Złap się na haczyk! Miejska przestrzeń jest idealnym miejscem do łowienia
Skończyły się czasy gdy wędkarz kojarzył się z brzuchatym wujkiem z wąsem, który po kilku głębszych przechwalał się tym, jakie to on nie złowił szczupaka. Teraz przyszła moda na „street fishing”, czyli miejskie spacery nad rzeką z wędką w ręku.
Wędkarstwo często jest wyśmiewane i traktowane jako hobby dla emerytów. Jest jednak spore grono młodych ludzi, którzy w tym sporcie (tak, jest to dyscyplina sportu, w której organizowane są nawet mistrzostwa świata i mamy tam swoich reprezentantów) widzą świetną formą spędzania wolnego czasu.
Dla każdego coś się znajdzie
Jest wiele odmian łowienia ryb. Większość z nas gdy spróbuje sobie wyobrazić standardowego wędkarza, to przyjdzie mu do głowy osoba godzinami wpatrująca się w spławik. Tak właśnie wyglądają „spławikowcy”, którzy celują w tak zwaną białą rybę, czyli rybą spokojnego żeru. Dotyczy to takich gatunków z rodziny karpiowatych jak płoć, ukleja, krąp i leszcz.
Drugą „spokojną” metodą łowienia jest wędkarstwo gruntowe. Tu zamiast wpatrywania się w spławik patrzymy na drgającą szczytówkę (ostatnią, najcieńszą część wędki). Na końcu żyłki znajduje się oczywiście haczyk, ale zaraz za nim umieszczony jest koszyk zanętowy, do którego wkłada się uprzednio przygotowaną zanętę.
- Liczba producentów przygotowujących gotowe mieszanki jest ogromna. Lata doświadczeń poskutkowały tym, że każdy wędkarz ma swoje ulubione składniki. Ja do gotowej mieszanki zawsze dorzucam ochotkę, bardzo drobny pelet i ugotowany pęczak - mówi Karol Nowak, który swoje pierwsze wędkarskie kroki ponad trzydzieści lat temu stawiał na jeziorze Głębokim.
Dla tych, którzy nie lubią „bezczynnie” siedzieć jest wędkarstwo spinningowe. Polega to na ciągłym rzucaniu sztucznej lub naturalnej przynęty i praktycznie natychmiastowe ściąganie jej do siebie. W taki sposób można „upolować” drapieżnika, czyli szczupaka, który jak powszechnie wiadomo jest „królem wód”, sandacza, okonia, pstrąga, lipienia, suma.
- Rodzajów wędkarstwa jest bardzo dużo. Najprostsze podział obejmuje odmianę morską i śródlądową oraz metodę z brzegu i z łodzi. Idąc dalej mamy karpiarzy, pstrągarzy, sumiarzy, muchowców. Pamiętajmy też o wędkarstwie podlodowym - mówi pan Bartosz, właściciel sklepu wędkarskiego.
Z wędką na ulice
Najmłodszą dziedziną wędkarstwa w Polsce jest „street fishing”, czyli uliczne łowienie. Moda ta wyrosła w krajach zachodnich, gdzie miłośnicy łowienia ryb, głównie z powodu braku czasu na dalekie wyprawy, zwrócili się w stronę najbliższych akwenów czyli rzek.
- W takim łowieniu chodzi głównie o to, że jest ono dostępne praktycznie dla każdego. Nie musisz nigdzie daleko jechać, by przez chwilę spróbować wędkarstwa. Wystarczy jeden kij (czyli wędka), kilka przynęt i to wszystko. Nie musisz specjalnie się przebierać i mówić najbliższym, że nie będzie Ciebie przez cały dzień - zachwala tę formę wędkarstwa pan Karol.
