Ziarno opowieści. Historia, która inspirowała autorów arcydzieł fantasy
Wielcy pisarze literatury fantasy, jak J. R. R. Tolkien, George R.R. Martin czy Andrzej Sapkowski, tworząc swe światy wykorzystywali autentyczne sytuacje i postaci
Gdy w latach 1954-1955 ukazał się „Władca Pierścieni” - dzieło popularnie zwane trylogią J.R.R. Tolkiena, choć tak naprawdę jest to jedna, monumentalna powieść - świat zupełnie jeszcze świeżo miał w pamięci dramat drugiej wojny światowej. Nic więc dziwnego, że w fabule arcydzieła Tolkiena szybko zaczęto się doszukiwać nawiązań do tej właśnie wojny. Wojna o Pierścień - epickie, decydujące o losach tolkienowskiego Śródziemia starcie Dobra ze Złem - zdaniem wielu była czytelną alegorią wojny z nazistowskimi Niemcami. W każdym razie takiej, jaką postrzegano ją w świecie demokratycznego Zachodu, którego politykom niespecjalnie na ogół zależało na eksponowaniu niezręcznego faktu, że aby pokonać Hitlera, sprzymierzyli się z nie lepszym od niego tyranem. Najwidoczniej jednak próby utożsamiania Mordoru z III Rzeszą budziły w Tolkienie tak silny sprzeciw, że aż uznał za stosowne osobiście zaprzeczyć takiej interpretacji. W przedmowie do drugiego wydania „Władcy Pierścieni” napisał więc: „Prawdziwe wojny nie są podobne do legendarnych ani w swoim przebiegu, ani w skutkach. Gdyby to rzeczywistość natchnęła i ukształtowała legendę, przeciwnicy Saurona z pewnością przejęliby Pierścień i użyliby jako oręża w walce; zamiast unicestwić Pierścień, zmusiliby go do służby swoim interesom, a zamiast burzyć Barad--dûr, okupowaliby tę twierdzę. Saruman, nie mogąc zdobyć Pierścienia, mógłby wśród zamętu zdradliwej epoki odnaleźć w Mordorze brakujące ogniwa, które wypełniłyby luki w jego własnych studiach nad tajemnicami Pierścieni, i wkrótce zdołałby stworzyć własny Wielki Pierścień, który pozwoliłby mu rzucić wyzwanie nowemu samozwańczemu Rządcy Śródziemia”.
W ten oto subtelny sposób Profesor jednoznacznie zaprzeczył, jakoby Władca Ciemności Sauron był Hitlerem, czarodziej zdrajca Saruman - Stalinem, a Pierścień - bronią nuklearną. Tolkien dodał: „Oczywiście, autor nie może się wyzwolić całkowicie od wpływu własnych doświadczeń, lecz są one niejako glebą, w której ziarno opowieści rozwija się w sposób niezmiernie skomplikowany; wszelkie próby określenia tego procesu są w najlepszym razie tylko hipotezami opartymi na niedostatecznych i wieloznacznych świadectwach”. Przy okazji zdradził jednak jedno ze swoich autentycznych źródeł inspiracji: „To prawda, że trzeba osobiście przejść przez cień wojny, aby w pełni odczuć jej ciężar, lecz w miarę upływu czasu wielu ludzi zdaje się, tak jak teraz, zapominać, że młodość w latach 1914-1918 była doświadczeniem nie mniej okropnym niż lata 1939-1945”.
