Sędzia odczytał zeznania fałszywego konwojenta, czyli 47-letniego Krzysztofa W. oskarżonego wspólnie z trzema wspólnikami o udział w skoku stulecia, czyli zrabowaniu 8 mln zł z konwoju bankowego 10 lipca 2015 roku w Swarzędzu.
Proces w tej sprawie toczy się w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Mężczyzna nie chciał mówić na sali sądowej. Płakał, wycierał oczy chusteczką. W wyjaśnieniach złożonych w śledztwie wyznał, że w 2014 roku znalazł się w fatalnej sytuacji finansowej. Jego firma odzieżowa, dobrze prosperująca do 2012 roku, upadła po załamaniu się rynku. Oboje z żoną stali się bezrobotni, on pracował dorywczo. Do drzwi zapukali komornicy. Okazało się, że znajomi, dla których wziął kredyt, nie spłacili go.
- Nie mogłem znieść, że żona i dzieci cierpią. Gdy znajomy, Marek K., zaproponował mi tę pracę w firmie ochroniarskiej, zgodziłem się. Miałem nadzieję, że los się odwróci, spłacę kredyt i pożyczki zaciągnięte na przeżycie - zeznawał Krzysztof W. Skontaktował się z nim Adam K. Mówił, że jeśli przyjmie tę pracę, to nie ma odwrotu. Krzysztof W. zdecydował się - zgodnie z instrukcjami Adama K. zmienił wygląd, zapuścił brodę i ją ufarbował, ogolił głowę. Zatrudnił się w firmie ochroniarskiej na fałszywe nazwisko. Ale źle znosił pracę, bał się, że ktoś go rozpozna. Chciał się wycofać. Adam K. obiecał, że przeniesie go do oddziału firmy do Poznania. Po kilku tygodniach został tam konwojentem. Jednak i tu nie przestał się bać, zaczął pić.
- Pytałem Adama K., kiedy to się skończy. Byłem wykończony psychicznie i fizycznie - opowiadał Krzysztof W. Zdecydował się odejść. Wtedy został pobity przez osobnika, który wszedł do poznańskiego mieszkania i jeszcze oblał mu rękę wrzątkiem. 10 lipca Krzysztof usiadł za kierownicą furgonetki z gotówką. Kiedy dwaj konwojenci weszli do banku, w Swarzędzu, odjechał. Stanął w lesie, gdzie czekali wspólnicy. Przenieśli pieniądze do samochodów. Krzysztof W. z Markiem K. wrócili do Łodzi.