Dwaj stomatolodzy i dwaj ortopedzi przejechali 4 tys. km przez Kirgistan i Tadżykistan. Naprawili już motory i myślą o... Iranie!
- To nie była nasza pierwsza wyprawa, ale należała do trudniejszych. Jechaliśmy szutrem, pokonywaliśmy strumienie, błoto i górskie drogi - opowiadają nam Michał Gawroński (stomatolog), Bogusław Karpisz (stomatolog), Dariusz Jarocki (ortopeda) i Sławomir Dziobak (ortopeda) z klubu DoktorRiders.
Na motocyklach jeżdżą praktycznie od zawsze. W końcu jednak przestało im wystarczyć zwykłe jeżdżenie „ścigaczami” po asfalcie i zdecydowali się na bardziej ekstremalne i egzotyczne wyprawy. - Motory to nasza pasja, ale odezwała się w nas też chęć poznawania świata - wspomina Sławomir Dziobak.
Do Tadżykistanu i Kirgistanu wybrali się na turystycznych enduro. Na miejsce polecieli samolotem, dopiero tam wsiedli na motory. Jechali w dziesięcioosobowej ekipie z całej Polski, mieli też wsparcie w postaci terenowego suva. Dla Michała Gawrońskiego i Sławomira Dziobaka ta podróż była trzecią - jak mówią - tak ważną. Pozostała dwójka gubi się już w rachubach... - Jeździliśmy przez 18 dni. Było warto! - mówi Michał Gawroński.
Jeździliśmy przez 18 dni. Było warto!
Najwyższy punkt, przez jaki jechali, liczył 4,7 tys. m n.p.m. - Dostaliśmy przez to tzw. choroby wysokościowej. Wahania temperatury też były spore: od 0 do 40 stopni - mówi Gawroński. Trasa momentami dawała w kość. Zdarzyło się nawet, że zakopał się terenowy suv. - Wydostawaliśmy go z błota chyba sześć godzin! - śmieją się lekarze. Po wyprawie ich motory wymagały pomocy mechaników. Niektóre części były do wymiany, trzeba było prostować felgi. - Dobrze, że już w Polsce - mówią. Na trasie poznali Amerykanina, który jechał motorem dookoła świata. Gdy pękła mu opona, na dostawę nowej czekał... cztery dni.
Gorzowscy lekarze podkreślają, że Tadżykistan i Kirgistan to dla nas, Europejczyków, „totalna egzotyka”. Ludzie żyją w niewielkich osadach z dala od cywilizacji. Stolica Kirgistanu wygląda, jak Polska w latach 70. Paliwo na stacjach benzynowych leje się ze słoiczka, a niektóre hotele to namioty. Na trasie trudno jest też o normalne toalety - miejscowi nazywają tak... ocementowane dziury.
Wejście pod prysznic to prawdziwy luksus
- Wejście pod prysznic to prawdziwy luksus. Miejscowi nie dysponują natryskiem, ale umywalką albo wiadrem z wodą i chochlą. Jeździliśmy nawet 12 godzin dziennie, a zdarzało się, że nie było gdzie wziąć prysznica - opowiadają gorzowscy lekarze.
W Tadżykistanie mieli kłopoty z bankomatami. - Gdy realizowaliśmy transakcję, zabrakło prądu i pieniądze wyszły tylko do połowy. W końcu jakimś sposobem udało nam się je wydostać - wspominają ze śmiechem. Przygód mieli co niemiara. - Ale co ważne: miejscowi są bardzo sympatyczni, pozytywnie nastawieni do Europejczyków, jest też bezpiecznie - mówi Dariusz Jarocki.
- Warto odwiedzić te kraje dopóki są jeszcze takie, jak dziś, bo ujmują kulturą i krajobrazem - mówi Bogusław Karpisz.
Jakie plany mają dwaj stomatolodzy i dwaj ortopedzi na kolejną wyprawę? - Iran! - odpowiadają jednogłośnie.