Edyta Jungowska woli audiobooki od kina i teatru

Czytaj dalej
Fot. Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Paweł Gzyl

Edyta Jungowska woli audiobooki od kina i teatru

Paweł Gzyl

Kiedy uznała, że spełniła się aktorsko, założyła własne wydawnictwo. Dzięki temu polskie dzieci poznały wszystkie książki Astrid Lindgren. Teraz powraca przed kamerę. Ale czy na dobre?

Widzowie bardzo się za nią stęsknili. Dawno nie widzieliśmy jej bowiem na małym i na dużym ekranie. A jeszcze niedawno była jedną z najpopularniejszych aktorek średniego pokolenia nad Wisłą. Choć w branży miała opinię trudnej i wymagającej współpracownicy, widzów uwiodła naturalnym wdziękiem i humorem. Całe szczęście powraca: właśnie możemy ją oglądać w kinach w familijnym filmie „Detektyw Bruno”.

- Ten zawód bywa okrutny dla kobiet, bo w miarę upływu lat nabieramy większego doświadczenia, rozwijamy warsztat, a potem okazuje się, że jest za późno, żeby to pokazać i coraz mniej ciekawych ról. Może jak się dobrze zestarzeję, przejdę do kategorii aktorek charakterystycznych i moja kariera znowu nabierze rozpędu – mówi w „Vivie”.

Śpiewając przed lustrem

Była wyjątkowo spokojnym maluchem – głównie jadła i spała. Kiedy trochę podrosła, uwielbiała ganiać ze swymi rówieśnikami po osiedlowym podwórku. Rodzice zawieszali jej klucz na szyi i puszczali samopas. Czasy były inne: nikt wtedy nie bał się o swoje dzieci. A one korzystały z tej wolności, chociaż nie raz miały pozdzierane kolana i łokcie. Czasem opiekę nad nią sprawował starszy brat i wtedy zaganiał ją do domowych obowiązków.

- Moi rodzice zauważyli, że lubię stać przed lustrem i śpiewać, więc za namową przyjaciela mojego taty, zaprowadzili mnie na egzamin. Musiałam szybko dogonić rówieśników, bo byłam rok do tyłu – po pierwszej klasie szkoły powszechnej przeniosłam się do szkoły muzycznej. To nie było proste, ale nie przypominam sobie jakichś wybitnie trudnych momentów – wspomina w Plejadzie.

Kiedy jej koleżanki zwisały głową w dół na osiedlowym trzepaku, ona musiała wytrwale ćwiczyć na fortepianie. Nie krzywdowała sobie jednak tego: lubiła się uczyć i grać na instrumencie. Dzięki temu już w podstawówce wystąpiła w filharmonii i w teatrze. Polonistka zauważyła u niej talent dramatyczny, zaprosiła ją więc do szkolnego kabaretu. Edycie tak się tam spodobało, że poprosiła rodziców, aby zapisali ją do ogniska teatralnego, prowadzonego przez Halinę Machulską.

- Śpiewałam dużo poezji, grałam również w spektaklach reżyserowanych przez Halinę. Ona była prawdziwą pasjonatką, miała wielkie zdolności pedagogiczne i robiła naprawdę dużo dla młodzieży. Dla nas, młodych ludzi, bardzo ważne było to, że w Teatrze Ochoty mieliśmy swoich mentorów. Dorosłych, którzy nas szanowali, pokazywali ważne dla nas rzeczy, a jednocześnie wspierali w tym, co sami tworzyliśmy – opowiada w serwisie Fundacji Świętego Mikołaja.

Dziewczyna z sąsiedztwa

Zajęcia u Haliny Machulskiej zdecydowały, że Edyta po maturze zdała do szkoły teatralnej. Dzisiaj wspomina ją z mieszanymi odczuciami – z jednej strony mogła tam poznać prawdziwe autorytety aktorskie, a z drugiej – nie raz musiała zagryzać zęby i połykać łzy. Kiedy weszła w zawód, zwrócił na nią uwagę sam Adam Hanuszkiewicz. Zatrudnił ją do swego spektaklu, dzięki czemu młoda aktorka trafiła później do Teatru Telewizji, gdzie zagrała swe najlepsze role.