Wojna pełna rozpaczy
Cień pierwszej wojny światowej nie był dla pisarza abstrakcją. Porucznik Tolkien walczył na froncie zachodnim, przeżył piekło krwawej bitwy nad Sommą w 1916 r. To błotniste i podmokłe, krwią przesiąknięte pola północnej Francji i Flandrii stały się prototypem upiornych Martwych Bagien rozciągających się na Dagorlad, polu pradawnej bitwy, które hobbit Frodo Baggins z towarzyszami przemierzał w drodze do Mordoru: „Głęboko, głęboko pod czarną wodą widać wszędzie blade oblicza. Widziałem. Twarze posępne, złe, inne zaś szlachetne i smutne. Wiele dumnych i pięknych, wodorosty wplątały się w ich srebrzyste włosy. Ale wszystkie martwe, rozkładające się, zgniłe. Jarzą się okropnym światłem”. Motywów inspirowanych pierwszą wojną światową można w tolkienowskim świecie Śródziemia wychwycić więcej. W zniszczonym przez smoka Smauga mieście Dale łatwo rozpoznać stare, piękne Ypres, obrócone w ruinę ogniem ciężkiej artylerii. Genialnej postaci Sama Gamgee, wiernego, dzielnego i zaradnego sługi Froda, Tolkien użyczył zaś manier i życiowej filozofii oficerskich ordynansów w brytyjskiej armii tamtych lat. C.S. Lewis, również słynny pisarz, kreator fantastycznego świata Narnii, a przy tym długoletni przyjaciel Tolkiena, który tak jak on przeżył gehennę frontu zachodniego, rozpoznawał w Wojnie o Pierścień konkretne, dobrze znane mu sceny. „Ta wojna miała wszystkie cechy wojny, jakiej zaznała moja generacja” - pisał. „Tam było wszystko: nieustanny i niepojęty ruch, złowroga cisza na froncie, gdy »wszystko jest w gotowości«, uciekający cywile, żywotne i lojalne przyjaźnie, wesoły pierwszy plan na tle pełnym rozpaczy, a do tego takie zesłane przez niebiosa gratki, jak skrzynka tabaki »odzyskana« z ruin”.
Hunowie u bram, czyli bitwa na polach Pelennoru
Jednak glebą, na której wyrosło jeszcze więcej wydarzeń i postaci „Władcy Pierścieni”, była przede wszystkim ogromna erudycja Tolkiena w dziedzinie bardziej odległej historii Anglii i Europy. Bitwa na polach Pelennoru, największa batalia Wojny o Pierścień, stoczona pod murami Minas Tirith, stolicy królestwa Gondoru, budzi wyraźne skojarzenia z bitwą na Polach Katalaunijskich w 451 r. Podobnie jak Minas Tirith szturmowały zastępy Mordoru pod wodzą upiornego króla Morgulu, tak armia Hunów króla Attyli szturmowała Orlean. W obu przypadkach obrona była już przełamana, a przednie straże napastników wkraczały do miasta. W obu też wycofały się z powodu nadejścia odsieczy dla obleganych - z Minas Tirith, gdy usłyszano rogi przybywających z północy Jeźdźców Rohanu, z Orleanu - kiedy Attyla postanowił wyruszyć naprzeciw nadciągającemu wrogowi. Na polach Pelennoru poległ Theoden, król Rohanu, przygnieciony przez swego przeszytego strzałą konia. Na Polach Katalaunijskich zginął noszący wręcz podobne imię król Wizygotów Theoderich (czyli Teodoryk). Po tym, jak spadł z konia ranny oszczepem, stratowały go wierzchowce jego własnych wojowników. Podobieństwa są więc uderzające. I nic w tym dziwnego, skoro Tolkien był wprost zafascynowany Gotami. „Nie będzie chyba przesadą, jeśli powiemy, że lud ten i jego język prześladowały Tolkiena przez całe życie” - uważa badacz jego twórczości prof. Tom Shippey. Tolkien doskonale znał kronikę historyka Jordanesa „O pochodzeniu i czynach Gotów”. Zapewne to z niej czerpał natchnienie podczas tworzenia epickiej wizji bitwy pod stolicą Gondoru. Lecz fascynacja pisarza rozciągała się także na inne ludy germańskie. Jeźdźcom Rohanu najbliżej jest do celujących w walce konnej Longobardów. Dúnedainowie króla Isildura w bitwie na Polach Gladden stosują charakterystyczną dla wikingów i Anglosasów „ścianę z tarcz”. To taktyka obronna. Gdyby Isildur zdecydował się rozegrać walkę ofensywnie, wybrałby inną - klin, analogicznie jak postępowali wikingowie. Źródłem, z którego korzystał Tolkien przy tworzeniu taktyki oraz rynsztunku ras i narodów Śródziemia, mógł być znany mu, klasyczny traktat Charlesa Omana „Sztuka wojenna w średniowieczu”.
