Przypadek Guidona Czempiela z Kończyc stanowi jedną z najciekawszych spraw kryminalnych Górnego Śląska lat 30. XX wieku. Współpracowały w niej policja polska i niemiecka, co wtedy należało do rzadkości.
Ale do dzisiaj nie wiadomo, czy Czempiel naprawdę popełnił zbrodnię, o którą był oskarżany, czy była to intryga krewnych, a może nawet policji, która chciała koniecznie złapać sprawcę głośnego morderstwa.
Przypadek Guidona Czempiela z Kończyc stanowi jedną z najciekawszych spraw kryminalnych Górnego Śląska lat 30. XX wieku. Współpracowały w niej policja polska i niemiecka, co wtedy należało do rzadkości. Ale do dzisiaj nie wiadomo, czy Czempiel naprawdę popełnił zbrodnię, o którą był oskarżany, czy była to intryga krewnych, a może nawet policji, która chciała koniecznie złapać sprawcę głośnego morderstwa.
Detektyw z Berlina w Kończycach
W 1933 roku w Kończycach, za zgodą władz polskich, zjawia się detektyw z Berlina. Poszukuje informacji o 24-letnim Guidonie Czempielu. Nie wyjawia, o co chodzi, ale musi to być coś poważnego. Mieszkańcy Kończyc nie są skorzy do rozmów, ale w końcu mówią, że Guidon jest z zawodu malarzem pokojowym, kilka lat temu wyjechał za pracą do Berlina, gdzie miał daleką ciotkę. W 1931 roku wrócił jednak do rodziców i to bez grosza. Od tego czasu sporo popija. Nie dodawali, że Guidon wyrażał się o pobycie w Niemczech z niechęcią. Opowiadał, że w Berlinie mu się nie podoba i nigdy tam nie wróci.
Przez trzy lata Guidon żył w Kończycach jak inni, panował kryzys gospodarczy i bezrobocie, łapał się byle czego. Przesiadywał przy piwie i mówił, że w domu mają go już dość. Rodzice myśleli, że już zostanie w Niemczech, nie będzie im siedział na karku. Był też ktoś, komu najbardziej przeszkadzał - szwagier. Młody Czempiel był niezadowolony, że siostra po zamążpójściu nadal mieszka z rodzicami, a jej mąż w jego rodzinnym domu rządzi się jak u siebie. Każe mu się wyprowadzić, iść na swoje, a nie objadać rodziców. Coraz częściej dochodziło między nimi do kłótni. Pewnego dnia Guidon miał wykrzyczeć, że załatwi go siekierą jak ciotkę Fattortową w Berlinie.
Szybko dowiedziała się o tych słowach policja. Zawiadomili ją rodzice Guidona, którzy stanęli po stronie zięcia. Mąż córki zarabiał, oddawał pieniądze, a Guidon po powrocie z Niemiec nie mógł znaleźć sobie stałej roboty. Poza tym stał się gwałtowny, nerwowy, za dużo pił. Przeszkadzał i tyle.
W dalszej części:
- Co się stało z ciotką z Berlina
- Poszlakowy proces w sprawie morderstwa
- Ponowny proces i zmiana wyroku
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień