Wysoczański: Ludwik Hirszfeld to człowiek przez duże C
Dlaczego Ludwik Hirszfeld pozostaje w Polsce nieznany ? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Może nie lubimy swoich bohaterów. Może nie potrafimy o nich dbać …Może wolimy się kłócić – o swoim najnowszym filmie o lekarzu, bakteriologu, twórcy polskiej szkoły immunologicznej mówi reżyser Paweł Wysoczański.
Już w lutym obędzie się premiera Twojego dokumentu „Mensch” o Ludwiku Hirszfeldzie. Stworzyłeś filmową opowieść o człowieku, o którym 90 procent społeczeństwa nie ma pojęcia, ani kim był, ani czego dokonał.
Niestety. Myślę, że więcej niż 90 procent ludzi nie ma pojęcia kim był Hirszfeld. Przyznam, że ja również należałem do tej niechlubnej większości.
Skąd zatem pomysł, aby zrobić o nim film?
Dostałem propozycję, aby zrobić film w cyklu dokumentów o zapomnianych bohaterach, którzy przysłużyli się polskiej nauce, kulturze, ale nie są powszechnie znani. Miałem inny pomysł, ale mój kuzyn, lekarz z Wrocławia, Wojtek Wysoczański zapytał mnie, czy w tym cyklu znajdzie się film o Ludwiku Hirszfeldzie. Zareagowałem jak większość: ludzi: „A kto to jest?”. Wojtek, próbując odpowiedzieć na moje pytanie zrobił to z nadzwyczajną pasją, żarliwością. Miałem przekonać się, że z żarem, z ogniem opowiadać będą o Hirszfeldzie ci, którzy się z nim zetknęli, którzy go poznali. Może dlatego, że ten żar i ogień był w samym Hirszfeldzie, który robił niesamowite rzeczy. W tym roku 7 marca minie 70 lat od jego śmierci, a jest tak bardzo obecny wśród ludzi, którzy go znali. Przeczytałem znakomitą autobiografię „Historia jednego życia” i zakochałem się w tej postaci, w jego bezinteresowności, idealizmie, w tym, że zawsze wybierał tę trudniejszą, gorszą dla siebie, ale lepszą dla innych drogę. Okres jego działalności przypadał na pierwszą połowę XX wieku, kiedy świat robił wszystko, żeby zniszczyć jego dorobek, ale Hirszfeld odradzał się jak feniks z popiołów.
„Odkąd pamiętam zawsze chciałem zajmować się krwią. Stałem się profesorem od krwi, ekspertem od tej najcenniejszej substancji – tak zaczynasz ten film. Kim był Ludwik Hirszfeld?
Jedna z pierwszych informacji, jaką o nim przeczytałem, dotyczyła tego, że on w 1946 roku, tuż po wojnie, w której w strasznych okolicznościach stracił córkę, podczas której ukrywał się po wioskach, udając nie-Żyda - wyjechał z żoną Hanną do Stanów Zjednoczonych. Wtedy jeszcze okręty amerykańskie z pomocą były wpuszczane do Polski i właśnie jednym z takich okrętów, wracającym z Polski popłynął wraz z żoną do Ameryki. Na miejscu Hirszfeldom zaproponowano prowadzenie cyklu wykładów. Otrzymali propozycję pracy, Ludwik Hirszfeld dostał ofertę objęcia katedry na uniwersytecie. Mógł z żoną zamieszkać w Stanach Zjednoczonych. Bez wahania odrzucili jednak te propozycje i wrócili do Polski. Dlaczego Hirszfeld tak zrobili ? Przecież nie był szalony! Myślę że większość ludzi, gdyby znalazło się na miejscu Hirszfeldów tuż po zakończeniu II Wojny Światowej – wybrałoby Amerykę, a nie powrót do zrujnowanego kraju. Hirszfeldowie jednak nie byli większością ludzi. Ludwik i Hanna już w roku 1919 postąpili podobnie. Wiedli spokojne i dostanie życie w Szwajcarii; w Zurichu Ludwik obronił habilitację, Hanna pracowała jako uznany pediatra. Opuścili jednak rezydencję w Zurychu, z widokiem na jezioro Zuryskie, zamieniając ją na kawalerkę w suterenie na Marszałkowskiej w której mieściło się ich pierwsze mieszkanie w Warszawie. Hirszfeld chciał wracać do odradzającego się państwa polskiego. Po powrocie do Polski w roku 1919 wszystkie swoje oszczędności przeznaczył na rzecz skarbu państwa. Stwierdził że pieniądze, zwłaszcza w obcej walucie przydadzą się bardziej młodemu krajowi, niże jemu. Kto postąpiłby tak dziś ? ? Hirszfeld wierzył w Polskę i wierzył w naukę. Zajmował się krwią. Opisał grupy krwi, odkrył ich dziedziczenie, co brzmi może hermetycznie, ale to dzięki niemu...
