Od byłego żużlowca Stali Rzeszów urząd skarbowy żąda spłaty zaległego podatku. Ma to związek z udziałami sportowca w spółkach handlu paliwami. Karol Baran twierdzi, że padł ofiarą przestępstwa.
Karol Baran, były żużlowiec Stali Rzeszów, nie zapłacił rzeszowskiemu urzędowi skarbowemu 26 mln zł podatku. Urząd zwrócił się do Barana o zwrot należności. Sportowiec zapewnia, że skarbówce nic nie jest winien, „złotówki nikomu nie ukradł”, natomiast padł ofiarą oszustwa, wobec czego złożył zawiadomienie do prokuratury.
Kiedy jego sporem z urzędem skarbowym zainteresowali się dziennikarze, obecny klub Barana Włókniarz Częstochowa wydał oficjalne oświadczenie:
„Na tę chwilę z przyczyn niezależnych od nas, zawodnik ten nie może reprezentować barw naszego klubu. Okoliczności, jakie pojawiły się w ostatnich dniach, na ten moment uniemożliwiają naszą dalszą współpracę. Przyczyną rozstania nie są rozliczenia finansowe pomiędzy klubem a zawodnikiem, czy też poziom sportowy zawodnika, który był jak najbardziej prawidłowy”.
We wrześniu 2014 roku Karol Baran kupił udziały w dwóch spółkach, zajmujących się hurtowym handlem paliwami: we wrocławskiej za 115 tys. zł, w poznańskiej - 100 udziałów za 250 tys. zł. Z danych Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że od 2013 roku w tej pierwszej pełni funkcję prezesa zarządu.
Baran potwierdza, że otrzymał z urzędu skarbowego dokument potwierdzający obowiązek uregulowania zaległości podatkowych od towarów i usług od spółki, w której pełnił obowiązki kierownicze. W swoim oświadczeniu podał, że to była informacja, która nim wstrząsnęła, toteż polecił przeanalizować dokument skarbówki.
„Już pobieżna analiza dokumentów, do których udało mi się dotrzeć (sprawa cały czas jest badana), bezsprzecznie wskazuje na to, że padłem ofiarą przestępstwa”.
I dlatego o swoich podejrzeniach złożył zawiadomienie w prokuraturze. Tłumaczy, że w momencie, kiedy nabywał udziały w firmach zapewniano go, iż obie nie mają i mieć nie będą żadnych zobowiązań finansowych. „Nowinom” wyznał wczoraj, że kupując akcje spółek paliwowych był przekonany, że wolne są od jakichkolwiek zobowiązań. Zapewniał, że nic o takich obciążeniach nie wspominały nawet dokumenty złożone w Krajowym Rejestrze Sądowym. O szczegółach sprawy nie chce mówić, argumentując, że i w przypadku jego sytuacji w klubie i postępowania prokuratorskiego, ma zakaz udzielania informacji. Ma jednak swoje podejrzenia, skoro twierdzi, iż „widocznie komuś zależało na tym, żeby mi napsuć krwi”.
Psuciem krwi miało być zapewne pismo, jakie rzeszowski urząd skarbowy przesłał do władz Włókniarza Częstochowa, a także wniosek skarbówki do prezydenta miasta o zajęcie mienia sportowca. Baran dodaje, że wielu zawodników wielu dyscyplin ma swoje kłopoty finansowe, ale „urząd skarbowy do prezydenta miasta nie wysyła wniosków o zajęcie mienia, to zostało zrobione z premedytacją”.
Jeszcze bardziej tajemniczo brzmią jego zapewnienia, że od 2013 do 2016 roku nie mógł pełnić żadnych kierowniczych funkcji w firmach, ale i tego tematu nie chce zgłębiać.
W oświadczeniu żużlowiec napisał, że „czuje się oszukany w związku z zaistniałą sytuacją, o powstaniu której do niedawna nie miał żadnej wiedzy”. Twierdzi, że od decyzji urzędu skarbowego odwołał się, wobec czego urząd zawiesił postępowanie wobec niego.
Baran jeszcze przed rokiem był zawodnikiem rzeszowskiego klubu, ale w ostatnim dniu „okienka transferowego” zdecydował o podpisaniu kontraktu z klubem z Częstochowy. Wkrótce po tym Włókniarz otrzymał oficjalne pismo rzeszowskiego urzędu skarbowego o domniemanych zaległościach podatkowych zawodnika.
Baran pytany o jego sytuację we Włókniarzu, twierdzi, iż został przez władze klubu zawieszony w prawach zawodnika, ale nieprawdą jest, że rozwiązano z nim kontrakt, bo nie można go rozwiązać. Jak widzi przyszłość sportowej kariery? Zapewnia, że kocha żużel, ale jeśli będzie zmuszony robić w życiu coś innego, to „da sobie radę”. Dodaje, że nie ma nic na sumieniu, nikomu nic nie ukradł, jest spokojny o finał tej sprawy. Do tematu wrócimy.