Pod Hattin orły nie nadleciały
Mimo wszystko pomiędzy bitwą na Polach Katalaunijskich a bitwą na polach Pelennoru można dostrzec istotne różnice. Chociażby taką, że ta pierwsza nie miała miejsca u samych bram Orleanu, lecz wiele kilometrów od niego. Prócz tego, ta druga zdradza podobieństwo do jeszcze jednego wielkiego wydarzenia historycznego, bliskiego przy tym polskiemu sercu: odsieczy wiedeńskiej w 1683 r. Za tym, że wielka szarża Rohirrimów króla Theodena była inspirowana rozstrzygającym atakiem polskiej kawalerii Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, przemawia całkiem sporo. W rodzinie Tolkiena żywa była tradycja o jej mitycznym przodku Jerzym Hohenzollernie, który walcząc w służbie Habsburgów, odznaczył się właśnie podczas oblężenia Wiednia przez Turków w 1529 lub 1683 r. Nawet jeśli to tylko legenda (bo z najnowszych badań nad genealogią Tolkienów tak by wynikało), mogła ona sprawić, że długotrwały konflikt chrześcijańskiej Europy z tureckim imperium osmańskim przyciągnął uwagę pisarza. Nie bez znaczenia mogło być to, że Tolkien był głęboko wierzącym katolikiem. Kolejnym tropem jest to, że także inne decydujące starcia Wojny o Pierścień ewidentnie zdradzają podobieństwa do historycznych batalii z Turkami. Finał bitwy o Rogaty Gród, gdy otoczeni w nim, zdesperowani po upadku wysadzonych zewnętrznych fortyfikacji Rohirrimowie decydują się na ostatnią, samobójczą szarżę na oblegające twierdzę zastępy Sarumana, do złudzenia przypomina finał heroicznego oblężenia węgierskiej twierdzy Szigetvár w 1566 r.
Dowodzący jej obroną Miklós Zrínyi po wyczerpaniu wszelkich możliwości dalszej obrony wydał swej szczupłej załodze rozkaz takiego samego ataku na turecką armię sułtana Sulejmana Wspaniałego (dla ścisłości, przed kilku dniami zmarłego, ale fakt ten na jakiś czas zatajono). Jedyna różnica to tolkienowskie szczęśliwe zakończenie - Zrínyi zginął wraz z nieomal wszystkimi swymi podkomendnymi, podczas gdy obrońców Rogatego Grodu wsparła nadciągająca w ostatniej chwili odsiecz. Podobnie jest z bitwą pod Morannonem, Czarną Bramą Mordoru: wojska Gondoru i Rohanu pod dowództwem króla Aragorna zostają okrążone na dwóch pagórkach i dobywają resztek sił, odpierając gwałtowne szturmy wojsk Nieprzyjaciela, gdy wpierw nadlatują z pomocą orły, a następnie ulega zniszczeniu w ogniu wulkanu Orodruiny Pierścień, przez co cała potęga Saurona w jednej chwili rozpada się w proch. Kluczowe dla odgadnięcia źródła inspiracji pisarza wydają się owe dwa pagórki. Zauważmy, że w historii wojen Krzyża z Półksiężycem zapisało się podobne miejsce. To Rogi Hattinu, gdzie w 1187 r. sułtan Saladyn zadał straszliwą klęskę armii krzyżowców Królestwa Jerozolimskiego. Pod Hattin orły nie nadleciały, potęga Saladyna wspierała się na innych niż Saurona podstawach - i nic nie mogło ocalić Jerozolimy przed upadkiem.
Krwawe róże
Do dziejów walki Europy z islamem sięga też George R.R. Martin, twórca sagi „Gra o tron” (to jej popularna nazwa, którą zawdzięcza tytułowi pierwszego tomu oraz kultowemu serialowi - cykl fantasy Martina, swym epickim rozmachem przyrównywany do samego „Władcy Pierścieni”, nosi tytuł „Pieśń Lodu i Ognia”). O wyniku bitwy nad Czarnym Nurtem, czyli klęsce sił króla Stannisa Baratheona atakujących Królewską Przystań, stolicę Siedmiu Królestw, rozstrzygają zastosowane przez obrońców specjalne środki: niszczycielska substancja zapalająca zwana Dzikim Ogniem oraz przeciągnięty w poprzek zatoki masywny, żelazny łańcuch. Okręty Stannisa nie są w stanie go sforsować, większość z nich pada ofiarą płomieni. Bardzo to przypomina ataki Arabów na Konstantynopol, stolicę Cesarstwa Bizantyjskiego. W roku 678 o zwycięstwie Bizantyjczyków przesądziło zastosowanie przeciw arabskiej flocie tajnej broni - greckiego ognia, czyli płonącej nawet w zetknięciu z wodą i trudnej do ugaszenia mieszanki zapalającej, której receptura trzymana była w ścisłej tajemnicy. Do fiaska arabskiej próby zawładnięcia Konstantynopolem w roku 717 przyczynił się odgradzający zatokę Złoty Róg, 270-metrowy łańcuch, którego żelazne ogniwa liczyły sobie pół metra długości.
