Chcą rozbiórki wiatraków
Mieszkańcy gminy Parczew walczą o demontaż elektrowni, które stoją w sąsiedztwie ich domów.
- Mieszkam 1300 m od wiatraka. Na moim podwórku słychać dźwięk podobny do lecącego odrzutowca. U koleżanki, która mieszka bliżej, słychać go w domu nawet przy zamkniętych oknach. A niektóre osoby mieszkają nawet 600-700 m od masztu - skarży się Agnieszka Dudzińska-Centkowska z Jasionki w gminie Parczew.
Mieszkańcy Jasionki i sąsiedniej Wierzbówki o planach budowy dwóch elektrowni wiatrowych dowiedzieli się w czerwcu br. W momencie, kiedy budowa masztów już trwała. W tej chwili oba wiatraki są testowane. Jednocześnie w miejscowości wrze.
- Decyzje środowiskowe i budowlane zostały wydane przez burmistrza i starostę z ewidentnym naruszeniem prawa. Inwestor rozpoczął budowę niezgodnie z zatwierdzonym projektem - to samowola budowlana - alarmuje mieszkanka Jesionki.
Innego zdania jest wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego w Lublinie. - Obie turbiny wiatrowe są legalne - odpowiada Wojciech Boryc, zastępca WINB. - Wydaliśmy inwestorowi pozwolenie na użytkowanie elektrowni, bo nie mieliśmy formalnych przesłanek, żeby mu odmówić. Na miejscu przeprowadziliśmy kontrolę, która stwierdziła zgodność robót z planem. W dniu naszej interwencji prace budowlane były skończone.
Milionowe straty
Żal do protestujących mieszkańców ma właściciel wiatraków.
- Budowa elektrowni kosztowała 12,8 mln zł. Zaciągnęliśmy kredyty i od lipca powinniśmy produkować prąd. Przez skargi mieszkańców mieliśmy pięć miesięcy opóźnienia i ponieśliśmy olbrzymie straty. Koszty przestoju to ok. 2 mln zł. A przecież wszystko robiliśmy zgodnie z literą prawa - twierdzi Andrzej Chojecki, pełnomocnik spółki Eko Farm.
W związku z zarzutami części mieszkańców, postępowanie prowadzą prokuratorzy z Parczewa i Radzynia Podlaskiego. - Prokuratura w Parczewie sprawdza, czy doszło do naruszenia prawa budowlanego przez wykonawców. Ostatnio wpłynęła opinia biegłego i obecnie jest ona analizowana - przyznaje prok. Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Natomiast śledczy z Radzynia ustalają, czy doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez starostę parczewskiego i burmistrza Parczewa. - Postępowanie toczy się w sprawie. Nikomu nie postawiono zarzutów - dodaje Kępka.
Sprawa otarła się już o Naczelny Sąd Administracyjny, który unieważnił fragment miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dotyczący terenu inwestycji. W związku z tym wojewoda unieważnił pozwolenie na budowę. Obecnie sprawę bada Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego w Warszawie. Może podtrzymać decyzję wojewody (co będzie się wiązało z koniecznością przeprowadzenia postępowania naprawczego i rozbiórką obiektów), przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia WINB lub umorzyć postępowanie.
Zarówno mieszkańcy, jak i inwestor nie zamierzają rezygnować z walki. - Wiążąca jest dla nas decyzja starosty. Nawet jeśli decyzja GINB będzie dla nas negatywna, to będziemy się odwoływać - mówi Chojecki. - Jesteśmy pewni swoich racji i będziemy walczyć w sądzie - zapewnia Dudzińska-Centkowska.