Jeśli teatr służy polityce, to nie ma on sensu

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Edward Gurban

Jeśli teatr służy polityce, to nie ma on sensu

Edward Gurban

Kazimierz Rodak ponad pół wieku spędził na Ziemi Lubuskiej, działając w amatorskim ruchu teatralnym. Na emeryturze, wraz z żoną, osiadł w Starym Sączu.

Jakie były początki Pana działalności teatralnej w Nowej Soli?
Związałem się z ruchem recytatorskim przy Towarzystwie Miłośników Sceny, które od 1958 roku działało w sali „Zacisze”, koło Domu Kultury „Dozamet”. Robiliśmy teatr amatorski. Przypominam sobie „Lekarza mimo woli” Moliera, „Fircyka w zalotach” Zabłockiego czy „Mazepę” Słowackiego. Pomagali nam wówczas artyści ze sceny zawodowej teatru w Zielonej Górze, m.in. Olgierd Sochacki. To właśnie on otworzył mi oczy, mówiąc, że jeżeli w teatrze nie ma ciągłego zaskoczenia oraz sacrum (coś, co jest ponad zwyczajnym życiem), to teatr niczemu nie służy. Jeżeli teatr służy polityce, to nie ma on sensu.

Co było dalej?
Chociaż byłem już urzędnikiem kultury w tzw. prezydium, w dalszym ciągu występowałem jako aktor, m.in. na akademiach. Grałem w prozie Babla czy poezji Norwida. Mniej angażowałem się w politykę. Mnie interesowały sprawy człowieka i tworzenie płaszczyzny dla skompensowania sobie niedoborów życiowych. Poprzez recytację i teatr tworzyłem przestrzeń do budowania siebie, swoich postaw i aspiracji artystycznych.

A były one niemałe...
Po występie w finale Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w Łodzi pani Krystyna Śniadecka zaproponowała mi przyjęcie bez egzaminu do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej. Ku zdziwieniu dość licznego gremium, w którym się znajdowałem, odmówiłem. Powiedziałem, że aktorstwo zawodowe mnie nie interesuje. Wróciłem do Nowej Soli i założyłem stałą scenę teatru lubuskiego w tym mieście. We współpracy z bibliotekarzami z terenu, za zgodą Marka Okopińskiego i Haliny Lubicz z teatru w Zielonej Górze, uruchomiłem warsztaty dla instruktorów i dyrektorów domów kultury. Raz w miesiącu odbywały się przedstawienia.

Później były jednak studia teatralne i Kożuchów...
Zrobiłem studia teatralne w Krakowie na dziale reżyserskim. W Kożuchowie założyłem teatr poezji Kokon, czyli coś, co się przepoczwarza. Robiliśmy tam różne rzeczy. „Mordowaliśmy” Gałczyńskiego i Woroszylskiego. Dumny byłem z adaptacji prozy poetyckiej Niemca Wolfganga Borcherdta „Pod drzwiami”. Później teatr, jako Kokon 2, przyklejono do Towarzystwa Miłośników Sceny w Zaciszu. Były to lata 1962-64.

I wtedy zaczęło się wędrowanie?
W Nowej Soli już nie mogłem dłużej pracować, zmieniła się moja sytuacja rodzinna, a władze nie dały mi obiecanego wcześniej mieszkania. Z konieczności wyjechałem do Ozimka (opolskie). W 1968 roku zostałem dyrektorem Powiatowego Domu Kultury w Świebodzinie. W Siedlisku zorganizowałem Studium Kultury Mowy i Małych Form Teatralnych. Robiłem też widowisko z okazji Święta Sobótki w Przełazach.

Nie dane było zbyt długo pracować w Lubuskiem?
W latach 70. studiowałem w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze, do której dojeżdżałem ze Świebodzina. Już miałem obronę pracy magisterskiej, gdy za zbyt śmiałą reżyserię „nocy sobótkowej” w Przełazach zostałem zwolniony z pracy w domu kultury. Musiałem szukać sobie miejsca. Odezwali się przyjaciele z dalekiego Krosna nad Wisłokiem, którzy załatwili mi pracę w Wojewódzkim Domu Kultury. Na konsultacje i obronę pracy jeździłem przez całą Polskę, nieraz cały dzień. Studia ukończyłem ze średnią 4,86.

Nadal działa Pan w Lubuskiem?
Gdy już tam mieszkaliśmy, byłem wielokrotnie zapraszany do jury konkursów recytatorskich w Żarach, Żaganiu, Świebodzinie, Międzyrzeczu, Witnicy i niestety, coraz mniej w Nowej Soli... Jest już coraz mniej przeglądów teatrów. Wszystko to dogorywa. Nie ma już ludzi z pasją. Tutaj sama wiedza już nie wystarczy. Szkoda, że tak się dzieje.
Dziękuję za rozmowę.

Edward Gurban

Edward Gurban

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.