Zaginieni. Kiedy dorosły postanawia uciec od starego życia
Czasami ludzie wybierają ucieczkę, niekiedy szczegółowo ja planują. Wkładają plecak i wychodzą z domu, zostawiają w nim problemy, często swoich bliskich. Zaczynają nowe życie, nie szukają kontaktu z rodziną.
Takie historie nie zdarzają się często. „Chłopcy jesteście dzielni, poradzicie sobie w życiu, jesteśmy z Was dumni” - napisali rodzice do swoich nieletnich synów, jeden ma 17 lat, drugi 14. Wyszli z mieszkania w środku nocy z 20 na 21 maja, chłopcy byli w łóżkach, spali. Przez następne dni nie kontaktowali się z dziećmi, żadnego telefonu, esemesa. Nastolatkami zaopiekował się rodzina i to ona zgłosiła policji, że Aneta i Adama J. zaginęli.
W ciągu kolejnych dni parę widziano w jednym z tatrzańskich schronisk, potem na terenie Słowacji. Miesiąc po opuszczeniu mieszkania na warszawskim Mokotowie pojawili się w czeskiej Pradze, dokładnie w jednym z największych praskich parków – Letenskie sady. To popularne miejsce, można nim dojść do zamku Hradczany.
- Nasi policjanci kryminalni dostali od polskich funkcjonariuszy informację, że poszukiwane małżeństwo jest w Pradze. I znaleźliśmy ich. Współpracowali z policją. Skontrolowaliśmy ich zdrowie, byli w dobrym stanie – mówił w mediach płk. Ondrej Moravcik z Policji Republiki Czeskiej. - Dla policji ważne było, w jakim są stanie zdrowia oraz czy wiedzą, że poszukuje ich polska policja. I że maja status zaginionych. Okazało się, że byli tego świadomi – dodał.
Para nie jest już zaginiona, nie została też zatrzymana.
- Ich stan psychiczny był w porządku, czeska policja nie pytała, co dalej chcą robić i gdzie będą przebywać. Zrozumieli, że są poszukiwani i współpracowali z nami, udzielali podstawowych informacji. Nie pytaliśmy o kontakt z dziećmi, nie było to w zakresie naszych obowiązków. Potwierdziliśmy tożsamość. Resztą zajmują się inne instytucje – tłumaczył płk. Ondrej Moravcik.
Sprawa zaginięcia małżeństwa z Warszawy była głośna nie tylko w polskich mediach, informacje o uciekinierach pojawiły się także w czeskiej prasie, historie komentowano w sieci, w bardzo różny zresztą sposób.
Sąsiedzi twierdzą, że małżeństwo z Mokotowa tworzyło ze swoimi dziećmi z pozoru normalną rodzinę. Aneta J. była fryzjerką, dbała o dom. Adam J. miał kłopoty z nogami, często chodził o kulach, rozmowny, kontaktowy. Żadnych kłótni, awantur.
- Kochające się małżeństwo i kochająca się rodzina – mówią ci, którzy mieszkali obok.
Śledczym nie tłumaczyli się z tego, co zrobili, nie podali powodów swojej ucieczki i pozostawienia dzieci bez opieki. Para zadeklarowała jednak chęć powrotu do kraju. Wbrew temu, co mówią sąsiedzi, a może po prostu tego nie wiedzieli, to rodzina dysfunkcyjna. Najprawdopodobniej Aneta i Adam J. chcieli „uciec przed kłopotami, w których tkwili”.
