Zima już uderzyła ze zdwojoną siłą
Kilkadziesiąt interwencji strażaków, powalone drzewa, przerwy w dostawach prądu i zagrożenia powodziowe - to bilans nawałnicy.
Od wczoraj na Bałtyku trwa sztorm. Wiatr w porywach dochodzi do 110 km/h, wieje z północy i północnego wschodu. W usteckim porcie cofka. Prognozy na kolejne dni nie są najlepsze. Wciąż dominować będzie dynamiczna pogoda z silnym wiatrem i niskimi temperaturami powietrza. Według synoptyków, wiać ma do czwartku.
Fatalne warunki atmosferyczne rozpoczęły się w sobotę. Potem było już tylko gorzej. Silnym opadom śniegu towarzyszył porywisty wiatr i sztorm na Bałtyku. Niebezpiecznie podniósł się też poziom wody w Martwej Wiśle i na Żuławach. Synoptycy ostrzegają, że do kolejnego załamania pogody może dojść w pierwszych dniach grudnia.
- W weekend mieliśmy do czynienia z uderzeniem bardzo mroźnego, arktycznego powietrza. W nocy z niedzieli na poniedziałek północny wiatr na otwartym morzu sięgał 9, a w porywach 11 stopni w skali Beauforta. Fala mogła mieć nawet 6 metrów wysokości - mówi Agnieszka Harasimowicz, dyżurny synoptyk IMGW w Gdyni. - Jeżeli chodzi o pomiary na stacjach lądowych, najwyższe wartości zanotowano w Ustce, gdzie prędkość wiatru dochodziła do 110 km/h. W okolicach Trójmiasta było to 85 km/h.
Naporu fal nie wytrzymało molo w Gdańsku Brzeźnie. Woda zalała boczne pomosty, uszkodziła kilka desek i fragment barierki. Na Motławie z kolei wystąpiło zjawisko tzw. cofki.
W ciągu zaledwie trzech dni strażacy byli zmuszeni interweniować kilkadziesiąt razy. - Tylko w sobotę otrzymaliśmy 10 zgłoszeń, z niedzieli na poniedziałek kolejne 60. Były one związane głównie z połamanymi konarami. Najgorzej było pod tym względem w Wej-herowie. Nie mieliśmy żadnych osób poszkodowanych - mówi st. kpt. Łukasz Płusa, rzecznik pomorskich strażaków.
Na drogach było ślisko.