Anna Seniuk rolą Madzi w serialu „Czterdziestolatek” sprawiła, że śmialiśmy się sami z siebie
Była cichą i nieśmiałą dziewczyną. Niespodziewanie porwał ją jednak aktorski świat. Dziś Anna Seniuk jest dla wielu widzów symbolem polskiego kina i telewizji złotych czasów Peerelu.
Pokochaliśmy ją za brawurowe role w „Czterdziestolatku” i „Czarnych chmurach”. Stworzyła też wybitne kreacje w kinie – choćby w niezapomnianej „Konopielce”. Młodszym widzom Anna Seniuk znana jest dzięki serialom „Leśniczówka” i „Mały Zgon”. Dzisiaj tak naprawdę cieszy się rodziną, bo ma aż czworo wnuków. Zawsze znajduje dla nich czas, bo od 1994 roku jest rozwiedziona. I nie zamierza zmieniać tego stanu rzeczy.
„Wolę być sama, niż mieć kogoś, kto zapewni mi tylko niespokojną starość. Chcę już żyć spokojnie, nie denerwować się tym wszystkim. Choć mówiąc o spokojnej starości, wcale nie mam na myśli patrzenia przez okno czy drzemania w bujanym fotelu. Przeciwnie. Mogłabym wreszcie zająć się sobą. Nacieszyć się tym, czym nie zdążyłam się dotąd nacieszyć” – pisze w książce „Nietypowa baba jestem”.
Szukając swego miejsca
Urodziła się w czasie II wojny światowej w Stanisławowie na Wschodzie. Dwa lata później wraz z całą rodziną dotarła w bydlęcym wagonie pod Oświęcim. Zamieszkała tam w szóstkę z resztą bliskich w jednym pokoju. Po wojnie ojciec został kierownikiem szkoły w Zatorze i zakwaterowanego go z rodziną w... dawnym pałacu Potockich. Później Seniukowie przenieśli się do Krzeszowic i wreszcie do Krakowa.
„Rodzice przez całe moje dzieciństwo szukali swojego miejsca na ziemi. Jeździli za pracą, za mieszkaniem. Tym sposobem cała rodzina rozproszyła się po całym kraju. Dziadkowie, wujkowie, każdy osiedlał się tam, gdzie mógł. My co kilka lat zmienialiśmy miejsce zamieszkania, ja szkołę, koleżanki, kolegów. Nauczyłam się więc, żeby za bardzo nie przyzwyczajać się do miejsc i ludzi” – wspomina w autobiografii.
Anna była cichą i nieśmiałą dziewczyną. Kiedy uczyła się w liceum, weszła do jednego z krakowskich kościołów i zobaczyła konserwatorów pracujących na rusztowaniach. „To zawód dla mnie” – pomyślała. Los chciał jednak inaczej. Gdy w szkole organizowano konkurs recytatorski, koleżanki wypchnęły ją jako ochotniczkę. Dzięki temu polonistka dostrzegła w niej aktorski talent. Namówiła swą uczennicę na egzaminy do PWST i okazało się, że Anna dostała się do niej za pierwszym podejściem.
– Moja mama wpoiła we mnie takie przekonanie, że jestem niedoskonała. Nigdy mnie nie pochwaliła. Nawet jak odnosiłam sukcesy w Krakowie, zdobywałam nagrody i miałam piękne recenzje. A kiedy wybrano mnie na Miss Juwenaliów, zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej o tym, usłyszałam w słuchawce: „Chyba żartujesz? Ciebie?” – opowiada w „Vivie”.
Śmiejąc się z siebie
Od razu po studiach Anna trafiła do krakowskiego Starego Teatru. Spędziła tam sześć lat. Kiedy potem dostała propozycję gościnnych występów w stolicy, skorzystała z niej i została już w Warszawie na dobre. Nie rezygnując z teatru, zaczęła wówczas występować również w kinie i telewizji. Młoda i piękna aktorka odważyła się nawet na zagranie nagich scen w filmie „Kardiogram”. W efekcie, by zobaczyć goły biust Anny, pod kinami ustawiały się kolejki, a na bazarze Różyckiego jej zdjęcia sprzedawały się jak ciepłe bułeczki.
