Byle do (jakiej) emerytury?
Byle nie do byle jakiej... Niestety, wszystko wskazuje na to, że przyszli emeryci krezusami nie zostaną, nawet jeśli dobrze zarabiali i mieli odciągane z pensji maksymalne stawki na ZUS.
Tak naprawdę nie jest już takie ważne, czy rząd podwyższy (jak koalicja PO-PSL) wiek uprawniający do tego świadczenia, czy znowu go obniży (jak 16 listopada rząd PiS) zgodnie z projektem prezydenta Dudy. I czy to będzie 60, 65, czy 67 lat, a może ponad 70 lat (jak w niektórych krajach), to i tak na konta polskich emerytów wpłynie niewiele złotówek, a różnice między świadczeniami tych dobrze dotąd zarabiających a tych znacznie mniej nie będą porażające.
Dlaczego? Bo ubywa ludzi w wieku produkcyjnym. Bo ZUS to bankrut. Bo niewielu stać na dodatkowe ubezpieczenia na starość. Bo wielu musi "uciekać w emeryturę" w obawie przed bezrobociem, nawet jeśli chcą i mogą pracować, ale nikt ich nie chce zatrudnić. Itd. itp. I tym "bo" powinni się zająć rządzący.