… ówczesna medycyna nie wiedziała wtedy, że grupa krwi jest dziedziczona.
Właśnie! Miało i ma fundamentalne znaczenie chociażby przy ustalaniu ojcostwa! Hirszfeld stworzył też nową naukę - w warunkach frontu I Wojny Światowej. Kiedy w czasie I Wojny Światowej trafił na odcinek Frontu Wschodniego otoczony kilkunastoma tysiącami żołnierzy wywodzących się z różnych grup etnicznych, postanowił przebadać ich krew. Nia miał nic – poza swoją wolą i determinacją. Ten człowiek cały czas pracował. W partyzanckich warunkach narodziła się nowa nauka - seroantropologia - nauka zajmująca się badaniem różnic serologicznych między ludźmi, na przykład częstością występowania grup krwi u przedstawicieli różnych grup etnicznych – a on był jej twórcą. Odkrył, że ludzie z różnych rejonów świata mają różne grupy krwi, ponieważ niektóre grupy krwi są bardziej odporne na choroby, jak cholera czy malaria. Odkrył, że Europejczycy w przewadze posiadają grupę krwi A, ale już inną mają Hindusi, czy Żydzi, czy mieszkańcy Afryki. To było nieprawdopodobne, co Hirszfeld zrobił, kłując w palec kilkanaście tysięcy ludzi i porównując ich grupy krwi. Niestety, historia nie była dla niego łaskawa.
Niemcy wykorzystali jego badania do rasistowskiej ideologii.
Tak. Naziści próbowali wykorzystać badania Hirszfelda tworząc swoje szalone teorie o wyższości jednych ludzi nad drugimi. Ubolewał nad tym sam Hirszfeld. To nie koniec. Dekady później tygodnik Der Spiegel opublikował artykuł biorąc pod uwagę punkt widzenia Niemców z lat 30-tych, oskarżając Hirszfelda o to że jego nauka dała podwaliny pod nazistowską ideologię. Der Spiegel nie przejmował się faktami . Punkt widzenia nazistów przypisał Hirszfeldowi, nie biorąc pod uwagę zmanipulowania badań Ludwika Hirszfelda, wykorzystania nauki do polityki, do ideologii. Podniósł się raban. Sprostowania pisali profesorowie z Columbia University, z Uniwersytetu Genewskiego, profesorowie z Hamburga, w Polsce profesorowie z PAN, rektorzy wyższych uczelni, ale Der Spiegel nie opublikował żadnej polemiki. W filmie „Mensch” profesor Steven Spitalnik z Columbia University mówi, że przypisywać Hirszfeldowi tworzenie podwalin pod teorie o wyższości jednych „ras” nad drugimi, to jak oskarżać Darwina o rasizm czy Marię Curie-Skłodowską o stworzenie bomby atomowej. To ogromne nadużycie. Manipulowanie faktami. Nauka często był wykorzystywana przez polityków, jeszcze chętniej przez tyranów i zbrodniarzy. Niemcy badania Hirszfelda wykorzystali też w taki sposób, że w latach 20., biali Niemcy z grupą krwi A byli w niemieckim sądownictwie łagodniej sądzeni niż posiadacze grupy krwi 0 czy grupy krwi B – a takie grupy krwi mieli w przewadze Żydzi; Niemcy stworzyli nieludzkie teorie o „czystości krwi”. Hirszfeld zajmował się krwią i nauką. Nie miał nic wspólnego z tym, jak zmanipulowana została jego nauka, jego badania i odkrycia. Był po prostu wybitnym naukowcem, który był na tyle błyskotliwy aby odkryć różnice w naszych grupach krwi i konsekwencje z tym związane – medyczne. Naziści zobaczyli w tych badaniach swoje bestialskie teorie o „lepszej” i „gorszej” krwi. Nauka Hirszfelda miał służyć ludziom, ale to ludzie obrócili ją przeciwko nam samym. Hirszfeld żył w plugawych czasach i te czasy próbowały wpływać na jego naukę.
