Rozmowa z Markiem Biernackim, wiceprezydentem Słupska, odpowiedzialnym za inwestycje w Słupsku o planowanych projektach unijnych i ich wpływie na dziurawe drogi i krzywe chodniki.
Miasto ma nowe kosztowne projekty, ale wszystkie uzależnione są od wsparcia rządowego lub unijnego przez marszałka. Na jakim są etapie?
Już dziś realizujemy projekty termomodernizacyjne ponad 20 obiektów publicznych i przygotowujemy się do wymiany prawie 3,5 tys. lamp ulicznych razem to inwestycje za ok 40 mln zł. Z dofinansowaniem unijnym ok. 30 mln zł. Złożyliśmy dokumenty w ministerstwie sportu o dofinansowanie budowy hali widowiskowo- sportowej przy ul. Grunwaldzkiej. Projekt jest złożony na kwotę 42 milionów złotych z czego 20 to miało być dofinansowanie. Do końca maja dowiemy się, jakie są notowania naszego projektu. Tych złożono jak wiemy sporo, ale z uwagi na poparcie środowisk sportowych nasz projekt powinien być dobrze potraktowany. My
jesteśmy gotowi do realizacji, mamy dokumentację z pozwoleniem na budowę.
Problemów z dofinansowaniem nie powinniśmy mieć w przypadku węzła transportowego i rewitalizacji. Tu środki dzieli marszałek dla wszystkich miast.
Na węzeł transportowy złożyliśmy projekt na koniec marca. Opiewa na blisko 45 milionów złotych. Spodziewamy się dofinansowania na poziome 36,5 miliona. Marszałek nasz wniosek traktuje priorytetowo. Oprócz naszego złożono jeszcze trzy wnioski: Bytowa, Lęborka i Ustki. Każdy na ok. 20 mln zł. Nasz węzeł, jako jeden z czterech w województwie, ma znaczenie krajowe. Pod koniec maja liczymy, że dobre wieści z Gdańska w tej sprawie do nas dotrą. Jeśli chodzi o projekt rewitalizacyjny. Jesteśmy na finiszu. Doceniono nas, dostaliśmy już środki na modelową rewitalizację z Ministerstwa Rozwoju i Finansów, jako jedno z 20 miast w kraju i jedyne z Województwa Pomorskiego. W ubiegłym tygodniu mieliśmy wizytę z ministerstwa i dobrze oceniono słupskie działania. Szczególne uznanie wzbudził sposób procedowania i komunikatywność stworzonych przez naszych urzędników dokumentów.
Frekwencja na spotkaniach w sprawie rewitalizacji była jednak taka sobie.
Staraliśmy się wsłuchiwać w głosy mieszkańców. Oczywiście wszystkich nie zadowolimy, bo mamy ręce związane kryteriami konkursowymi i ograniczeniami finansowymi, ale myślę, że pierwsze efekty będzie można obejrzeć pod koniec tego roku. Wtedy dostaniemy pierwsze środki unijne. Bez nich nie bylibyśmy w stanie dźwignąć tak wielkiego projektu, który jest obliczony głównie
na część inwestycyjną za prawie 49 milionów złotych. Reszta, 6 mln zł, to są środki na tzw. działania miękkie czyli społeczne, które są konieczne.
Liczę miliony i wychodzi 127 milionów na inwestycje, ale będą powstawać w kolejnej kadencji.
Nie, mamy taki plan, by na jesieni tego roku były rozstrzygnięte pierwsze przetargi. Przede wszystkim na bulwary nadrzeczne.
Tam bardzo spektakularna będzie budowa kładek nad Słupią. Weźmiemy się za ulicę Długą, na początek. Trzeba jednak pamiętać, że rewitalizacja to proces długi, będzie trwał nawet wtedy gdy skończą się środki unijne.
Ale pierwsze efekty będą w mieście widoczne już w tym roku? Tak szybko?
Zaplanowane są pierwsze prace na jesień, pod koniec roku. Co prawda marszałek przesunął termin konkursu, bo pierwotnie
projekty miały być składane do 30 marca. My byliśmy gotowi, ale inne samorządy, które też aplikują o te środki nie były gotowe. Były naciski na urząd marszałkowski. Termin przesunięto o dwa miesiące. To spowoduje, że mimo naszych założeń, może być lekki poślizg.
Z tego, co Pan mówi, wynika, że zgodnie z planem idą nam starania o największe inwestycje ze środków zewnętrznych, ale słupszczanie skarżą się, że nie ma inwestycji zwykłych za miejskie pieniądze.
