Zdrowie to nie proszek do prania. Tu nie warto szukać na siłę oszczędności
Płacę, więc wymagam. Wymagam wykształcenia, kwalifikacji, pełnej informacji, wysokiego standardu czystości w gabinecie, a po zabiegu możliwości kontaktu i pewności, że w razie jakichkolwiek problemów otrzymam odpowiednią pomoc i leczenie.
Jak dużą cenę jesteś w stanie zapłacić za urodę? Czy pozwoliłabyś, żeby kumpel wyciął ci wyrostek? Raczej nie. Czy chciałabyś, żeby sąsiadka robiła ci zabieg laserowy przy użyciu sprzętu, który w garażu składał jej mąż ze szwagrem (części kupili na AliExpress)?
Brzmi absurdalnie? No właśnie. Dlaczego więc (często skuszona promocyjną ceną) pozwalasz osobie o nieznanych ci kwalifikacjach na wstrzykiwanie śmiertelnej trucizny (jaką może być toksyna botulinowa - popularny botoks) w swoje czoło? Takie pytania zadają twórcy ogólnopolskiej akcji „Bezpieczna Klinika”.
„Bezpieczna Klinika” to kampania społeczna na rzecz bezpieczeństwa zabiegów medycyny estetycznej. Ma ona na celu zwiększać świadomość pacjentów na temat zagrożeń, z którymi wiążą się coraz popularniejsze zabiegi upiększające. Koleżanka robi takie zabiegi u kosmetyczki od kilku lat, jest bardzo zadowolona, wygląda świetnie, a przy tym nie wydała na to fortuny - skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać? Zdrowie to jednak nie proszek do prania.
To, jak wyglądasz, jest twoją wizytówką. Oczywiście, możemy kokietować, że nie ma to znaczenia, że ważne jest to, co w sercu i głowie, ale faktycznie jest tak, że żyjemy w świecie obrazków. Dziś chcemy być piękni i zadbani, dlatego korzystamy z zabiegów poprawiających urodę coraz śmielej. Popyt nakręca podaż - gabinetów jest coraz więcej, a zabiegi estetyczne wykonują nie tylko lekarze, lecz również kosmetyczki, a nawet (!) fryzjerzy. Duży rynek, duże zyski - duże emocje i kontrowersje.
W Polsce mówi się wręcz o dzikim rynku usług estetycznych - brak odpowiednich regulacji prawnych dotyczących ich udzielania skutkuje niestety rosnącą liczbą pacjentów pokrzywdzonych przez takie zabiegi. Wydaje się to niewiarygodne, a jednak bardzo często do lekarzy trafiają ofiary swojej oszczędności i niefrasobliwości.
„Miałam zabieg w gabinecie kosmetycznym, nie wiem dokładnie, co było podane, nie wiem, czy osoba, która wykonywała zabieg, miała jakiekolwiek kwalifikacje, a teraz wysłała mnie do lekarza, bo nie może napisać mi recepty”. Pamiętajmy, że kosmetyczka i kosmetolog to nie to samo, a zabiegi z wykorzystaniem toksyny botulinowej czy kwasu hialuronowego może wykonywać tylko lekarz. - Certyfikowane preparaty, dezynfekcja i sterylizacja, jednorazowe przybory to są koszty. Nie da się tego obejść - tłumaczy Jarosław Pinkas, główny inspektor sanitarny, który w ramach akcji „Nie płać zdrowiem za urodę” przekonuje, że nie warto łasić się na tanie, przypadkowe usługi.
Pamiętam taki moment w filmie „Ciało” - mimo że oglądałam go kilkanaście lat temu. W zapyziałym salonie fryzjerskim w niewielkiej mieścinie na fotelu siedzi jeden z głównych bohaterów. Brodę ma całą w pianie, zagaduje go fryzjer, w ręku trzymając brzytwę i pędzel.
- Zazwyczaj panie to się już nie goli - przepisy… że niby ejca można dostać. A widział ktoś tego ejca? Choroba artystów, a tu ludzie normalni…
Zazwyczaj gubi nas przekonanie, że choroby takie jak wirusowe zapalenie wątroby typu C, czy HIV to odległe problemy. Statystyki pokazują niestety co innego (liczba zachorowań systematycznie rośnie), a zarazić się można nie tylko podczas wyrywania zęba czy robienia tatuażu, ale każdego zabiegu, w czasie którego dochodzi do przerwania ciągłości skóry - czyli na przykład manicure lub strzyżenia.
„Bezpieczna klinika” to także szerzenie świadomości o zagrożeniach, jakie czyhają na każdą z nas, kiedy idzie podciąć grzywkę, zrobić manicure czy dokleić rzęsy. Czy zwracamy uwagę na standardy czystości i bezpieczeństwa, kiedy idziemy do fryzjera, barbera czy kosmetyczki?
Wydawać by się mogło, że w XXI wieku dezynfekcja, sterylizacja czy choćby jednorazowe rękawiczki w gabinetach czy salonach spa są oczywistością, a jednak poza pięknym pedicurem zdarza się, że wracamy do domu z grzybicą czy gronkowcem. Powiedzenie „Polak potrafi” sprawdza się i w tej dziedzinie, dlatego na nic zdadzą się kontrole sanepidu, jeśli wymagający nie będzie przede wszystkim klient.
Mało kto lubi to określenie, ale w tym przypadku ma ono sens - płacę, więc wymagam. Wymagam wykształcenia, kwalifikacji, pełnej informacji, wysokiego standardu czystości w gabinecie, a po zabiegu możliwości kontaktu i pewności, że w razie jakichkolwiek problemów otrzymam odpowiednią pomoc i leczenie.
Tylko tyle i aż tyle.