- Wygląda na to, że dwoje dorosłych osób nie podźwignęło jakiejś trudnej sytuacji. Czasami jest to kwestia wielu lat zmęczenia, które jest odczuwane jako kryzys życiowy. Oni wybrali ucieczkę. To jest oczywiście łatwe rozwiązanie, ale niczego nie rozwiązujące, choć dające chwilową ulgę – mówiła w TVN24 psycholog Maria Rotkiel. - W percepcji rodziców to nie jest ucieczka od własnych dzieci. Oni tak sobie to wytłumaczyli, znaleźli taką narrację, żeby w miarę dobrze się z tym czuć. Wynika to z listu, który zostawili chłopcom. W ich rozumieniu chłopcy są na tyle duzi, że sobie poradzą. Oczywiście jest to ogromne nadużycie, bo mówiąc o dzieciach w tym wieku, to są cały czas osoby małoletnie, nie można wymagać tego, żeby to zrozumieli i nie zapłacili jakiejś ceny, jeśli chodzi o ich kondycję psychiczną. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że chłopcy zapamiętają tę sytuację jako porzucenie. To jest trauma na całe życie – dodała.
Według art. 210 kodeksu karnego celowe porzucenie małoletnich jest przestępstwem zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności. Dotyczy to małoletnich poniżej 15. roku życia, a więc w tym przypadku młodszego syna zaginionego małżeństwa.
Przed czym uciekało małżeństwo z Warszawy? Być może nigdy się tego nie dowiemy, Richard Ayvazyan i jego żona Marietta Terabelian uciekali przed wymiarem sprawiedliwości. Małżeństwo w 2021 roku zostało oskarżone o udział w oszustwie, para miała wyłudzić miliony dolarów z funduszy pomocowych przeznaczonych na wsparcie małych firm podczas pandemii. Groziło im wieloletnie więzienie, para postanowiła uciekać. Richard Ayvazyan i Marietta Terabelian zostawili trójkę swoich dzieci w wieku 13, 15 i 16 lat w domu. Oni też napisali list: „To nie jest pożegnanie, ale krótka przerwa od siebie.”
Para została skazana przez sędziego zaocznie - 43-letni Richard Ayvazyan otrzymał wyrok 17 lat więzienia, a 37-letnia Marietta Terabelian sześciu lat pozbawienia wolności.
„Oskarżeni wykorzystali kryzys COVID-19, aby ukraść miliony dolarów bardzo potrzebnej pomocy rządowej przeznaczonej dla ludzi i firm cierpiących z powodu ekonomicznych skutków najgorszej pandemii od stulecia" – mówił prokurator Tracy L. Wilkison. I podkreślił, że małżeństwo odpowiadało za opracowanie planu, dzięki któremu udało się wyłudzić ponad 20 mln dolarów.
FBI wyznaczyło nagrodę w wysokości 20 tys. dolarów za informacje, które będą pomocne w aresztowaniu pary uciekinierów. Adwokat Marietty Terabelianu, Ryan Fraser, opisał ją w CNN jako „kochającą matkę i oddaną żonę, która niestrudzenie wspiera nie tylko troje swoich dzieci, ale także rodziców, teściową i siostrę”.
Rodzice rzadko jednak uciekają zostawiając swoje dzieci, zwłaszcza niepełnoletnie – takie przypadki natychmiast opisywane są w mediach. O innych, dowiadujemy się rzadziej, tymczasem, jak mówią psychologowie ludzie uciekają z domów z różnych powodów.
- Inne są powody ucieczek dzieci i młodzieży, a inne osób dorosłych i w starszym wieku. Młodzież ucieka z domów głównie z powodu braku kontaktu emocjonalnego z rodzicami i w wyniku ostrych konfliktów w domu. Takie sytuacje rodzą strach. Młody człowiek boi się wrócić do domu, bo dostał niedostateczną ocenę. Obawia się, że kłótnia tym razem będzie nieunikniona, że może dojść do przemocy. Wybiera więc ucieczkę od tych drastycznych sytuacji. Często przyczyną ucieczek dzieci są zbyt duże wymagania rodziców wobec nich, nadmierny krytycyzm oraz brak akceptacji ze strony dorosłych. Dzieci czują się w takich warunkach osamotnione i niezrozumiane. Najpierw próbują poradzić sobie z trudną sytuacją w domu czy w szkole. Gdy wydaje się im, że sytuacja przerasta ich możliwości, pojawiają się takie uczucia, jak strach, rozpacz, bezradność, upokorzenie i złość. Dodatkowo są przerażone tym, co odczuwają. Mają poczucie, że nie są w stanie wytrzymać tego dłużej, i uciekają. – mówiła w „Charakterach” Ewa Jakoniuk, socjolog, specjalista do spraw terapii i rozwiązywania konfliktów, profilaktyk.