Kiedy w 1974 roku Jerzy Gruza zaczął kompletować obsadę swego serialu „Czterdziestolatek”, zapytał Andrzeja Kopiczyńskiego, któremu powierzył główną rolę: „Kto mógłby zagrać twoją żonę?”. „Tylko Anna Seniuk” – odpowiedział tamten. I tak się stało: najpierw aktorka pojawiła się w jednym odcinku, a ponieważ wypadła świetnie, poszerzono jej rolę. I tak grana przez nią Madzia stała się ulubienicą Polaków doby gierkowskiej epoki propagandy sukcesu.
– Dlaczego? Bo jest poczciwa, kochająca, oddana. Kontekstem dla Madzi są lata 70. Narodowym zajęciem Polaków było wtedy udawanie kogoś lepszego niż byli w rzeczywistości. I taka była Madzia. Śmiejąc się z niej, nie musieliśmy śmiać się z samych siebie! – tłumaczy w Interii.
Sukces „Czterdziestolatka” sprawił, że Anna mogła przebierać w rolach. Jej ulubioną pozostaje występ w „Konopielce”. Przez długi czas władze Peerelu nie chciały zgodzić się na ekranizację powieści Edwarda Redlińskiego. Kiedy jednak w 1980 roku rozpętała się zawierucha „Solidarności”, machnięto ręką. Dzięki temu aktorka zabłysła kreacją zabawnej Handzi, która jest ostoją zabobonu w odciętej od świata wsi Taplary.
Pełne ręce roboty
Kiedy w 1970 roku Anna przyjechała z Krakowa do Warszawy, by grać w Teatrze Ateneum, zabrała ze sobą narzeczonego. Zamieszkali razem i nawet ustalili datę ślubu. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy pracując w Teatrze Telewizji poznała młodego i przystojnego kompozytora Macieja Małeckiego. Młoda aktorka zrobiła na nim duże wrażenie, dlatego postanowił ją bliżej poznać. Tak się też stało i para zakochała się w sobie na zabój.
W tej sytuacji Anna postanowiła zerwać zaręczyny. Kiedy jej narzeczony się o tym dowiedział, dostał szału. Wpadł do mieszkania aktorki i próbował zabić Małeckiego. Całe szczęście obyło się bez ofiar – ale przez pewien czas Anna i Maciej ukrywali swój związek. Ostatecznie jednak pobrali się w 1971 roku.
Żeby wyjechać z mężem w podróż poślubną do Bułgarii, aktorka zrezygnowała z prestiżowej roli Jagny w „Chłopach”. Nie była to dobra decyzja: po powrocie do Polski okazało się, że nikt nie chce jej zatrudnić. Anna zwróciła się wtedy o pomoc do Gustawa Holoubka i dzięki jego wstawiennictwu zdjęto z niej nieoficjalną anatemę. Dlatego choć niebawem na świat przyszła dwójka jej dzieci, stała się typową „kobietą pracującą”.
– Miałam ręce pełne roboty: teatr, film, serial, bo właśnie powstawał „Czterdziestolatek”, no i dwoje małych dzieci. Trzeba było ugotować, posprzątać, zrobić zakupy. Nie było babci, mąż wiecznie pochłonięty swoimi sprawami. No to sama musiałam te siaty dźwigać – przyznaje w „Twoim Stylu”.
Z czasem uczucie między małżonkami się wypaliło. W 1993 roku Małecki zostawił żonę dla innej kobiety. Jakby było tego mało, rok później u Anny zdiagnozowano raka piersi. Operacja uratowała jednak życie aktorki. W międzyczasie podrosły jej dzieci i wyprowadziły się z domu. Syn poszedł w ślady mamy – i dziś Grzegorz Małecki jest cenionym aktorem. Córka odziedziczyła z kolei talenty ojca – Magdalena Małecka-Wippich została uznaną altowiolistką.
– Nie tylko praca jest naszym życiem. Jest jeszcze miłość, dzieci, przyjaciele, świat. Praca to tylko jeden z elementów naszego życia. Był czas, kiedy pracowałam do utraty tchu i czas, kiedy siedziałam w domu, ale jest jedna rzecz, która zawsze była w moim życiu obecna – nigdy nie rozstawałam się z teatrem – podsumowuje w Wirtualnej Polsce.