Prawdziwą kopalnią barwnych wzorców historycznych stała się dla Martina Wojna Dwóch Róż, krwawy konflikt pomiędzy królewskimi rodami Lancasterów i Yorków, rozdzierający Anglię drugiej połowy XV w. Jego uczestnicy grali niezwykle ostro i o najwyższe stawki: o władzę i własne życie. Identycznie jak u Martina. „W grze o tron zwycięża się albo umiera” - mówi królowa Cersei do lorda Neda Starka, który prawdy tych słów doświadczy zresztą niebawem na własnej skórze. Zginie z rąk kata, a jego odcięta głowa trafi na ostrze żelaznego pala. Podczas Wojny Dwóch Róż podobnie potraktowano głowę człowieka, który w pewnym stopniu posłużył Martinowi za pierwowzór lorda Starka - Ryszarda Yorka, gdy ten zginął w bitwie pod Wakefield w 1460 r. Triumfująca królowa Małgorzata Andegaweńska (ona sama dostarczyła częściowej inspiracji do stworzenia postaci Cersei) miała jakoby tę głowę martwego wroga spoliczkować, po czym nakazać, by przerażające trofeum zatknąć nad bramą miejską Yorku (bezceremonialne potraktowanie szczątków Ryszarda jest faktem, choć po gruntownym zbadaniu sprawy okazało się, że Małgorzata nie miała z tym nic wspólnego). Ryszarda z Yorku mścił następnie jego syn, późniejszy król Edward IV. Martin wykorzystał także tę postać historyczną, a jej cechy przeniósł na aż dwóch swoich bohaterów. Młody Edward IV, wódz obdarzony niepospolitym militarnym talentem, biorąc za żonę nierówną mu stanem Elżbietę Woodville, bez oglądania się na polityczne konsekwencje tego kroku, to lustrzane odbicie syna Neda, króla północy Robba Starka. Tyle tylko, że Robb małżeństwo z ukochaną Jeyne Westerling przypłaci tragedią swego rodu (nawiasem mówiąc, martinowskie Krwawe Gody, jak przezwano rzeź Starków i ich sprzymierzeńców, wzorowane były na wydarzeniach z dziejów Szkocji: Czarnym Obiedzie, czyli podstępnym wymordowaniu rodu Douglasów w 1440 r., oraz masakrze klanu MacDonaldów w Glencoe w roku 1692). Martin przyznał też, że postać króla Roberta Baratheona stworzył na wzór tego samego Edwarda IV, znanego z folgowania cielesnym chuciom, a do tego miłośnika polowań i wygodnego życia. Robert, rubaszny grubas uwielbiający turnieje rycerskie, uczty i łowy, mające dlań dużo więcej uroku niźli nużące sprawy państwowe, siłą rzeczy przypomina też króla Henryka VIII Tudora, najbardziej chyba znanego władcę Anglii, który posturę i temperament odziedziczył po dziadku - właśnie Edwardzie IV.
Potwory i smoki
Synem Ryszarda z Yorku był również kolejny król Anglii Ryszard III. Zwykło się mu przypisywać wszystkie możliwe zbrodnie, szczególnie odkąd w bitwie pod Bosworth (1485) postradał życie i królestwo, a władzę nad Anglią przejął Henryk VII Tudor. Może i Ryszard rzeczywiście miał krew na rękach, a dzięki odnalezieniu zwłok monarchy (co nastąpiło dopiero w 2012 r.) wiemy też, że faktycznie cierpiał na fizyczne ułomności, ale historię napisali zwycięzcy, eksponując wszystkie jego winy i wady, co gorsza gdzieniegdzie przy tym zwyczajnie konfabulując (przemalowywano nawet portrety króla). Obalony Ryszard III na dobre zapisał się w pamięci potomnych za sprawą nieśmiertelnej sztuki Szekspira i na wieki już został potworem, szpetnie zdeformowanym na ciele, niemoralnym i bezlitosnym mordercą własnych krewnych. Dlatego więc nie ma się co specjalnie dziwić, że akurat Ryszarda - tego prawdziwego, choć otoczonego okrutną legendą - George Martin wziął na warsztat, wymyślając nieszablonową postać Tyriona Lannistera, karła o niepospolitej inteligencji, wiedzy i poczuciu humoru, jednego z głównych bohaterów „Gdy o tron”. Nawiasem mówiąc, mroczną historię związaną z Ryszardem III - przypisywane mu morderstwo jego dwóch bratanków Edwarda i Ryszarda (znanych jako „książęta w Tower”, gdzie byli na rozkaz stryja przetrzymywani i skąd w tajemniczy sposób zniknęli, prawdopodobnie zamordowani) - wykorzystał Martin w zupełnie innym kontekście. W jego sadze pojawia się motyw mordu na dwóch młodszych synach Neda Starka, Branie i Rickonie. Rzekoma zbrodnia okazuje się mistyfikacją, ale i śmierć „książąt w Tower” bywa podawana w wątpliwość po dziś dzień.