Zdarza się też, że dziecko ucieka od nadopiekuńczych rodziców. Czuje się wtedy w domu jak zamknięte w klatce. Jeżeli do tego dojdą problemy w szkole, konflikty z rówieśnikami albo nieszczęśliwa miłość, to chęć spakowania plecaka przeważa nad rozsądkiem i myśleniem o zagrożeniach, jakie czekają nastolatka „na gigancie.”
Ze stron Fundacji ITAKA, która szuka zaginionych oraz wspiera ich rodziny: „Mariusz, 15 lat. Mariusz zniknął na początku lipca. Pewnego dnia wyszedł z domu i nie wrócił. Rodzina szybko odkryła, że zabrał ze sobą spakowany plecak. Przeglądając rzeczy w pokoju Mariusza nabrali podejrzeń, że planował ucieczkę już od jakiegoś czasu. Po zniknięciu Mariusza rodzina natychmiast podjęła działania, angażując w poszukiwania swoich najbliższych, przyjaciół i znajomych nastolatka. Od razu została także zawiadomiona policja i fundacja ITAKA.Z informacji, które docierały do ITAKI od rodziny wyłaniał się obraz zagubionego nastolatka, który miał ostatnio problemy w szkole, kłócił się z rodzicami, wykazywał zachowania agresywne. Fundacja ITAKA szybko podjęła działania – zdjęcie Mariusza zostało zamieszczone na stronie zaginieni.pl, komunikat o jego zaginięciu został wysłany do portali ogólnopolskich, mediów, schronisk i noclegowni, a także do straży miejskiej w województwie, w którym zaginął Mariusz. Kilka dni później matka Mariusza otrzymała informację, że nastolatek może przebywać na drugim końcu Polski. ITAKA poszerzyła więc działania o kolejne województwo. Informacja okazała się wiarygodna i bardzo szybko została potwierdzona, w dość nieoczekiwanych okolicznościach. Mariusz został wylegitymowany przez policję w Pucku. Matka nastolatka poinformowała ITAKĘ o zakończeniu poszukiwań syna – pojechała zabrać go z powrotem do domu.”
Dorośli najczęściej uciekają przed problemami, zwłaszcza tymi finansowymi, ale także rodzinnymi, zdrowotnymi. Nie wytrzymują „ciśnienia”, tempa życia, stresu, odpowiedzialności, która na nich ciąży. W pewnym momencie „dochodzą do ściany”, nie chcą starego życia. Kobiety często uciekają przed partnerem, który stosuje wobec nich przemoc fizyczną i psychiczną.
Judith Bello, żona i matka dwójki dzieci zniknęła w wieku 28 lat. Jej porzucony samochód znaleziono w Stanwood, w stanie Waszyngton. Policja rozpoczęła poszukiwanie kobiety, nic – jakby zapadła się po ziemię. W 2011 roku okazało się, że mieszka w Południowej Kalifornii z nową rodziną. Jak potem tłumaczyła, odeszła od rodziny, bo mąż wciąż się nad nią znęcał. Niemal identyczna historia z Kanady - w 1961 roku Lucy Ann Johnson zniknęła z domu w Surrey, mieście leżącym w prowincji Kolumbia Brytyjska, w dystrykcie regionalnym Greater Vancouver. Pozostawiła męża Marvina i 8-letnią córkę Lindę. Śledczy myśleli, że padała ofiarą przestępstwa, szukała nawet ciała Lucy Ann na podwórku jej domu. Po 52 latach Lucy spotkała się ze swoją córką. Powiedziała jej, że odeszła, ponieważ mąż, ojciec Lindy, ciągle ją wykorzystywał.
