Życie, czyli manifest polityczny Biedronia (recenzja książki)
W ubiegłym tygodniu na międzynarodowych targach książki w Krakowie Robert Biedroń rozpoczął spotkania autorskie promujące książkę-autobiografię „Pod prąd”.
Po prawdzie jest to wywiad rzeka z prezydentem Słupska, z którym rozmawiała Magdalena Łyczko. Wystarczyło kilka dni, by księgarska nowość trafiła w sieci Empik na pierwsze miejsce wśród kupowanych pozycji biograficznych - jak z dumą zauważył na swoim profilu na Facebooku Robert Biedroń.
Po przeczytaniu książki wcale mnie to nie dziwi. To obowiązkowa pozycja dla fanów obecnego prezydenta Słupska, szczególnie tych ponad 300 tysięcy osób, które śledzą jego poczynania na wymienionym portalu społecznościowym. Nie zawiodą się szczególnie ci o lewicowym światopoglądzie. Na 255 stronach dowiedzą się o dzieciństwie swojego bohatera, jego orientacji seksualnej, stosunku do partnera, z którym jest już od 14 lat, o przemyśleniach dotyczących kobiet i na końcu o polityce. Dodatkowo na dwóch 16-stronicowych wkładkach obejrzą ciekawą galerię kolorowych zdjęć z R. Biedroniem.
Jak wspomniałem, fani będą szczęśliwi. Tyle że to tak samo interesujące, jak oglądanie we wtorek sobotniego meczu Barcelony, gdy zna się już wynik. Fan może zobaczyć, by podziwiać bramki Leo Messiego, ale można też wcześniej obejrzeć w sieci skrót z najciekawszymi akcjami. Czytając „Pod prąd” miałem cały czas wrażenie, że to wszystko, co mówi Robert Biedroń w książce, już było w internecie, i wracając do piłkarskiego porównania, z góry znam wynik.
Rozmowa, którą toczy z Magdaleną Łyczko, mnie nie wciągnęła, a kilka razy zirytowała maniera wracania do niektórych spraw lub zbyt szybkiego kończenia wątków, gdy rozmówcę akurat w tym miejscu należało pociągnąć za język. Oczywiście, by nie psuć zabawy, nie będę cytował treści. Przyznam, że seksualne wątki, nawet te o seksie z kobietami, omawiane przez prezydenta, tylko przeleciałem. Niech czytelnicy sami wyrobią sobie ocenę.
Akurat dla mnie najciekawszy jest ostatni, piąty rozdział, czyli „polityka”. W nim tak naprawdę widać, po co ta książka powstała. Robert Biedroń mówi w nim sporo o słupszczanach. Stawia wręcz pomnik wiedzy wiceprezydent Krystynie Danileckiej-Wojewódzkiej, mówi sporo o księdzu prałacie Janu Giriatowiczu, przyrównując go do papieża Franciszka. Wymienia swoich najbliższych współpracowników. Chwali doświadczenie wiceprezydenta Marka Biernackiego. Dostaje się sporo jego poprzednikowi na fotelu prezydenta, którego nazwisko nie pada, ale mowa jest o programach porno i alkoholu w gabinecie prezydenta.
Generalnie obraz Słupska wypada w tej książce nieźle, acz jest mocno wyidealizowany i raczej mniej niż więcej mając wspólnego z miejską rzeczywistością. Okazuje się, że prezydentowi wydaje się, że ukończył w rok słupską obwodnicę (mamy ją od 2010 roku) i rozwiązał wiele problemów miasta, buduje halę widowiskowo-sportową, a jego następca lub następczyni nie będzie robił/robiła nic innego, tylko obcinała wstęgi na przygotowanych przez niego inwestycjach za 400 mln zł. Tych półprawd, nieprawd, przeinaczeń nie będę się czepiał, wszak każdy z polityków w takich publikacjach mówi tylko to, co chciałby, by o nim myślano, jak on sam chciałby być postrzegany i odbierany przez wyborców.
Sens publikacji widać na samym końcu, gdy pada pytanie: Jaka jest wizja Polski według Roberta Biedronia? W odpowiedzi pada program, manifest lewicy, tej przyszłej, której w praktyce jeszcze nie ma. Robert Biedroń wymienia konkretne rzeczy, którymi ma zająć się „nowy, nowoczesny, demokratyczny i obywatelski rząd”. Mający posprzątać po PiS i, co należy podkreślić, też po Platformie. Z tym manifestem politycznym w każdy weekend Robert Biedroń dotrze do kolejnych miast na spotkania autorskie. Słowem, kampania już trwa.
Czy polecam tę książkę? Ja się nią trochę rozczarowałem. Ostatnio czytałem jedną z biografii Roberta Lewandowskiego. Jest o niebo lepiej napisana i potrafiła wciągnąć. Dowiedziałem się, jak żyje i jaki jest „Lewy”. A po lekturze „Pod prąd” wciąż nie wiem, jaki jest Biedroń