Uwagi Martina nie uszły też chyba charakterystyczne szczegóły biografii króla Henryka VII, którego tak opisuje jego biograf Thomas Penn: „Powołując się na słowa dawnego władcy - Cadwalladera, antenata mitycznego króla Artura - mającego jakoby przepowiedzieć powrót Henryka, w celu potwierdzenia prawdziwości tamtego proroctwa dodał do swojego herbu wizerunek czerwonego smoka”. Oba te elementy, czyli przepowiednia powrotu władcy oraz czerwony smok, są wspólne dla Henryka VII oraz Daenerys Targaryen, centralnej postaci sagi Martina. Daenerys, tak jak Henryk (wówczas jeszcze hrabia Richmond) przebywająca na wygnaniu, kojarzona bywa z proroctwem o „księciu, którego obiecano”, a godłem dynastii Targaryenów jest czerwony smok na czarnym polu.
Wzorce zbrodni
Martin wykorzystuje także inne średniowieczne postacie oraz wydarzenia. W „Starciu królów” w wyniku skrytobójczego mordu na samozwańczym królu Renlym Baratheonie idą w rozsypkę jego wojska. Analogicznie, po zasztyletowaniu frankijskiego króla Sigeberta I uległa rozprzężeniu jego armia prowadząca oblężenie Tournai. Lord Tywin Lannister, zimnokrwisty i wyrachowany mistrz strategii, ma wiele wspólnego z angielskim królem Edwardem I, bezwzględnym pogromcą Walijczyków i Szkotów. Olenna Tyrell, znana jako Królowa Cierni, duchowo pokrewna jest królowej Marii Węgierskiej, żonie Karola II Kulawego z dynastii Andegawenów, skądinąd prababce króla Polski Ludwika Węgierskiego, występującej na kartach bestsellerowej niegdyś powieści historycznej francuskiego pisarza Maurice’a Druona „Królowie przeklęci”, którą sam Martin rekomenduje jako „prawdziwą »Grę o tron«”. I Olenna, i Maria są wytrawnymi politykami, obydwie też decydują się zapewnić szczęście swoim ukochanym wnuczkom, nawet kosztem zbrodni. Dlatego Olenna postanawia otruć psychopatycznego króla Joffreya Baratheona na jego ślubie z jej wnuczką Margaery Tyrell. Weselnikom początkowo wydaje się, że Joffrey zakrztusił się kawałkiem pasztetu. W podobny sposób, udławiwszy się jedzeniem, zmarł nagle Eustachy z Boulogne, syn króla Anglii Stefana. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja okoliczności zgonu Eustachego, gdyż nie można wykluczyć, że padł ofiarą trucizny. Swoją drogą, także w średniowiecznej historii Polski, znajdziemy scenę niczym z Martina: w roku 1194, wychyliwszy na uczcie pucharek wina, zmarł książę Kazimierz Sprawiedliwy. Zdarzenie to opisał kronikarz Wincenty Kadłubek. W swym dziele pomieścił też historię o podstępnym otruciu krewniaków przez legendarnego króla Popiela. Ta opowieść prawdopodobnie wykiełkowała z faktu historycznego - uczty margrabiego Gerona, na której otruł zaproszonych w gości słowiańskich książąt. Czyżby owa wspomniana przez kronikarza Widukinda z Korbei uczta zainspirowała nie tylko naszego Kadłubka? W serialu „Gra o tron” Arya Stark bierze odwet za śmierć bliskich, pojąc biesiadującą gromadę ich morderców zatrutym winem i unicestwiając tym sposobem zdradziecki ród Freyów.
Wiedźmin w cieniu XX w.