Według statystyk rocznie w Polsce ginie około 13 tys. osób, wśród zaginionych są także ci, którzy po prostu uciekają z domów. Zaginięcia, to bardzo trudne, indywidualne sprawy.
- Po kilku miesiącach od zaginięcia można się pokusić o analizę sprawy. Zawsze trzeba rozpatrywać kilka wersji, zanim wyłoni się wersje ostateczną. Trzeba zakładać, że ktoś mógł popełnić samobójstwo, ktoś mógł wyjechać od rodziny, zmienić dotychczasowy tryb życia, czasami mamy do czynienia z ucieczkami z domów, zwłaszcza wśród młodych ludzi, zwłaszcza w czasie wakacji. Trzeba zbadać życie człowieka zaginionego, sprawdzić, czy już wcześniej znikał, czy ma jakieś choroby, schorzenia. Jest szereg informacji, które należy posiadać zabierając się do takiej sprawy – opowiadał mi Bogdan Michalec, współtwórca i długoletni szef krakowskiego Archiwum X. - Zawsze powtarzam, że trzeba bardzo indywidualnie podchodzić do każdego takiego zdarzenia. Jest oczywiście ogólny wzór postępowania, opowiedziałem pani właśnie o nim, ale równie ważne, albo nawet ważniejsze są szczegóły związane z tą konkretną zaginioną osobą. Najważniejsza rzecz, to rytm życia osoby zaginionej – dodał. I podkreślał, że ucieczki przed dotychczasowym życiem wcale nie są rzadkością.
Petra Pazsitka miała 24 lata studiowała informatykę na politechnice w Niemczech. Mieszkała w akademiku, ale często odwiedzała swoich bliskich. Uchodziła za spokojną, pilną studentkę. 26 lipca 1984 roku miała pojechać do rodziny. Po drodze wstąpiła kupić prezent dla brata, potem poszła jeszcze do dentysty. I tu ślad się urywa. Studentka zniknęła bez śladu.
Policja rozpoczęła poszukiwania. Nic, żadnych tropów. Po trzech latach od zaginięcia Petry aresztowano Guntera K., 19-letniego pomocnika stolarza, który przyznał się do zamordowania dziewczyny. Dwa lata później Pazsitka została oficjalnie uznana za zmarłą.
W 2015 roku pewna 55-latka sama zgłosiła się na posterunek policji, twierdząc, że jej mieszkanie zostało obrabowane. Policjantom, którzy przyjechali na wezwanie przyznała, że nazwisko na drzwiach nie należy do niej, a ona sama nazywa się Petra Pazsitka. Pokazała też stary, nieważny już dowód osobisty.
Pazsitka spędziła w Duesseldorfie ostatnie 11 lat. Wcześniej mieszkała w innych miastach w zachodnich Niemczech. Przez 31 lat żyła bez ubezpieczenia społecznego, prawa jazdy, paszportu i konta bankowego. Zaplanowała swoje zniknięcie: odkładała pieniądze, wynajęła nowe mieszkanie.
Pazsitka nie chce rozmawiać z dziennikarzami ani swoją rodziną. Nie chce powiedzieć dlaczego wybrała ucieczkę od starego życia.