- W teatrze korzystam z wielu doświadczeń i z wielu technik, które dane mi było nauczyć się albo podpatrzeć. Wszystko to, co pomaga mi pogłębić postać, uczynić ją wielowymiarową, iskrzącą i przede wszystkim prawdziwą. Miałam to szczęście, że spotkałam wielu inspirujących ludzi i wcześnie udało mi się wejść na scenę i długo z niej nie zejść. Bo to dla młodego aktorka najlepsza szkoła – deklaruje w „Polska The Times”.

To właśnie w Teatrze Telewizji zobaczyła Edytę, scenarzystka Ilona Łepkowska, która właśnie kompletowała obsadę do serialu „Na dobre i na złe”. Zadzwoniła do młodej aktorki i powiedziała, że szuka „dziewczyny, która będzie miała taki bigiel, która będzie miała energię”. Kiedy ta się zgodziła zagrać, obiecała, że napisze specjalnie dla niej ciekawą rolę. Tak Edyta stała się Bożenką Leszczyńską i podbiła serca widzów w całej Polsce.

- Wiele jest takich kobiet w Polsce i wiele z nich zaczęło się ze mną utożsamiać. Że nie są takie piękne. Że są zwyczajne. Mówiono o mnie, że taka dziewczyna z sąsiedztwa. I wtedy zaczął się szereg różnych historii, podczas których rozpoznawano mnie w sklepach. Np. weszłam kiedyś do apteki, a farmaceutka mówi do mnie: „Ale pani jest chuda. I jak pani pięknie wygląda, dużo lepiej niż na ekranie – śmieje się w „Zwierciadle”.

Najważniejsza jest niezależność

Kiedy Edyta miała dwadzieścia lat, urodziła syna Wiktora. Akurat zaczynała wspinać się po szczeblach aktorskiej kariery, nie poświęcała mu więc tyle czasu, ile chciała. Chcąc nadrobić matczyne zaległości, młoda aktorka chętnie angażowała się w przedsięwzięcia skierowane do dzieci – najpierw zaczęła występować w telewizyjnym programie „Ala i As”, a potem wielokrotnie dubbingowała filmowe bajki i baśnie. To sprawiło, że zainteresowała się literaturą dla dzieci.

Szczególnie spodobały się jej książki Astrid Lindgren. Wpadła więc na pomysł, aby stworzyć na ich podstawie audiobooki. Była końcówka pierwszej dekady XXI wieku i ta forma prezentacji literatury w Polsce nie była jeszcze popularna. Edyta się jednak zawzięła – choć nie potrafiła stworzyć biznesplanu, postanowiła założyć własne wydawnictwo i nagrywać audiobooki. Nie było łatwo, ale ostatecznie się udało i firma Jung-off-ska odniosła sukces.

- Moje wydawnictwo ciągle nie wygląda jeszcze tak, jakbym chciała. Nieustannie nad tym pracuję. Najważniejsza jest dla mnie niezależność – zarówno finansowa, jak i artystyczna. Niezależność jednak łączy się z ryzykiem. Inwestuję własne pieniądze, nie mam żadnych dotacji. Muszę więc z jednej strony cały czas kombinować i się podliczać, z drugiej – motywować się do rozwoju. To jest lekka schizofrenia – podkreśla w Plejadzie.

Edycie o tyle łatwo prowadzić firmę, że wspomaga ją w tym jej wieloletni partner – reżyser i producent, Rafał Sabara. Para poznała się, kiedy ona była młodą aktorką, a on studentem akademii teatralnej. Miłość pojawiła się jednak dopiero kilka lat później, gdy już rozstali się ze swymi wcześniejszymi partnerami. Są ze sobą do dzisiaj – a w międzyczasie syn aktorki, Wiktor, wyrósł na młodego przystajoniaka i jest obecnie reprezentantem Polski w piłce wodnej.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.