Historycznymi odniesieniami sypie jak z rękawa Andrzej Sapkowski. Autor, który wprowadził do literatury fantasy mitologię i demonologię słowiańską, ku zachwytowi czytelników podsuwa im w swej sadze o wiedźminie Geralcie także gotowe, łatwo rozpoznawalne klisze z historii najnowszej. I to często polskiej. Cesarstwu Nilfgaardu oficjalnego powodu ataku na królestwa Lyrii i Aedirn dostarcza prowokacyjna napaść na nadgraniczny fort Glevitzingen - skojarzenie z niemieckim napadem na radiostację gliwicką jest oczywiste. „Powiecie, że przynoszę wam pokój” - mówi do doradców król Temerii Foltest, usprawiedliwiając moralnie wątpliwą, lecz politycznie słuszną decyzję o zawarciu separatystycznego traktatu z Nilfgaardem. Podobną kwestię wygłosił premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain po zawarciu z Hitlerem układu monachijskiego w 1938 r. Anglik może i swoje racje wtedy miał,
ale dla Czechów Monachium na zawsze pozostało synonimem zdrady. Z kolei cios w plecy, zadany rozpaczliwie walczącemu z przygniatającą przewagą Nilfgaardu królestwu Aedirn przez sąsiednie Kaedwen, to sowiecka agresja na Polskę 17 września 1939 r. Jej prawdziwy sens także u Sapkowskiego maskują propagandowe slogany. „Nie idziem wroga bić - wyjaśnia podkomendnym setnik Półgarniec w „Czasie pogardy” - ale na te, no, nasze odwiecznie ziemie, z tą, jak jej tam, braterską pomocą”. Tyleż szokujący co niespodziewany sojusz Kaedwen i Nilfgaardu przypieczętowuje symboliczne spotkanie ich wodzów na granicznym moście. „Uścisnęli sobie dłonie nad krwawiącym, dogorywającym królestwem Aedirn, pieczętując bandycki podział łupów. Najobrzydliwszy z gestów, jaki znała historia” - relacjonuje Geraltowi poeta Jaskier.
Wzorca dla elfiej partyzantki Scoia’tael dopatrywać się można w polskich żołnierzach wyklętych. Ale elfy spotykamy także w wojskach Nilfgaardu, gdzie służą w złowrogiej brygadzie „Vrihedd”. Jej członków wyróżniają srebrne błyskawice na rękawach i naramiennikach - czytelna aluzja do Waffen-SS, w której szeregach licznie walczyli cudzoziemscy ochotnicy. Trudno wprawdzie rozstrzygnąć, czy nazwa innej jednostki nilfgaardzkiej armii, dywizji „Frundsberg”, nawiązuje także do jednej z dywizji pancernych SS, czy też raczej do jej patrona Georga von Frundsberga, najemnika niemieckiego z przełomu XV i XVI w., stawianego za wzór żołnierskiej wierności. Jednak czymże innym jak nie katownią komunistycznej bezpieki jest „Drakenborg, redański fort zamieniony na obóz internowania elfów i innych wywrotowych elementów” („Chrzest ognia”), którego komendant ma nawet zastępcę do spraw politycznych? W „Pani Jeziora” Geralt odnosi śmiertelną ranę podczas pogromu krasnoludów w Rivii (wedle napisu na tamtejszym szyldzie: KRASNOLUD - ZAPLUTY KARZEŁ ZDRADY), którego inspiracją najpewniej był niesławny pogrom kielecki w 1946 r. W świecie wiedźmina rozpoznamy też stalinowskie czystki w Armii Czerwonej oraz powojenne masowe wysiedlenia.
W jednym z epizodów trylogii husyckiej, innego znanego cyklu powieściowego Sapkowskiego, pisarz sięga po opowieść rodem z Katowic. 4 września 1939 r., w dniu wkroczenia Wehrmachtu do miasta, defilujący ulicą na czele oddziału niemieckiego oficer miał zostać zastrzelony przez nieznaną dziewczynę z pistoletu zakamuflowanego w bukiecie kwiatów. Choć jak do tej pory brakuje dowodów na prawdziwość tej legendy, twórcy nie musi to zawadzać - i pod koniec powieści „Lux perpetua” w niezwykle podobny sposób, zabity na ulicach Wrocławia w chwili triumfu, strzałem z samopału ukrytego pod opończą przez córkę swej ofiary, ginie demoniczny Birkart von Grellenort.
Jedno z opowiadań o wiedźminie nosi tytuł „Ziarno prawdy”. Ziarnem opowieści Tolkiena, Martina i Sapkowskiego jest historia.