W filmie poruszasz ciekawy wątek głośnej sprawy Gorgonowej. Wówczas cała Polska śledziła proces za zabójstwo córki kochanka Rity Gorgonowej. Gorgonowa uniknęła śmierci właśnie dzięki opinii Hirszfelda.
To prawda. Mówią o tym w moim filmie Cezary Łazarewicz, autor książki „Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej”, oraz zmarły niedawno Janusz Majewski, reżyser filmu „Sprawa Gorgonowej”. Pan Janusz miał być zresztą na premierze mojego filmu, zaznaczył sobie w kalendarzu 12 lutego – kino Iluzjon, niestety, dwa tygodnie temu byłem na jego pogrzebie. Niemniej w filmie obaj opowiadają, że Hirszfeld był tym ekspertem, który się przeciwstawił opinii tłumu. Masy chciały Gorgonową zlinczować. Głównie dlatego, że nie była Polką, miała ciemną karnację, pochodziła z Bałkanów. Była „obca” i na dodatek oskarżona o zabójstwo dziecka. Natomiast Hirszfeld kierował się wyłącznie nauką. Jego praca nad krwią była wykorzystywana w kryminologii. W czasie procesu który śledziła całą Polska wydał ekspertyzę, że nie można jednoznacznie stwierdzić, iż ślady krwi znalezione na odzieży Gorgonowej są identyczne z krwią ofiary. Podważył główny dowód oskarżenia i uratował Gorgonową od kary śmierci. Co ciekawe, na premierze filmu 12 lutego będzie obecna pani, która została, jako jedna z tysięcy dzieci uratowana przez Hirszfelda.
W jaki sposób?
Stało się to już pod koniec jego życia, gdy był 70-latkiem. Był człowiekiem sponiewierany przez wojnę, ale miał na tyle siły, aby w zniszczonym wojną Wrocławiu stworzyć Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej, był jego pierwszym dyrektorem; dzisiaj ten instytut nosi jego imię. Hirszfeld odkrył konflikt serologiczny między matką a płodem - wtedy trzeba było pilnie wykonywać transfuzję krwi, aby uratować życie dziecka. Wcześniej z powodu konfliktu serologicznego kobiety roniły ciąże wielokrotnie, co doprowadzało do rozpaczy. Pani, która przyjedzie na premierę filmu żyje dzięki Hirszfeldowi. Wcześniej jej mama wielokrotnie poroniła, aż trafiła do instytutu Hirszfelda. Dziewczynka ocalała, a po latach została pielęgniarką i pracowała z Hirszfeldem przez wiele lat. Była mu bardzo oddana. Pani Alicja Poturnicka bo o niej mowa opowiedziała mi że Ludwik Hirszfeld zrzekał się swojej pensji dyrektorskiej, uznał, że pensja żony ich dwójce wystarczy, a ponieważ Instytut był biedny to jego pensja zostanie przeznaczona dla Instytutu, na sprowadzanie ze Szwajcarii bardzo drogich odczynników. Dziś kogoś takiego pewnie nazwalibyśmy szaleńcem.
Co wyróżnia Ludwika Hirszfelda spośród innych polskich naukowców? Czytałam, że był nominowany do Nobla.
Był zgłoszony do Nagrody Nobla, choć tego wątku w filmie nie ma. Myślę, że wszyscy mu Nobla życzyli. Ludwik Hirszfeld to również tragiczna postać, jego los sprawił, że na zdobycie Nagrody Nobla nie miał niestety szans. Kiedy w latach 20 i 30 XX wieku mógł zajmować się grupami krwi, z których to on przecież stworzył naukę, to musiał ją pozostawić, ponieważ w młodym państwie polskim istniała potrzeba zajmowania się w higieną i epidemiami, które nękały obywateli - choćby czerwonki. W filmie znajduje się scena kiedy we wschodniej Polsce do Krzemieńca co roku pielgrzymowało 80 tysięcy pielgrzymów i nie było tam ani jednej toalety, ani jednego ustępu. Rozwój epidemii była kwestią czasu. Hirszfeld był młodemu państwu polskiemu potrzebny jako lekarz i higienista. Naukę musiał porzucić lub zajmować się nią w znacznie mniejszym stopniu. Hirszfeld był rzeczywistym szefem Państwowego Zakładu Higieny. Budynek PZH ocalał wojnę, mieści się nadal przy ul. Chocimskiej w Warszawie.
