Halo, policja? Znów zniknął nam pacjent!
Od stycznia z chrzanowskiego szpitala zniknęło prawie 40 pacjentów. To plaga na skalę regionu. Dyrektor Waldemar Stylo mówi wprost, że placówki jednak nie stać na kosztowne zabezpieczenia.
Z chrzanowskiego szpitala pacjenci nagminnie wychodzą bez wypisu, często w samej piżamie. W tym roku takich przypadków było już prawie 40, a w ubiegłym tyle samo.
W porównaniu do Olkusza, gdzie był tylko jeden taki „zaginiony” pacjent, albo Oświęcimia, gdzie nie było żadnego, to prawdziwa plaga. Rodziny pacjentów domagają się odpowiedzi, jak to możliwe, że chorzy mogą opuścić lecznicę niezauważeni.
- Być może wielkość lecznicy ma na to wpływ. My w Oświęcimiu mamy cztery bloki, w każdym jest tylko jedna klatka i jedna winda. Duże molochy jak w Chrzanowie są pełne labiryntów - dzieli się spostrzeżeniami Sabina Bigos-Jaworowska, szefowa oświęcimskiego szpitala.
Dodaje, że jej szpital jest dodatkowo ogrodzony, a bramy pilnują ochroniarze. Nikt tu na siłę nie zatrzymuje ludzi, ale ci, co chcą wyjść muszą podpisać, że robią to na własną odpowiedzialność. W Chrzanowie wyjście z budynku jest prosto na parking, za którym jest ulica.
Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji przyznaje, że wychodzenie pacjentów bez wypisu jest dużym problemem.
- W ubiegłym miesiącu mieliśmy trzy takie sytuacje, że ktoś wstał z łóżka i bez wiedzy lekarzy czy pielęgniarek opuścił budynek szpitala - wyznaje policjant.
Zwykle się odnajdują
Są to pacjenci z oddziału ratunkowego, ale także z innych oddziałów. Często są to osoby, które trafiają do szpitala pod wpływem alkoholu z drobnymi urazami. Gdy dojdą do siebie, po prostu wstają z łóżka i wychodzą. W lecznicy jedynie oddział psychiatryczny jest zamknięty.
Dyrektor: Zgłaszamy każde wyjście pacjenta na policję. Czy robią to w innych szpitalach?
- Nie zawsze chory dociera do domu i rodziny. Gdy bliscy zgłaszają zaginięcie wszczynamy postępowanie - tłumaczy Robert Matyasik. Przyznaje, że w większości przypadków pacjentów udaje się znaleźć i są cali i zdrowie, jednak nie zawsze. Cztery lata temu poszukiwania dwóch chorych, którzy wyszli bez wypisu z budynku szpitala zakończyły się tragicznie.
Rodziny chorych martwią się o bezpieczeństwo swych bliskich. Maria Matusik z Chrzanowa ma w szpitalu babcię chorą na Alzheimera.
- Jest na oddziale kardiologicznym, bo coś dzieje się z sercem, ale może poruszać się po korytarzu - opowiada pani Maria. Martwi się, bo babcia będąc jeszcze w domu nie raz wychodziła niepostrzeżenie. Raz dotarła do Trzebini. Na szczęście zauważył ją tam znajomy i odwoził ją z powrotem.
- Nie pamiętała po co wyszła z domu i jak dojechała do sąsiedniego miasta - dodaje pani Maria. Martwi się, że chora na zaniki pamięci babcia może też zniknąć z lecznicy.
Regulamin nie wystarczy
Waldemar Stylo, dyrektor chrzanowskiego szpitala sugeruje, że wcale u niego nie ma więcej ucieczek, a tylko każda z nich jest zgłaszana na policję. Personel musi to robić, bo wymaga tego od nich „zarządzenie w sprawie monitorowania zdarzeń niepożądanych”.
- Zawarto w nim m.in. „samowolne oddalenie się pacjenta ze szpitala” - podkreśla dyrektor chrzanowskiej lecznicy.
- Dokonując porównania liczby pacjentów, którzy samowolnie oddalili się z okolicznych szpitali, należałoby dokonać porównania procedur, które w tych szpitalach obowiązują w zakresie zgłaszania takich wypadków na policję - uważa Stylo. Dodaje, że jest dumny, że jego personel stosuje przyjęte procedury, bo według niego podnosi to bezpieczeństwo pacjenta i nie ogranicza jego wolności.
Dyrektorzy szpitali z Małopolski zachodniej zapewniają jednak, że w ich placówkach także funkcjonują podobne regulaminy tyle, że pacjenci pozostają pod czujnym okiem personelu, gdy są w lecznicy i dlatego nie trzeba ich szukać.
Być może sprawę dotyczącą bezpieczeństwa w Chrzanowi poprawiłby lepsze pilnowanie okolic placówki lub wprowadzenie systemu elektronicznych czipów dla tych, których zachowania najtrudniej przewidzieć - pijanych lub chorych psychicznie. Są one jednak bardzo kosztowne. Wiążą się z wydatkiem rzędu kilkunastu milionów złotych. Dla szpitala to kwota nie osiągalna. Nawet 2 mln zł na nowy rentgen aktualnie jest finansowym wyzwaniem.
Inne przypadki
Początkiem 2012 r. mieszkanka Chrzanowa podczas spaceru w lasku przy ulicy Topolowej, gdzie znajduje się szpital znalazła ciało 82-latka. Ok. tygodnia później w lesie w Młoszowej koło Trzebini leśniczy znalazł zwłoki 42-letniego mężczyzny w daleko posuniętym rozkładzie.
Obaj znalezieni mężczyźni ostatni raz byli widzieli w chrzanowskim szpitalu powiatowym. Obaj też wyspisali się na własne żądanie. Mężczyźni cierpieli na chorobę Alzhaimera powodującą m.in. dezorientację.
Na szczęście większość „ucieczek” ze szpitala kończy się dobrze.
Jak zapewnia Robert Matyasik, rzecznik prasowy chrzanowskiej policji zazwyczaj pacjenci wracają ze szpitala do domu. Zdarzają się jednak przypadki długich poszukiwań.