No tak. Musieliśmy po rządach poprzednika zacisnąć pasa. Kumulować pieniądze, żebyśmy mieli na wkład własny, bo na to potrzeba dziesiątek milionów. A my mieliśmy problem, bo stan finansów miasta na początku kadencji był taki, że wielkim problemem było takie skonstruowanie budżetu miasta, by Regionalna Izba Obrachunkowa go pozytywnie zaopiniowała i da nam prawo aplikowania o środki unijne. Tak były więc skonstruowane przez nas dwa ostatnie budżety miasta, by wygenerować nadwyżkę i móc uczestniczyć w dzieleniu unijnego dofinansowania.
Ale w tym roku już pewne inwestycje za miejskie środki zaplanowaliście.
Właśnie kończymy dokumentacje modernizacji ulic planowanych na kolejne lata: Z. Augusta, Chrobrego, Władysława IV, Legionów Polskich. Szykujemy się do prac archeologicznych na Starym Rynku, ale już w maju będzie budowana ulica Wczasowa, na którą mieszkańcy czekali 30 lat. To nie jest znacząca ulica w mieście, ale dzięki racjonalnemu podejściu mieszkańców, którzy zgodzili się na trochę odchudzony projekt, kosztem ok. 1 miliona złotych ulicę zrobimy. Większym projektem jest budowa ulic Aluchny Emelianow i Szafranka. Chcemy w całości wykonać ją już w tym roku. Pierwotnie miała być robiona dwa lata, ale ze względu na te przesunięcia projektu rewitalizacyjnego, postanowiliśmy to zrobić w rok. Myślę, że mieszkańcy, którzy jeżdżą po tych płytach wreszcie odetchną. W sumie będzie to kosztować 5 mln złotych.
Mamy dużą nadwyżkę budżetową i możemy ją przeznaczać na bieżące remonty. Zresztą w tej sprawie list do prezydenta napisał dyrektor ZIM. Wołając o zajęcie się stanem słupskich ulic. ZIM wyliczył, że na osiem zniszczonych ulic w centrum potrzeba 2,4 mln zł, na 16 chodników w najgorszym stanie - 3 mln zł. To nie są duże pieniądze, patrząc na budżet miasta.
Z jednej strony nie są wielkie, a z drugiej wielkie. Jeśli spojrzymy choćby na możliwość pozyskania środków unijnych. Żeby o nie aplikować to wkład trzeba mieć. Gdybyśmy nadwyżkę wydali na remonty to pieniędzy nie pomnożymy, tak jak w przypadku projektów unijnych. Tam mamy 15- 25 proc. wkładu własnego, z każdej miejskiej złotówki mamy nawet cztery dodatkowe. Mamy jeszcze, że przypomnę, do dokończenia Park Wodny, który niestety musi być sfinansowany w 100 procentach z pieniędzy miasta. Co prawda dług na to zaciągnie spółka Trzy Fale, ale to my będziemy musieli w dwóch trzech latach spłacić to za tę spółkę. Akwapark to też jest rzecz, na którą czekają mieszkańcy. Gdyśmy dzisiaj stawiali pytanie mieszkańcom, czy chcecie mieć akwapark za 100 mln zł, bo tyle będzie kosztował w sumie, czy wyremontować wszystkie ulice i chodniki w mieście, to dzisiaj odpowiedzieliby inaczej.
Czyli teraz kumulujemy pieniądze na wielkie projekty, a mieszkańcy muszą chodzić po krzywych chodnikach i jeździć po dziurawych ulicach.
W ciągu dwóch-trzech przyszłych lat chcemy kilka rzeczy na ulicach poprawić. Przykładem ulice na Zatorzu. Będziemy starali się o dofinansowanie z tzw. schetynówek. Dzisiaj więc staramy się z oszczędności budżetowych dorzucić coś na utrzymanie.
Z tego wynika, że w najbliższych latach nigdy nie będziemy w mieście mieć pieniędzy na zrobienie chodników i ulic.
Zastaliśmy prawie 300-milionowe zadłużenie. Miasto było w komfortowej finansowo sytuacji w 2002 roku, gdy obejmujący prezydenturę Maciej Kobyliński dostał 20-milionów na koncie miasta. Szastał nimi. Pieniądze gdzieś się rozeszły. Miasto doszło do muru. Myśmy dostali to w spadku z rozgrzebanym Parkiem Wodnym i procesami.
Mało to optymistyczne, jeśli chodzi o inwestycje.
Dla miasta optymizmem może być tylko początek prac nad budową S6 do Gdańska. Tylko to da nam jakąś szansę. Wiele problemów by się rozwiązało, gdyby skończyło się wykluczenie komunikacyjne. Byłaby szansa na inwestorów.
Dzisiaj jedzie pan do Koszalina, zobaczy pan, ile tam trwa remontów ulic.
Koszalinianie nam zazdroszczą ringu. Ale tak, są w lepszej sytuacji. Rozsądniej kierowano tam miastem. Też mieli problem z akwaparkiem, ale dokończyli. A nasz poprzednik działał wedle zasady, „po mnie choćby potop”.