Zgłosiła nieprawidłowości w SOK prezydentowi, teraz straciła tam pracę
Podczas łączenia Słupskiego Ośrodka Kultury z Młodzieżowym Centrum Kultury pracy miał nie stracić ani jeden z instruktorów. Tymczasem zwolniono instruktorkę z pracowni ceramicznej. Akurat tę, która spotkała się w ratuszu z prezydentem Robertem Biedroniem, by zgłosić... nieprawidłowości w SOK.
Podczas sesji rady miejskiej, gdy informowano o ratuszowych planach połączenia dwóch instytucji kultury w jedną, wiceprezydent Krystyna Danilecka-Wojewódzka zapewniała radnych, że podczas operacji żaden etat instruktorski nie zostanie zlikwidowany. Tymczasem jedną z instruktorek zwolniono. Aktualnie była już instruktorka pracowni ceramicznej sądzi się z byłym pracodawcą w sądzie. - Nie chodzi o to, bym odzyskała tę pracę, ale o zasady - tłumaczy była instruktorka ceramiki.
- To zwolnienie nie ma nic wspólnego z połączeniem jednostek, ale reorganizacją SOK, którą po trzech miesiącach postanowiłam przeprowadzić - tłumaczy dyrektor Jolanta Krawczykiewicz.
Przeglądając grube segregatory z dokumentacją zgromadzoną przez byłą instruktorkę, widać, że wiele czasu i pracy poświęciła, by wyprostować to, co jej zdaniem było nieprawidłowe w Słupskim Ośrodku Kultury. A zaczęło się, gdy zauważyła, że w pracowni ceramicznej pobierane są opłaty, a sam obiekt wynajmowany na działalność komercyjną. - Obiekt powstał ze środków unijnych i nie może być wynajmowany do 2020 roku z powodu konieczności zachowania trwałości projektu unijnego - tłumaczy instruktorka.
Od spotkania z prezydentem do warsztatów kulinarnych
Instruktorka zaczęła zadawać pytania. Konflikt zaczął się wyraźnie tlić, gdy spotkała się ona z prezydentem Robertem Biedro-niem, by zgłosić mu, co jej zdaniem w podległej prezydentowi miejskiej instytucji nieprawidłowo działa.
- Prezydent się usztywnił, gdy powiedziałam, że postawa dyrekcji wobec zgłaszanych przeze mnie spraw nosi znamiona mobbingu - przyznaje była instruktorka. - W tej sprawie odesłał mnie do sądu. Natomiast w związku z nieprawidłowościami obiecał, że je wyjaśni, bo nie jest w jego interesie „zamiatanie spraw pod dywan”.
Zaczęła więc drogą służbową zadawać pytania o różne rzeczy w SOK. Zauważyła, że w pracowni ceramicznej podczas warsztatów kulinarnych ciasto wyrabiano wprost na blatach.
- Na tych samych blatach, na których są szkliwione prace ceramiczne. Zresztą widać wżery od różnych substancji na tych blatach - tłumaczy instruktorka i pokazuje literaturę fachową, która ostrzega przed niebezpieczeństwem związanym z substancjami używanymi do wypalania prac ceramicznych. Zresztą dzieci na zajęciach w pracowni są ostrzegane, że niektóre z np. misek wypalanych w pracowni nie nadają się do przechowywania żywności, a są tylko ozdobami. Powód, niebezpieczne substancje użyte do utrwalenia.
Dyrektorka SOK zwiadomiona przez instruktorkę dała jej zielone światło, by wyjaśniła tę sprawę. - Inspektor Sanitarny zalecił opracowanie procedur, aby można było kontynuować warsztaty kulinarne w pracowni w bezpieczny sposób. Jednak dyrektor SOK uznała, że nie ma takiej potrzeby i wystarczy zdać się na zdrowy rozsądek instruktorów prowadzących zajęcia. Żadne procedury nie powstały, a zajęcia kulinarne odbywały się nadal po staremu- twierdzi instruktorka. -Mam niepełnosprawne dziecko i jestem wyczulona na sprawy związane z bezpieczeństwem - dodaje
Ale instruktorka zauważyła inne rzeczy. A to zapytała, czy pracownicy SOK są przeszkoleni do prac na wysokości, np. przy muralach (osiem z nich robiono dla SOK) i czy jest to zgodne z przepisami BHP. Ostatnią z nich zgłosiła dyrekcji w lutym br., pytając, na jakich zasadach instruktorzy wożą dzieci prywatnymi samochodami. Zwróciła uwagę, że to niezgodne z przepisami, a w razie wypadku może mieć poważne konsekwencje. W odpowiedzi dyrektorka zauważyła, że ów przewóz odbył się z grzeczności i za zgodą opiekunów dzieci.
„Szanowna pani, zdaje Pani sobie sprawę, że Pani e-maile noszą znamiona nękania?” - napisała do instruktorki dyrektorka w lutym. Po tym instruktorka zaprzestała dalszej korespondencji.
Złożyła natomiast oficjalne pismo z pytaniem do Roberta Biedronia, co zrobił przez ponad pół roku, aby wyjaśnić zgłaszane przez nią nieprawidłowości.