Ze stron ITAKI: „Pani Krystyna, 42 lata. Pani Krystyna mieszkała z mężem i trójką dzieci w niewielkiej miejscowości na wschodzie Polski. 1 września 2004 roku odprowadziła 9-letną córeczkę do szkoły na rozpoczęcie roku szkolnego. Tego dnia rodzina widziała ją po raz ostatni. Nie pojawiła się już w pracy, nie wróciła też do domu. Bliscy zgłosili zaginięcie policji, jednak przez kolejne dni, tygodnie, miesiące nic nie udawało się wyjaśnić. Dopiero po kilku latach siostra pani Krystyny zadzwoniła do Fundacji ITAKA pytając co jeszcze można zrobić. Pracownicy Fundacji skontaktowali się z mężem zaginionej i dwójką jej dorosłych synów. Próbowali poznać więcej szczegółów, by móc skuteczniej szukać Pani Krystyny. Niestety ani mąż ani synowie nie chcieli rozmawiać z ITAKĄ. Za zgodą siostry Pani Krystyny i w porozumieniu z policjantem prowadzącym sprawę pracownicy ITAKI zaczęli rozsyłać komunikaty ze zdjęciem Pani Krystyny do mediów. Najpierw lokalnych, a potem także ogólnopolskich. Po kolejnych rozmowach psychologa z rodziną okazało się, że jeszcze przed zaginięciem w rodzinie było wiele konfliktów, które zaogniły się po zniknięciu Pani Krystyny. Mąż Pani Krystyny na nowo ułożył sobie życie, pozamykał stare sprawy i nie utrzymywał kontaktów z jej siostrą.
Fundacja ITAKA przez ponad 3 lata rozpowszechniała wizerunek Pani Krystyny, jednak bez żadnego rezultatu. Zdesperowana rodzina, mimo braku aprobaty ITAKI, zgłosiła się nawet do jasnowidza. Ten krok nie dość, że nie pomógł rozwiązać sprawy to tylko pogłębił smutek siostry, która usłyszała od jasnowidza, że Pani Krystyna nie żyje. Pewnego dnia, gdy mijało już blisko 8 lat od zaginięcia Pani Krystyny do Fundacji ITAKA przyszedł list. Napisała go Pani Krystyna. Pewnego dnia zobaczyła swoje zdjęcie w gazecie. Wzruszona i zaskoczona, że ktoś jej szuka, napisała długi list z wyjaśnieniami. Okazało się, że przyczyną jej odejścia z domu była zdrada męża. Wtedy, 8 lat temu, po odprowadzeniu córeczki do szkoły miała zamiar odebrać sobie życie. Ale spotkała obcego mężczyznę, który odwiódł ją od tego pomysłu. Z tym mężczyzną jest do dziś. Psycholog ITAKI zadzwonił do Pani Krystyny. To była długa i trudna rozmowa, ale bardzo potrzebna Pani Krystynie. Usłyszała słowa wsparcia i otuchy. Zgodziła się przekazać rodzinie informację, że żyje. Zachęcona przez psychologa postanowiła też napisać list do siostry, który przekaże za pośrednictwem ITAKI. Gdy powiedzieliśmy o tym siostrze Pani Krystyny, przez dłuższy czas nie mogła wydobyć z siebie słowa. Była w szoku. Ale była też bardzo szczęśliwa. Teraz czeka na list od siostry.”
Ucieczka, jak widać, nie zawsze musi kończyć się katastrofą. Może otwierać nowy etap życia, który okaże się lepszy od tego zostawionego za sobą. Czy jest oznaką strachu? Tchórzostwa? Bo jak inaczej nazwać ucieczkę przed problemami, pozostawienie bliskich, często dzieci. Trzymanie ich latami w niepewności, w niewiedzy. A może jest wręcz przeciwnie? Przecież trzeba mieć odwagę, żeby zostawić wszystko, co znamy i ruszyć przed siebie. Pewnie racje ma Bogdan Michalec, który twierdzi, że każdą z takich sytuacji trzeba rozpatrywać indywidualnie, bo każda z nich jest inna, my jesteśmy różni. Zanim jednak postanowimy zniknąć, zawsze warto ze sobą porozmawiać, próbować rozwiązywać problemy, a jeśli trzeba – szukać pomocy.