Jak tu uciec z tego końca świata? - pytają ludzie
Kiedyś w Wielobłotach to i zabawy były. Działo się tu, oj działo... A dziś nic. Żyje się tu jak na końcu świata - mówią mieszkańcy.
Na północny zachód od Zaboru, na wilgotnych terenach tuż nad samą Odrą położona jest niewielka wieś Wielobłota. Wieś, która z roku na rok coraz bardziej się wyludnia. Jak poinformowała nas sołtys Krystyna Sikoń, w tej chwili mieszka tu zaledwie 28 mieszkańców.
- Ja tu mieszkam już od 60 lat. Byłem 7-latkiem, jak z rodzicami z Pabianic to trafiliśmy. I wtedy to było zupełnie inne miejsce. Domów było więcej, tak jakoś weselej tu było. A teraz? Cisza, nuda... smutno tak - opowiada Janusz Buczyński, który w tej chwili mieszka w Wielobłotach najdłużej. Wspomina, że dawniej, we wsi była nawet świetlica, w której się wszyscy spotykali. Był również sklep. A teraz w świetlicy jest prywatne mieszkanie, a i sklep został zamknięty. - Ludzie mówią, że to takie piękne miejsce. Cisza, spokój, można się zrelaksować i odpocząć. Ale to ci, którzy nie mieszkają tu na co dzień. Ja to bym się stąd najchętniej wyprowadził. Całe życie tu spędziłem, ani nikogo poznać się nie dało. A jak już, to żadna pani zamieszkać tu nie chciała. Sam jeden mieszkam w tym domu. Cztery pokoje, kuchnia... i tylko koty mam za towarzystwo - mówi pan Janusz.
28 mieszkańców mieszka w tej chwili w Wielobłotach. We wsi zostało już tylko 15 domów
Do Wielobłot nie dojeżdża również żaden autobus. Wyjątkiem jest szkolny bus dowożący dzieci do szkoły w Zaborze. - Jak ktoś nie ma samochodu, to jest problem. Trzeba prosić o podwiezienie tych, co są zmotoryzowani - mówią mieszkańcy.
W „centrum” wsi, pomiędzy dwoma szpalerami starych domów z początku XX wieku, stoją drewniane ławeczki i stolik. - Kilka lat temu kupiliśmy drewniane ławki i stolik. Dla mieszkańców, ale i wędkarzy, którzy odwiedzają Wielobłota ze względu na położenie tuż nad Odrą - mówi pani sołtys. I dodaje, że w planach jest również budowa drewnianej altanki.
Krystyna Sikoń także pamięta czasy, gdy we wsi działo się znacznie więcej. - To była kiedyś osada leśna, która miała nawet swoją przystań. Ale wiadomo, wszystko, co tu jest, to jeszcze poniemieckie. Przystań została więc rozebrana, niektóre z domów też. A dziś? Ja myślę, że mieszkańcy przyzwyczaili się do tej stagnacji, w której tkwią. Niewielu z nich pracuje. Mają jakieś swoje, domowe zajęcia. Trudno jest nam czasem wyciągnąć ich z domów, żeby wzięli udział w zabawach sołeckich, włączyli się do sołeckiego życia - zauważa sołtys.
- A po co mnie z domu wychodzić? Ja to jedynie tyle, co w niedzielę do kościoła na 8.00 przez las przejdę. I grób rodziców w Zaborze odwiedzę - mówi pan Janusz. - A tak, to marzę o tym, żeby to wszystko sprzedać i wyjechać gdzieś. Uciec z tego końca świata.
O Wielobłotach, jako końcu świata, mówi również Beata Łuczak, która spędziła tu swoje dzieciństwo: - Tam bociany zawracają i gniazdka są półokrągłe, żeby prąd mógł zawrócić - mówi ze śmiechem. Jednak dodaje, że jest to miejsce, które zawsze będzie kochać.