Pan Bogdan jest zaskoczony, jak się wszystko dookoła zmienia. Jego siedmioletni wnuczek ma zupełnie innych bohaterów, już nie tylko od tych, jakie pan Bogdan miał w jego wieku, ale także od tych, które kręciły jego syna.
On słuchał historii o sierotce Marysi, babci, wilku i dzielnym gajowym. Był też Winnetou, Kaczor Donald i Myszka Miki. Jego dzieci przejęły Donalda i Miki. Doszedł Bolek i Lolek oraz Scooby Doo. Zresztą stwierdzenie głupawego psa z kultowej kreskówki: „Ja? Czemu ja? No dobra, dobra...” pan Bogdan zastosował w życiu i używa go z powodzeniem do dziś, kiedy żona wydaje mu jakieś polecenia.
A o tym, że potrafi robić to często, nie trzeba nikogo przekonywać. Bohaterowie z bajek jego dzieci jeszcze byli do zaakceptowania. Pochodzili z filmów, rzadziej książek. Tam była jakaś akcja, przesłanie, walka dobrego ze złem, mądrego z głupim.
Z tym koniec. Nadeszła era gier. Jego wnuczek najpierw podniecał się „Angry Birds”. Tam jakieś latające świnie kradły ptakom jajka, te się broniły i atakowały znów te świnie. I tak się naparzali. Ale wściekłe ptaki już poszły w zapomnienie. Już ich nie ma. Teraz jest Super Mario. To śmieszny ludzik w czerwonej czapce z literą M. Jest dzielny, szybki i sprawny. Walczy ze wszystkimi przeciwnościami, przechodzi na kolejne pozycje i poziomy. Jak panu Bogdanowi wytłumaczył wnuczek, bije się z jakimś Goombą (to taki grzyb, który wszędzie się wciska i staje na drodze), by w finale pokonać niejakiego Bowsera, czyli szefa wszelkiego zła. Jeśli gracz jest dobry, Mario w końcówce załatwia Bowsera i jest zwycięzcą; jeśli nie, zaczyna od początku.
Pan Bogdan zastanawia się, kto w polskiej polityce mógłby być takim Super Mariem
Wnuczek chce być kimś takim, jak ów Mario, który wszystkim urywa głowy. „Mój Boże - pomyślał pan Bogdan. - W moich czasach każdy chciał być wodzem Indian, szeryfem, ewentualnie dowódcą czołgu. Kiedy moje dzieci były małe, marzyły, żeby tak jak Bolek i Lolek zwiedzić świat, ewentualnie tak jak mądre dzieciaki z głupim psem Scooby Doo rozwiązywać zagadki kryminalne. Teraz jest Super Mario, który kasuje rywali. Co za czasy”.
Ponieważ wnusio nie przestaje panu Bogdanowi opowiadać o tym gieroju w czerwonej czapeczce, zastanawia się, kto w polskiej polityce mógłby być takim Super Mariem. Może prezes Jarosław? Tyle że czerwona czapka źle się kojarzy... Tym wstrętnym Goombą mogłaby być opozycja rzucająca rządzącym kłody pod nogi i próbująca wsadzać kij w szprychy kół wiodących nas ku świetlanej przyszłości. Ale w grze Goomba zawsze przegrywa, więc nim się nie ma co przejmować. Na końcu jednak jest Bowser. Tylko czy w realu ktoś taki się znajdzie? Pan Bogdan ma wątpliwości. U nas na razie wygrywa Super Mario...