Ostatnie dni to szereg politycznych komunikatów najważniejszych przedstawicieli obozu władzy, że nie biorą politycznej odpowiedzialności za działania podkomisji smoleńskiej kierowanej przez byłego ministra obrony Antoniego Macierewicza.
Chodzi nie tylko o to, że nie jest on już ministrem obrony, ale też o to, że prezes Kaczyński niemalże ironicznie dziękował mu 10 kwietnia za „udane i nieudane” aktywności na polu wyjaśniania katastrofy smoleńskiej.
Kolejny sygnał pochodził z telewizji państwowej, która nie relacjonowała środowej konferencji byłego ministra. Przedstawiciele władzy w prywatnych rozmowach coraz częściej bezwzględnie dezawuują działania Antoniego Macierewicza.
Sprawa ma kilka poziomów. Oznacza poważne problemy w obozie władzy, stanowi problem dla zwolenników PiS, którzy do niedawna postrzegali Macierewicza jak niemal potencjalnego sukcesora po Jarosławie Kaczyńskim (który zresztą do sukcesji wcale się nie szykuje).
Część wyborców PiS otrzymuje zatem niejasny komunikat: Antoni nie jest już „nasz”. Problem w tym, że ustalenia podkomisji smoleńskiej nie są jakimkolwiek - jak jeden z wielu - politycznym wybrykiem, ale składają się na oficjalne stanowisko Polski w jednej z najważniejszych dla kraju spraw.
To niesłychane, jakie milczenie spotkało ostatnie posiedzenie podkomisji smoleńskiej. Cała uwaga skupiła się na kwestii, jak Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” rozmawiał z Antonim Macierewiczem i czy miał prawo „wygarnąć mu”, co myśli.
Informacje o wybuchach zostały przyjęte jak kolejny dopuszczany przez wszystkich akt politycznej licytacji jednego z przywódców PiS z innymi oraz na kolejnym froncie z komisją, która wyjaśniała okoliczności katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Jerzego Millera.
Sprawa katastrofy i wszelkich rządowych oraz prokuratorskich dochodzeń prowadzących do jej wyjaśniania musi być zawsze traktowana na 100 procent poważnie. Przykład: Antoni Macierewicz ogłasza, że „anuluje” raport komisji Millera. Albo zatem jest tak, że mówi to w imieniu rządu, a ten faktycznie wygasza poprzednie ustalenia z wszystkimi tego konsekwencjami, albo doszło do jakiegoś nadużycia.
Kolejne pytanie, czy obecna podkomisja smoleńska może „anulować” poprzednie raporty i czy wtedy nie zostaniemy tylko z raportem Anodiny na stole? Polityka polityką, ale dochodzenie w sprawie katastrofy sprzed 8 lat, jeśli ktoś je prowadzi w imieniu rządu, zasługuje na więcej uwagi i powagi.