W czwartek, 18 maja, prokuratura zakończyła ciągnące się od prawie sześciu miesięcy śledztwo w sprawie pijanego samorządowca
„Gazeta Lubuska” pisała o sprawie po raz pierwszy już 9 grudnia zeszłego roku. Później kilkakrotnie informowaliśmy o przebiegu śledztwa, choć inne media w powiecie nabrały wody w usta.
- Mężczyzna jest oskarżony o to, że 30 listopada zeszłego roku został zatrzymany przez policję za kierownicą swego bmw, pod wpływem alkoholu - informuje Robert Brzeziński, prokurator rejonowy w Żarach. - Policjanci zatrzymali go po pościgu na jego posesji.
Sprawa cieszyła się ogromnym zainteresowaniem opinii publicznej, z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że kierowca nie chciał się poddać badaniu na zawartość alkoholu, a po wt óre, gdy ujawniliśmy, że chodzi o pracownika żarskiego magistratu i to wysokiego szczebla. Przypomnijmy, 30 listopada, po pościgu i odmowie „dmuchania” w alkomat, policjanci z patrolu zatrzymali go do pobrania krwi. Wynik badania przyszedł po tygodniu. Okazało się, że w organizmie kierowcy było 0,6 promila alkoholu. - Wówczas zatrzymaliśmy mężczyźnie prawo jazdy - dodaje prokurator Brzeziński. Początkowo rzeczniczka policji odmówiła ujawnienia konkretów, powołując się na ochronę danych osobowych. Nawet wtedy, gdy nasi dziennikarze tłumaczyli, że chodzi o wysokiej rangi samorządowca - osobę publiczną. W odpowiedzi otrzymaliśmy listę wszystkich zatrzymanych we wskazanym okresie kierowców na pod wójnym gazie. Okoliczności jednego z zatrzymań pasowały do relacji naszego Czytelnika. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Postanowiliśmy odwiedzić go w jego gabinecie w urzędzie. Przyjął nas, ale na pytania o zatrzymanie odpowiadał jedynie, że to nieporozumienie. Zapewniał, że nigdy nie prowadził samochodu pod wpływem alkoholu i nie jechał nim również w dniu zatrzymania.
Już wówczas nie zgodził się na publikację nazwiska, ani wizerunku. Rozmawialiśmy o tym z jego przełożoną, Danutą Madej, burmistrz Żar.
Potwierdziła, że odbyła ze swoim podwładnym rozmowę na temat zatrzymania. Dodała też, że to jego prywatna sprawa i nie ma nic wspólnego z wypełnianiem obowiązków służbowych. Przyznała również , że nie zamierza czynić żadnych kroków, ani też wyciągać wobec niego konsekwencji do czasu zakończenia postępowania, czyli uprawomocnienia się wyroku w sądzie.
Sprawę zakończono po sześciu miesiącach od zatrzymania. Prokurator wyliczał, że prowadzący śledztwo musiał uwzględniać kolejne wnioski dowodowe składane przez pełnomocnika oskarżonego. A było ich sporo.
Wczoraj kolejny raz rozmawialiśmy z oskarżonym już kierowcą. Trzeba przyznać, że nigdy nie uchylał się od spotkania. W komentarzu dodał tylko, że nie otrzymał jeszcze oficjalnej informacji dotyczącej skierowania aktu oskarżenia do sądu, ale jeśli jest tak jak mu przekazaliśmy, nie zgadza się ze stanowiskiem prokuratury. Poproszony o szczegóły dodał, że będzie o nich mówił w sądzie.
Za jazdę w stanie nietrzeźwości mężczyźnie grozi kara grzywny, a najwyższą sankcją jest pozbawienie wolności na dwa lata. Jeśli sąd uzna jego winę, otrzyma zakaz prowadzenia pojazdów na minimum trzy lata, będzie też musiał zapłacić minimum 5 tys. zł świadczenia na fundusz pokrzywdzonych w wypadkach. W tym przypadku sąd nie uwzględnia zarobków oskarżonego.