Żegnali swojego kolegę przy dźwięku klaksonów
Blisko 300 taksówkarzy przejechało przez miasto przed pogrzebem kolegi.
Sobotni pogrzeb 65-letniego, słupskiego taksówkarza, który w minionym tygodniu został zamordowany w lesie w pobliżu Głobina, połączył wszystkie grupy taksówkarskie działające w Słupsku. Tuż przed pogrzebem około 300 taksówkarzy przejechało przez miasto, aby w ten sposób uczcić kolegę i zademonstrować grupową solidarność. Później, gdy kondukt pogrzebowy zbliżał się do miejsca, gdzie ciało zamordowanego miało być złożone do grobu, na cmentarz wjechało około 50 taksówek. Wszystko odbyło się w spokoju i z pełną kulturą.
Następnie taksówkarze szli w pierwszych rzędach konduktu pogrzebowego, a ich centrale w tym czasie nie przyjmowały zleceń od klientów. Natomiast sama ceremonia pogrzebowa odbywała się już bez żadnych demonstracji i przemówień ze strony środowiska taksówkarskiego.
- Zrobiliśmy wszystko, aby stało się zadość życzeniom członków rodziny, którzy chcieli, aby pogrzeb miał charakter prywatny. Dobrze się stało, że jej życzenie uszanowały także media - mówi Teodor Krawczyk, prezes MPT w Słupsku.
Uczestnicy pogrzebu między sobą jednak rozmawiali o okolicznościach, w jakich doszło do uduszenia taksówkarza. Rozeszła się wręcz plotka, że morderca został już zatrzymany.
Od taksówkarzy dowiedzieliśmy się nawet, że policja zatrzymała dwóch podejrzanych mężczyzn. Jednak wkrótce zostali oni zwolnieni. Okazało się, że nie mieli nic wspólnego ze sprawą. - Nic nie wiem, aby ktoś został zatrzymany. Gdyby się tak stało, to bym o tym coś wiedział - powiedział nam natomiast wczoraj Jacek Korycki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
Sądząc po dużej liczbie telefonów w tej sprawie, które odbieramy w redakcji, sprawa zamordowania słupskiego taksówkarza poruszyła i oburzyła wiele osób w Słupsku i okolicy.