Zaduszki i pogrzeby w czasie okupacji

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Anna Czocher

Zaduszki i pogrzeby w czasie okupacji

Anna Czocher

1-2 listopada 1939-1944. Początek listopada w przedwojennej Polsce stał pod znakiem dwóch uroczystości - Wszystkich Świętych ze wspomnieniem zmarłych w Dzień Zaduszny oraz Święta Niepodległości, obchodzonego od 1937 r. jako święto państwowe i dzień wolny od pracy.

W okresie okupacji obchody Święta Niepodległości, podobnie jak innych polskich świąt narodowych, zostały przez Niemców bezwzględnie zakazane, a ich daty wyznaczane były przede wszystkim aresztowaniami urządzanymi prewencyjnie przez okupanta. Natomiast Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, jako uroczystości z kalendarza liturgicznego, pozostawiono.

Zaduszki czasu wojny

Okupacyjne Zaduszki swym nastrojem nie różniły się od tych przedwojennych, choć władze niemieckie wprowadziły ograniczenia w ich obchodach. Przede wszystkim od 1941 r. uroczystość Wszystkich Świętych przestała być dniem wolnym od pracy. Pomimo to krakowianie zgodnie z tradycją brali udział w nabożeństwach za zmarłych. W kościołach zarówno 1 jak i 2 listopada odbywały się Msze święte, procesje i nabożeństwa żałobne, czytano wypominki.

Tłumnie odwiedzano cmentarze, a groby zmarłych przystrajano kwiatami i świecami. Można było je nabyć na przycmentarnych stoiskach, które oferowały wieńce, kwiaty doniczkowe, wiązanki z kwiatów żywych, papierowych i metalowych oraz wybór świec nagrobnych. Ze względu na restrykcyjnie przestrzegany od jesieni 1941 r. obowiązek zaciemniania, czyli wygaszania bądź zasłaniania wszystkich świateł w mieście po zapadnięciu zmroku w związku z obawą nalotów, cmentarze 1 i 2 listopada otwarte były tylko w godzinach od 7 do 17. Światła na grobach musiały być zgaszone najpóźniej do godziny 16, w niektórych latach nawet do 12 w południe.

Uroczystość Wszystkich Świętych była także okazją do wzmożonych działań mających na celu pozyskanie środków na cele charytatywne.

Działający w Krakowie pod egidą Rady Głównej Opiekuńczej Polski Komitet Opiekuńczy rozprowadzał przy krakowskich cmentarzach karty lub chorągiewki z nadrukiem „Zamiast światła na grób”. Kupujący umieszczali je na grobach bliskich, a dochód ze sprzedaży przeznaczony był na pomoc dla podopiecznych Komitetu. Akcja, mająca zresztą przedwojenne tradycje, musiała cieszyć się popularnością, gdyż w kolejnych latach okupacji drukowano coraz większe ilości chorągiewek, sięgające kilkunastu tysięcy.

Niezależnie od pory roku krakowianie starali się uczcić ofiary trwającej okupacji. W okresach wzmożonego terroru, kiedy na terenie miasta odbywały się publiczne egzekucje, miejsca straceń traktowano jak miejsca pochówku. Jak donosił w listopadzie 1943 r. „Małopolski Biuletyn Informacyjny” wydawany przez struktury Armii Krajowej „miejsca kaźni rozbłysły światłem, okryły się kwiatami, które policja niszczyła, a ludzi przepędzała”.

Okupacyjne nekrologi

Wojenna rzeczywistość odciskała swoje piętno również w przypadku praktyk związanych ze śmiercią i pogrzebem. Zaopatrywanie chorych i umierających w sakramenty utrudniały zarządzenia o obowiązywaniu godziny policyjnej. Wzywani do posług księża musieli posiadać przepustki nocne, o które Kuria krakowska występowała do dyrekcji policji niemieckiej. Nie udało się, pomimo starań, objąć duszpasterską opieką więźniów w obozach i więzieniach, z wyjątkiem więzień sądowych.

Władze niemieckie wprowadziły nowe uregulowania dotyczące spraw związanych z organizacją pochówku, aby uniknąć publicznego informowania o przyczynach śmierci (część zgonów była przecież wynikiem eksterminacyjnej polityki okupanta) oraz ewentualnych manifestacji narodowych przy okazji pogrzebów.

Od początku okupacji Niemcy wprowadzili zakaz urządzania procesji poza murami kościołów, co skutkowało między innymi tym, że przez miasto nie mogły przechodzić kondukty pogrzebowe. Natomiast od czerwca 1940 r. obowiązywało zarządzenie dotyczące treści i publicznego ogłaszania zawiadomień o śmierci. Pod groźbą surowych kar, z więzieniem włącznie, regulowało ono treść klepsydr i nekrologów. Mogły one zawierać jedynie imię, nazwisko, zawód zmarłego, jego wiek i datę zgonu oraz informacje o miejscu i czasie pogrzebu. Wywieszać je można było jedynie na przykościelnych tablicach, a nekrologi publikować w oficjalnie ukazującej się prasie, w przypadku Krakowa - w „Gońcu Krakowskim”.

