Dla Łukasza Simlata aktorstwo jest narkotykiem
Początkowo grał głównie czarne charaktery. Z czasem odkrył jednak u siebie komediowy talent. I to właśnie takie występy najbardziej go teraz cieszą.
Sam jest miłośnikiem seriali, nic więc dziwnego, że chętnie występuje w polskich produkcjach tego rodzaju. Oglądamy go więc na małym ekranie w „Rojst’97”, ale przede wszystkim w „BrzydUli”. I to właśnie rola księgowego Adama Turka przysporzyła mu najwięcej sympatii. Potrafi jednak również zagrać skomplikowaną psychologicznie rolę – jak choćby umierającego na nowotwór mężczyzny w „Śniegu już nigdy nie będzie”. Nic dziwnego: aktorstwo to dla niego ciągle nowe wyzwania.
- Kiedy zaczynałem, myślałem tylko, że to będzie przygoda. I to związana z lataniem, bo w tym zawodzie fruwasz. To się zdarza rzadko, ale jak już się pofrunie, to uskrzydla człowieka na kolejne lata. Ale to kapryśny zawód. Sposoby narracji i kodowania efektu w teatrze, filmie czy w serialu zmieniają się ciągle i trzeba za tym nadążać – mówi w „Elle”.
Nigdy nie poznał swego ojca, bo ten odszedł jeszcze przed jego urodzeniem i nie utrzymywał kontaktu z bliskimi. O wychowanie małego Łukasza dbała więc samotna matka. W tej sytuacji chłopiec musiał szybko przejąć domowe obowiązki mężczyzny. I nie chodziło tu tylko o zakupy i sprzątanie. Kiedy miał dziesięć lat... naprawił mamie zepsutego „malucha”. Ojca zastąpił Łukaszowi dziadek, który przeżył dwie wojny i miał co opowiadać wnuczkowi.
Czytaj więcej...
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień