- Ratunku, ona jest - ała sina... - takie słowa usłyszał w słuchawce dyżurny świebodzińskiej policji. Funkcjonariusze zachowali zimną krew
- Dziecko się dusi - usłyszał dyżurny w czwartkowe popołudnie. Policjanci natychmiast zaczęli działać. Jeden z funkcjonariuszy instruował kobietę, jak powinna postępować. Natomiast drugi wysłał do niej karetkę oraz policjantów.
- Na miejscu patrol kontynuował udzielanie pomocy. Do przyjazdu pogotowia sytuacja została opanowana - mówi Marcin Ruciński, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Świebodzinie.
Całą interwencję koordynowali oficer dyżurny Krzysztof Gniewczyński wraz ze swoim zastępcą.
- Ciążyła na nas ogromna odpowiedzialność. Czujemy satysfakcję, że dziecku nic nie jest i udało nam się w porę zareagować. Taką mamy pracę i zrobiliśmy to, co do nas należało - mówi.
Eryk Wawrzynowicz, dzielnicowy gminy Zbąszynek, na miejsce przybył jeszcze przed pogotowiem.
- Ułożyłem niemowlę na przedramieniu, główką do dołu i uderzałem je delikatnie w plecy. Po chwili na twarz wróciły rumieńce - wspomina.
Przybyłe na miejsce pogotowie ratunkowe zabrało matkę wraz z dzieckiem do szpitala. Policjanci zaopiekowali się pozostałą dwójką dzieci i dowieźli z miejsca pracy do domu ojca.
- Satysfakcja tym większa, że udało się pomóc malutkiemu dziecku. Cieszy nas, że dotarliśmy z pomocą na czas - dodaje E. Wawrzynowicz.
K. Gniewczyński obowiązki dyżurnego pełni od dwóch lat. Choć w tym czasie przyjął już setki, jeśli nie tysiące telefonów, z taką sytuacją spotkał się po raz pierwszy. Na co dzień ojciec dwójki dzieci. Sam niegdyś udzielał pomocy córce i to doświadczenie pomogło w opanowaniu emocji. Skromnie mówi, że taką ma pracę, jednak cieszy się, że niemowlakowi nic poważnego się nie stało.
Zobacz też wideo: "Dyżurny postąpił zgodnie z procedurami, ale zabrakło empatii". Straż pożarna odmówiła pomocy załodze karetki z chorą dziewczynką