu stronach al. Wojska Polskiego. To była sława słupskiej gastronomi - Karczma Słupska, która funkcjonowała tutaj od połowy lat 70. minionego stulecia, stylowo urządzona w pomieszczeniach po kawiarni Kaprys, bardzo zresztą lubianej przez niegdysiejszą młodzież.
Sławna na całą Polskę celebrytka kuchenna głosiła niedawno, że wynajmie ten lokal i otworzy w nim znakomitą restaurację. Przydałaby się bardzo, bo przy całej al. Wojska Polskiego jest tylko osiem punktów małej gastronomii i nic więcej. Tymczasem dawna Karczma Słupska wyziera z archiwum innym ciekawym wątkiem. Lokal o tej samej nazwie, urządzony przez słupszczan
w Warszawie, to znana z niedawnej afery podsłuchowej knajpa Sowa i Przyjaciele.
Tak, bo stały w nich wielkie, napowietrzane baseny, które przydałyby się dziś niejednemu hipermarketowi, dręczącemu żywy towar w ramach świątecznej oferty. Skręćmy w prawo w ul. Mickiewicza, aby objechać kwartał śródmieścia pomiędzy ul. Żeromskiego i Wileńską. Po drodze trzeba przejechać pewien plac, ale że jest on imienia Broniewskiego dowiemy się z tabliczek domów wokół.
Taki to kolejny przykład niefrasobliwości zarządców infrastruktury miejskiej. Ale jeszcze gorsze to, że latami zarasta chaszczami spory teren po upadłym producencie zwanym Margo, który wprowadził się tu po przeniesieniu Zakładu Urządzeń Okrętowych Sezamor do nowo wybudowanych (na przełomie lat 60. -70. minionego stulecia) obiektów na Zatorzu. A tu miały być galeria Ogrody i inne cuda. Śródmiejski teren wygląda na bezpański, a można byłoby go utwardzić i wykorzystywać np. na parking, bo miejsc postojowych na ul. Wojska Polskiego i wokół brakuje. Albo na lokalizację sezonowych imprez, jak np. sztuczne lodowisko. Okazuje się, że takich ugorów w śródmiejskiej przestrzeni jest więcej i wklepujemy je w nawigację kolejnych wypadów rowerowych.
A na razie ponownie wracamy na al. Wojska Polskiego, aby pojechać tam, gdzie wyprowadził się Sezamor. Przed skrzyżowaniem z ul. Kołłątaja mijamy budynek nr 25 o architekturze bardziej współczesnej niż pozostała zabudowa. To plomba z lat 50. minionego stulecia – jedna z trzech powojennych przy tej alei, której II wojna światowa nie wyrządziła większych szkód. Jednakże sporo ponad wiekowych obiektów po prostu już się sypie w oczekiwaniu na rewitalizację, na co też zwrócimy uwagę w następnych odcinkach zygzakowania po śródmieściu.
Dawno o tym wiedziałem, ale pojechałem nakręcić trochę kilometrów. Poza tym dobra wieść z tej trasy jest taka, że na remontowanym wiadukcie w ciągu ul. Wolności i al. 3 Maja mamy nowy kawałek bezpiecznej ścieżki rowerowej.