Zaczęli od kamery braci Lumière [ZDJĘCIA]
Bracia Krzemińscy z Częstochowy byli prekursorami filmów dokumentalnych i informacji filmowych. Zawsze na miejscu ważnych wydarzeń.
Bracia Antoni i Władysław Krzemińscy kupili od braci Lumière aparat projekcyjny, z którym wędrowali po całej Polsce i Rosji, dotarli aż po Władywostok. Jako pierwsi założyli stały kinoteatr na ziemiach polskich, w 1899 w Łodzi, przy ulicy Piotrkowskiej. W rok później przenieśli go do Częstochowy, licząc na ożywiający miasto ruch pielgrzymkowy. Przy okazji Krajowej Wystawy Rolniczej w 1909 roku sfilmowali jedno z najważniejszych wówczas wydarzeń na ziemiach polskich. Tu też nakręcili jeden z pierwszych polskich filmów dokumentalnych „Pożar zapałczarni w Częstochowie”.
- Zachowali się jak rasowi reporterzy w dzisiejszym znaczeniu tego terminu - mówi Krzysztof Kasprzak, częstochowski filmowiec dokumentalista, kontynuator tradycji braci Krzemińskich, znawca ich twórczości i historii. - Szybko zjawili się na miejscu z kamerą, a nie było to wtedy takie proste. Pokazali nie tylko akcję strażaków, ale także otoczenie wokół zapałczarni, dzięki czemu mamy zapis filmowy m.in. parowozowni. Byli bardzo blisko akcji ratowniczej. Ten film mógł wręcz służyć strażakom do prezentowania organizacji podczas akcji gaszenia dużego pożaru.
Nasi filmowcy byli profesjonalistami. Mieli specjalny wóz wyposażony w urządzenia elektryczne.
Film został wyświetlony na ekranie po raz pierwszy już dwa dni po nakręceniu, 18 czerwca 1913 roku, i był wyświetlany do 27 czerwca. Trwa niecałe trzy minuty. Napisy są w języku polskim i rosyjskim. Na jego pokazywanie potrzebna była zgoda carskiej cenzury.
W owym czasie produkcja zapałek to była niebezpieczna produkcja ze względu na technologię, toteż dochodziło do pożarów. „Goniec Częstochowski” z 17 czerwca 1913 roku, a więc dzień po pożarze, który uwiecznili na taśmie filmowej bracia Krzemińscy, tak opisywał to wydarzenie: „Wczoraj po godz. 11 przed południem trąbki alarmowe rozniosły po Częstochowie wieść o pożarze. Krzyżowały się pytania, mówiono, iż płoną smolarnie, lecz jak się okazało, ogień ogarnął jedną z fabryk w najgęściej zabudowanej dzielnicy, bowiem istniejącą od dwudziestu dwóch lat fabrykę zapałek przy ulicy Ogrodowej 40, należącą ostatnio do W. A. Łapszyna, posiadającego niejako monopol na przemysł zapałkowy w Cesarstwie i Królestwie Polskim. Pożar powstał w kotłowni, gdzie zapaliła się belka od wentylatora elektrycznego. Płomień z błyskawiczną szybkością przeniósł się po moście drewnianym na sąsiadującą z nią pudełkarnię, a następnie na pakownię, które mimo wytężonej akcji częstochowskiej Straży Ogniowej Ochotniczej (pierwsza stanęła do apelu), Straży Ogniowej Ochotniczej fabryki »Częstochowia-nka«, z huty »Paulina« na Wyczerpach, z fabryki guzików Grossmana oraz kilku parowozów z kolei w.w. z pp. Szejbowskim i Gniazdowskim - uległy doszczętnemu zniszczeniu. Ocalała jednak siarka i fosfor, przechowywane w specjalnych piwnicach, oraz magazyny z gotowym towarem. Jest to niezaprzeczoną zasługą przybyłych na ratunek straży ogn. ochotniczych, co niniejszym podkreślamy”.
„Pożar zapałczarni w Częstochowie ” był dziewiątym filmem braci Krzemińskich. Swoje filmy pokazywali przed seansami fabularnymi. I to był znakomity pomysł na przyciągnięcie widowni. W Częstochowie poza ich „Odeonem” działało kilka kin. Konkurencja była więc spora. Filmując bieżące wydarzenia i pokazując te filmy w kinie, byli atrakcyjniejsi od konkurencji. Wtedy, tak jak dzisiaj, ludzie chcieli się zobaczyć na ekranie. Aby utrzymać się na rynku, trzeba było oczywiście zmieniać repertuar. Wówczas nie było to proste. Po filmy trzeba było jeździć do Paryża. Ale był też sposób na zarobek - wyświetlanie filmów nie tylko w kinach stałych. Były też kina objazdowe. Tym też się trudnili bracia Krzemińscy. Od wiosny do jesieni, z projektorem i zapasem filmów, wędrowali po miastach rosyjskich, a na zimę wracali do siebie. Filmy wyświetlano podczas festynów ludowych, czasem w większych sklepach.
Legenda filmu
Bracia Antoni i Władysław Krzemińscy należą do historii polskiego filmu i polskiej kinematografii. Zafascynowani nową technologią, zrozumieli, że nowe możliwości techniczne pozwalają na utrwalenie na taśmie filmowej wydarzeń historycznych, ale też życia codziennego, zwykłego. Po ponad stu latach to ich filmy dają nam obraz życia w tamtej epoce. I pokazują też, że tzw. parcie na szkło, pokazanie się, to nie jest pomysł naszej epoki.