Władze okupacyjne chciały w ten sposób uniknąć powiadomień o okolicznościach śmierci poniesionej w wyniku okupacyjnego terroru. Mimo to krakowianie szybko wypracowali swoisty kod. Franciszek Kuś, ludowiec, wspominając okupację napisał: „pojawiły się na kościołach klepsydry zawiadamiające o śmierci danego mężczyzny i nabożeństwie za spokój jego duszy, tylko o wyprowadzeniu zwłok wzmianki nie było. Czytający te klepsydry wysnuwali wnioski, że nieboszczyk albo rozstrzelany został, albo go w obozie zamordowano”.

Podobnie wspomina Karolina Lanckorońska: „Gdy nie było na klepsydrze zawiadomienia o pogrzebie, przechodzień czytał w skupieniu, wiedział, co to znaczy - a tych klepsydr pojawiało się coraz więcej”. Na odstępstwo od tej reguły Niemcy pozwolili w 1943 r. kiedy można było zamieszczać w nekrologach informacje o ofiarach mordu w Katyniu. Zresztą formę nekrologów okupant nadał publikowanym w „Gońcu Krakowskim” wiosną 1943 r. listom osób zidentyfikowanych podczas katyńskich ekshumacji.

Piętnując niemiecką obłudę polskie podziemie w wydanym 4 lipca 1943 r. tzw. lewym „Gońcu Krakowskim”, w identyczny sposób jak to miało miejsce w gadzinowym „Gońcu”, opublikowało nazwiska kilkudziesięciu osób, które zginęły w wyniku terroru niemieckiego. Graficzną formą nekrologu podziemie posłużyło się również zawiadamiając o wypadku, w którym zginął Władysław Sikorski.

11 lipca 1943 r. w Krakowie pojawiły się klepsydry z informacją o tragicznej śmierci premiera, które, jak odnotował w dzienniku Adam Kamiński, „jednak szybko przez policję zostały pozdzierane”. W tym samym czasie kolportowane były konspiracyjne ulotki zawiadamiające o zarządzonej przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej żałobie narodowej obowiązującej do 1 sierpnia 1943 r.

Pogrzeby

W początkowych latach okupacji Kraków dysponował czterema głównymi cmentarzami chrześcijańskimi: Rakowickim, na Salwatorze, zwanym Zwierzynieckim oraz starym i nowym cmentarzem na Podgórzu. Ponieważ cmentarze na Salwatorze i Podgórzu były niewielkie, większość pogrzebów miała miejsce na Rakowicach. Oprócz tego na terenie Krakowa znajdowały się trzy cmentarze żydowskie.

Ceremonie pogrzebowe odbywały się kilka, najczęściej trzy lub cztery dni po śmierci. Pogrzeb rozpoczynał się nabożeństwem żałobnym w kaplicy cmentarnej (z uwagi na zakaz urządzania konduktów pogrzebowych w mieście), po czym następowało przeniesienie zwłok na miejsce wiecznego spoczynku. Na pogrzeby ubierano się w możliwie najciemniejsze stroje, zakładano czarne opaski na rękawy. Zwykłą praktyką było przynoszenie kwiatów i wieńców pogrzebowych.

Urządzając ceremonie korzystano z oferty krakowskich firm pogrzebowych, które obok organizacji pochówku pomagały rodzinom w załatwieniu urzędowych formalności. Jednak nie wszystkich krakowian stać było na ich usługi. Urządzenie pogrzebu było kosztowne, niekiedy wręcz rujnowało skromne rodzinne budżety. W aktach Polskiego Komitetu Opiekuńczego można znaleźć wiele próśb o pomoc finansową od osób, które nie tylko traciły bliskich, ale popadały w długi z powodu konieczności urządzenia pochówku.

Bez honorów

Nie wszystkie okupacyjne pogrzeby wpisywały się w ten schemat. Niektóre odbywały się bez rozgłosu, niemalże w tajemnicy. Tak było w przypadku pogrzebów zmarłych w obozach profesorów aresztowanych podczas Sonderaktion Krakau. Skromne pogrzeby mieli również ci, których losy wojenne zawiodły do Krakowa, gdzie nie mieli żadnych krewnych.

Karolina Lanckorońska opisała pogrzeby jeńców wojennych umierających na gruźlicę w Kolegium Jezuickim przy ul. Kopernika, którymi opiekowała się z ramienia PCK: „Zawsze, gdy nam pacjent umierał, ta z nas, która była przy nim do końca, szła za trumną i składała na grobie parę białych i czerwonych kwiatów... Tym razem wypadła więc znów kolej na mnie. […] brnęłam za trumną, zupełnie sama. Idąc, myślałam o tych wszystkich niezliczonych, w których imieniu to czynię w tej chwili...”

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?

[i]Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto[

Anna Czocher

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.