Jest do również sposobność, by zarazić najmłodszych pasją wędkarstwa. Wielogodzinna wyprawa z pięciolatkiem i chodzenie z nim wzdłuż zarośniętego brzegu dzikiej rzeki nie jest najlepszym pomysłem. Natomiast godzinny spacer wzdłuż bulwaru gwarantuje większe bezpieczeństwo i daje możliwość przeżycia „męskiej przygody” w kilkadziesiąt minut.
„Cach and Release”
Dla miejskich, nowoczesnych wędkarzy najważniejsza jest zabawa i dlatego wśród nich panuje zasada złów - sfotografuj - wypuść.
- Po ryby idzie się do sklepu. Ja idę na ryby. Sam zauważam, że ryb jest w rzekach coraz mniej i na prawdę nie potrzebuję ich zabierać do domu. Każdą złowioną rybę wpuszczam z powrotem do wody. Gdy trafi mi się „okaz” to robię jeszcze zdjęcie - podkreśla Karol Nowak.
Sama idea narodziła się ponad sto lat temu w Wielkiej Brytanii, gdzie była odpowiedzią na coraz mniejszą liczbę ryb w tamtejszych akwenach oraz na wymieranie poszczególnych gatunków. W latach dwudziestych XX wieku na wielu odcinkach łososiowych i trociowych rzek został wprowadzony nakaz wypuszczania złowionych ryb.
- Należy pamiętać aby nie uszkodzić rybiej skóry, łusek i śluzu oraz unikać suchych rąk i powierzchni gdyż może to prowadzić do infekcji grzybiczych. Ważne jest również , aby używać sieci i podbieraków, które nie są ścierne dla ryb np. wygumowane sieci - podpowiada Karol Nowak.
W następnych latach takie same zasady wprowadzono w USA, Australii, Kanadzie. Ciekawostką jest to, że w Szwajcarii i Niemczech taka metoda łowienia jest niedopuszczalna i uważana za niehumanitarną. Każda złowiona u naszych zachodnich sąsiadów ryba spełniająca wymóg właściwego wymiaru powinna zostać zabita i zabrana z łowiska. Wszystkie gatunki, które nie mają okresów ochronnych i wymiarowych (np. okoń czy kleń) jeśli zostały złowione, także winny być zabite i zabrane z łowiska. Co więcej, jeśli złowi się niewymiarową rybę, która jednocześnie uległa pokaleczeniu również należy ją zabić i zabrać ze sobą. Nieprzestrzeganie tego przepisu grozi odpowiedzialnością karną za dręczenie zwierząt.
W Niemczech zakazane jest nawet fotografowanie się z żywą rybą! Według tamtejszego prawa jest to niepotrzebne sprawianie zwierzęciu bólu i grozi za to mandat w wysokości 500 euro.
Rodzinny sport
Abstrahując od możliwych kar za nieposiadanie ważnych zezwoleń, to wędkarstwo jest idealną formą spędzania wolnego czasu dla całych rodzin. Nad brzegami Odry i szczecińskich jezior widać nieraz kilka pokoleń wędkarzy.
- Pierwszy raz na ryby zabrał mnie mój dziadek. Później łowiłem z ojcem, a teraz powoli uczę wszystkiego mojego syna. Zdarza się, że nad wodą są trzy generacje wędkarzy z mojej rodziny - mówi z dumą Karol Nowak.
Coraz częściej z „kijem” w ręku widać również kobiety, które startują również w zawodach organizowanych przez poszczególne koła wędkarskie.
- W moim kole są obecnie trzy kobiety. Wiem, że w innych sytuacja wygląda lepiej. Zauważyłem również, że część moich klientek kupuje sprzęt dla siebie, a nie jak to dawniej bywało dla mężów - zaznacza pan Bartosz.
Spacerując wzdłuż szczecińskich bulwarów również można spotkać coraz częściej kobiety, które oddają się pasji wędkarstwa.
- Zaraził mnie tym mój ojciec, który miał trzy córki - śmieje się pani Barbara - trzeba tego spróbować!