Zenek miażdży, czy to dobrze? Czego zażyczył sobie kibol Cracovii od złotej rybki
Wszyscy chcą naszego dobra. Nie dajcie go sobie zabrać – radził Stanisław Jerzy Lec. Jak zawsze celnie. I proroczo, niestety. W Roku Pańskim 2020 jego przestroga wydaje mi się wyjątkowo aktualna. My wszyscy – i jako jednostki, i jako tzw. społeczeństwo, wcale nie stajemy się po szkodach mędrsi. Nasze wnioski na przyszłość warte są tyle, co kolejne postanowienia noworoczne niejakiego Zdziśka: 2017 – będę lepszy dla swej żony Wandzi, 2018 – nie rozwiodę się ze swą żoną Wandzią, 2019 – odzyskam swoją żonę Wandzię, 2020 – będę lepszy dla swej żony Mariolki…
Nie chciałbym wszystkiego zwalać na polityków (bo oni i tak zaraz wszystko zwalą na dziennikarzy), ale jednak muszę. Jak wiadomo, w polskich duszach, obok pokładów ułańskiej fantazji i brawury, zalegają równie nieprzebrane zasoby zawiści. Czytam sobie Owidiusza - „U sąsiada zbiory zawsze wydają się lepsze, a jego krowa daje więcej mleka” - i odruchowo dumam, czy przypadkiem nie był Polakiem. Wszyscy znamy gorzki żart o polskim chłopie, który zamiast prosić Boga o krowy dla siebie, zażyczył sobie, by sąsiadowe zdechły.
Usłyszałem to w Sylwestra w nowej wersji: Kibol Cracovii złapał złotą rybkę. Podrzuca ją z ręki do ręki, nie ma pojęcia, co robić.
- No, ziom, wypowiedz życzenie – zachęca rybka.
– K…, ale jakie? – pyta kibol.
- Jak by ci to wyjaśnić... O! Wczoraj złapał mnie kibol Wisły i poprosił o milion dolców.
- I co? – podnieca się maniak „Pasów”.
- I mu ten milion dałam! – odpowiada rybka: – To co ty byś chciał?
Na co kibol: - Jak to co! Adres tego ch…!
„Gdyby ludzie pragnęli bardziej własnego szczęścia niż nieszczęścia innych, moglibyśmy niebawem mieć raj na ziemi” – zauważył dawno temu Bertrand Russell, jeden z czołowych myślicieli XX wieku, nagrodzony w 1950 roku literackim Noblem.
Co do tego mają politycy? Ano to, że oni mogą w nas rozpalać brzydkie uczucia – albo też je mądrze gasić, wskazując lepsze wzorce. Mogą, jak Hitler, Pol Pot czy Idi Amin, formować ludzi i społeczeństwo na pogardzie i zawiści. Albo - jak Gandhi, Martin Luther King, Nelson Mandela, bądź liderzy pierwszej „Solidarności” i pokojowej transformacji 1989 r. - odwołać się do wyższych wartości.
Druga droga jest trudniejsza, ale jeśli w roku 2020 ludzkość istnieje i niektórym – np. Polakom – wiedzie się dobrze, to tylko dzięki przywódcom, którzy niezłomnie kroczyli tą drugą drogą – wiodąc za sobą innych. Tacy przywódcy przydają ludziom i jednostkom blasku rozświetlającego umysły, serca i dusze. Ci, którzy bazują na pogardzie i zawiści, mają gęby pełne frazesów o potędze – tak naprawdę wygaszają umysły, serca, dusze. Ludzi i narody. Fundują nam wszystkim mrok.
Gdzie przywódcy wiodą nas dziś? Na jakich wartościach oparli swą władzę? Dlaczego znów opowiadamy sobie w Sylwestra gorzkie żarty o polskich przywarach, a gratulacje stały się nad Wisłą (jak w czasach, gdy pisał o tym Tuwim) „najuprzejmiejszą formą zawiści”?
W pierwszym dniu Nowego Roku najgorętszym tematem w polskim internecie było to, który Sylwester zmiażdżył który. Nieważna wspólnota i zabawa, lecz to, kto górą: TVP z Martyniukiem, TVN z Bajmem, Polsat ze Sławomirem? Zwyciężyła narracja, że „Zenek miażdży”.
Może to ostatnia chwila, byśmy zadali sobie pytanie: Czy to dobrze?