„Lamaila”, czyli kosmicznie i baśniowo
Dziś o godz. 18.30 w Teatrze Wielkim w Łodzi familijne widowisko Macieja Pawłowskiego na Premierę z „Expressem”. W akcji Gilgolaki, Kukłaki, Kubikusy, Gulgacz, Giwik...
Udana pozycja dla dziecięcej widowni to skarb dla każdej sceny. Czy „Lamaila” skutecznie zmierzy się z „Królewną Śnieżką”, która ponad 40 lat czaruje w Teatrze Wielkim i jak w konkurencji z Krasnalami wypadną Gilgolaki i inne fantastyczne dobre i złe stwory?
Historia muzyczno-tanecznego widowiska skomponowanego przez Macieja Pawłowskiego (syna twórcy muzyki do „Śnieżki”) dopiero się zaczyna. W sobotę była prapremiera, poprzedzona wstępem astronoma z łódzkiego Planetarium. „Lamaila” jest kosmiczną grą z wyobraźnią. Libretto (Liwii Pawłowskiej) to właściwie tylko bajkowy schemat i trochę więcej przygód by nie zaszkodziło, choć najważniejsza jest tu baletowa zmienność. Pojawiają się wciąż nowe grupy postaci zarysowujących historię księżniczki Krainy Dnia Lamaili (Minori Nakayama) i księcia Krainy Nocy Namadila (Nazar Botsiy).
Od przebudzenia bohaterki wśród kwiatów, każdy kolejny obraz urzeka feerią barw i kształtów. Kostiumy Anny Chadaj to połączenie klasycznych strojów bliskich filmom Disneya z fantazją na ich temat (brawa przy otwartej kurtynie). Choreograf Andrzej Morawiec starał się (skutecznie i z wdziękiem) wykorzystać ich urodę oraz formę. A nade wszystko starannie zaznaczył zmienność sytuacji wpisanych w muzykę wyraziście charakteryzującą postacie.
Maciej Pawłowski nawiązuje swoją kompozycją do różnorodnych wzorów. Czuje się bliskość nastrojów rodem z Czajkowskiego, Prokofiewa, bywa jazzowo i w rytmie walca, a nawet charlestona. Pięć piosenek (wykonują je Kaja Mianowana i Martin Fitch) dopełnia opowieść o miłości i bezkresnej, kosmicznej wręcz wyobraźni, którą warto uruchomić, by świat nabrał barw.
Na scenie aż 70 wykonawców, w tym akrobaci i 20-osobowa grupa specjalnie przygotowanych młodych osób uprawiających różne techniki tańca. Na żywo towarzyszy im orkiestra pod dyrekcją Tadeusza Płatka. Każdemu obrazowi i postaci ostateczny wizerunkowy szlif nadawała znakomita gra świateł, za którą uznanie należy się Tomaszowi Filipiakowi.
W finale, tak jak „Śnieżkowi” ulubieńcy na widowni baraszkują Gilgolaki. Czy zdobędą widownię od lat 5 do 102?