- Zamiast pisemnej odpowiedzi od prezydenta dostałam SMS-a z nieznanego numeru z prośbą o spotkanie, podpisanego przez wiceprezydent Krystynę Danilecką-Wojewódzką - mówi instruktorka. - Nie spodobała mi się taka forma, oczekiwałam odpowiedzi na piśmie.
W końcu w odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji publicznej instruktorka została poinformowana, że prezydent zlecił audyt pracowni ceramicznej, który miał zakończyć się w marcu 2018.
W służbowej korespondencji z audytorką z ratusza instruktorka przekazała jeszcze raz wszystkie informacje dotyczące nieprawidłowości do wyjaśnienia w trakcie trwania audytu. Były to między innymi, jej zdaniem, poświadczenie nieprawdy przez dyrektorkę SOK dotyczące kwot uzyskanych z wynajmu pomieszczeń pracowni oraz informacji udzielonej do Sanepidu na temat organizacji zajęć kulinarnych.
W trakcie trwania audytu dyrektor SOK wypowiedziała instruktorce umowę o pracę podając jako powód likwidację jej stanowiska pracy w wyniku reorganizacji SOK.
Instruktorka została poinformowana o wypowiedzeniu umowy o pracę następnego dnia po ukazaniu się reportażu w TVN „Uwaga” na temat wykorzystywania seksualnego nieletnich dziewczynek przez instruktora tańca zatrudnionego w SOK.
- Moim zdaniem termin wypowiedzenia nie był przypadkowy. Był to wyraźny sygnał dla pozostałych pracowników SOK, aby nie zgłaszali żadnych nieprawidłowości - mówi.
A co tak zaniepokoiło władze miasta? Otóż zapytała o unjne dofinansowanie do pracowni, która powstała w ramach rewitalizacji Traktu Książęcego i czy nie narusza to trawałości projektu.
- Trwałość projektu nie jest zagrożona, a przychody w pracowni są niewspółmiernie niskie w porównaniu z kosztami i nie zagrażają owej trwałości, co potwierdza kontrola - tłumaczy Jolanta Krawczykiewicz, dyrektorka SOK.
Gdy przygotowując się do pisania tego tekstu, zapytaliśmy o sprawę Krystynę Danilecką-Wojewódzką, odpowiedziała, że audyt nic nie wykazał. A sprawa zwolnienia instruktorki jest w sądzie pracy i on ją rozstrzygnie. Nie chciała komentować faktu zwolnienia i jego związku z reorganizacją SOK.
Audyt słupskich instytucji prawdę ci powie?
Pojawiły się w końcu wyniki audytu. To czterostronicowa notatka. - Moim zdaniem skandalem jest legitymizowanie odpłatnego wynajmu pomieszczeń przez brak kontroli z urzędu marszałkowskiego, choć jednocześnie w zaleceniach jest przerwanie tego typu praktyk. Nadmienię, że do urzędu marszałkowskiego przesłano nieprawdziwe dane dotyczące kwot uzyskanych z wynajmu, jak również celu wynajmu - poświadczając nieprawdę. Posiadam ten dokument. Audytor nie może się zdecydować, czy wynajem jest dozwolony? - podnosi instruktorka.
Jej zdaniem autor dokumen tu celowo przemilczał w nim niewygodne dla SOK kwestie finansowe i sprawę wpłat za zajęcia, które to wpłaty nie zawsze pokrywają się z zajęciami.
I tu musimy nawiązać do nagłaśnianej przez krajowe media aferze w SOK, z instruktorem, który miał molestować seksualnie podopieczne.
Afera w Słupskim Ośrodku Kultury i jej konsekwencje
Słupska Platforma Obywatelska wykorzystała sprawę do ataku politycznego na prezydenta i dyrektorkę SOK. Media krajowe zaś piętnowały brak działania w tej sprawie władz miasta, głównie Roberta Biedronia. Ten w przeciągu kilku tygodni zmienił swoją wersję, przechodząc od nic nie mogę, do zrobiłem wszystko, jak należy. Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Słupsku zdementowała w Radiu Gdańsk informację, którą prezydent przekazał w telewizji TVN 24 w programie „Kropka Nad i”, że Paweł K. sam zgłosił się do prokuratury i dlatego urząd miejski nie złożył zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Tymczasem Paweł K., podejrzewany instruktor , został z SOK zwolniony, właśnie z powodu finansów i niejasności w opłatach za zajęcia. Dyrektorka SOK zwolniła go dyscyplinarnie.
Prezydent zaś, tłumacząc się we wrześniu z afery, wskazywał, że jest kontrola w Słupskim Ośrodku Kultury, którą zlecił pięć miesięcy wcześniej.
- SOK jest kontrolowany w dwóch sprawach. Wyniki pierwszego audytu znamy i są już zalecenia pokontrolne, które wdrażamy. Nie potwierdziły one spraw zgłaszanych przez instruktorę. W drugiej sprawie czekam na zalecenia - mówi dyrektorka SOK.
Co ciekawe, zwolniona instruktorka uważa, że tak naprawdę zwolniono ją bo, bano się, że to ona wynosi sprawy z SOK, które służą do ataku na władze. Dyrektorka SOK uważa, że zwolnienie instruktorki odbyło się zgodnie z przepisami.