Po II Wojnie Światowej Hirszfeld został zgłoszony do Nobla w zastępstwie innego uczonego, ale również nie miał szans na otrzymanie nagrody, ponieważ znajdował się po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny. Dodatkowo w czasie wojny ukrywał się przez 4 lata po polskich wsiach. Nauka szła do przodu, Hirszfeld pozostał z tyłu. Celowo więc nie przytaczam wątku „Nagrody Nobla dla Hirszfelda” w filmie. Ta perspektywa jest raczej życzeniem, nie sposób jej potwierdzić faktami.
Czy Hirszfeld miał potencjał, aby zostać laureatem nagrody Nobla ? - Bez wątpienia tak. Czy był blisko jej otrzymania ? - Nie. Nie był.
Co jeszcze go wyróżniało?
Myślę, że był fantastycznym człowiekiem i staram się go w filmie „uczłowieczyć”. Młode studentki mieszkały w domu Hanny i Ludwika Hirszfeldów przez cały okres życia Hirszfeldów. Po ich śmierci również. Kiedyś pod nieobecność Hirszfeldów młode dziewczyny wypiły im wino - wykwintne grand cru. Następnego dnia okazało się że to wino było przywiezione przez Ludwika z Francji i jest nie do zdobycia w Polsce. Młode dziewczyny wlały więc do butelki po grand cru jakiegoś miejscowego sikonia. Nawet kolor się nie zgadzał. Hirszfeld po powrocie do domu nalał sobie kieliszek, spróbował i z trudem powstrzymał wstrząs. Wypił, dolał sobie „wina” i wiedząc że jest obserwowany przez młode, przerażone lokatorki udał, że pije pyszne wino. A to była „berbelucha” - jak opowiada w filmie pani dr Ewa Bohdanowicz, która mieszkała w domu Hirszfeldów do swojej śmierci w 2022 roku. Ludwik uratował godność tych dziewczyn, młodych doktorantek. Był świetnym człowiekiem, którego młodzi ludzie kochali, a on kochał młodych ludzi. Uwielbiał tańczyć.
Co było dla ciebie największym wyzwaniem przy pracy nad tym filmem?
Wyzwaniem było szukanie materiałów archiwalnych, których nie było wiele. Najbliższa rodzina Hirszfelda już nie żyła; materiały archiwalne odziedziczył syn Piotra Kiełbasińskiego, z rodziny Hanny Hirszfeld. Był na tyle życzliwy, że udostępnił nam wszystko co posiadał. Nie chciałem opowiadać o Hirszfeldzie poprzez, potocznie mówiąc „gadające głowy”, ale tak jak w przypadku innego mojego filmu, o Jerzym Kukuczce pt.”Jurek”, gadających głów nie można było uniknąć. Obserwowanie rozmówców ma swoją wartość, jak fragment nagrania, w którym pani dr Wartenberg ze łzami w oczach mówi: „Byłam z nim uczuciowo związana. Był moim mistrzem”. Nawet gdybym posiadał archiwalia, to tych słów nie przykryłbym żadnym obrazem. Na twarzy pani Wartenberg widać wzruszenie, przywiązanie, miłość do Hirszfelda. Tam natomiast, gdzie rozmówcy mówili mniej emocjonalnie używaliśmy bezcennych materiałów archiwalnych, często nigdy nie publikowanych. Długie miesiące ciężkiej pracy archiwistki filmu Ewy Należyty znalazły w filmie fantastyczny efekt. Wyzwaniem było również, żeby tę historię opowiedzieć jak film, nie telewizję. Stąd wiele archiwaliów inscenizowaliśmy, są sceny z młodym aktorem Mariuszem Bąkowskim, który gra Ludwika Hirszfelda, ze starszym Andrzejem Gałłą, który gra Hirszfelda w wieku dojrzałym. Lądek Zdrój gra Heidelberg : w scenografii, w kostiumie początku XX wieku. Muszę powiedzieć, że mieliśmy z tym dużo frajdy. Himalaiści po filmie „Jurek” nie potrafili rozróżnić, które archiwalia są nakręcone przez nich, a które nie. Teraz również, naukowcy pytają mnie, gdzie znalazłem takie fantastyczne archiwalia.
Mnie również uwiodły zdjęcia z epoki. Co sprawia, że historia Ludwika Hirszfelda nadal jest aktualna i może być inspirująca dla współczesnego widza?
Myślę, że żyjemy w coraz bardziej merkantylnych i skomercjalizowanych czasach. Chcemy mieć, mieć, mieć; niekoniecznie „być”. Hirszfeld głównie „był”. Jest dobrym przykładem nie tylko dla młodych, ale i dla wszystkich. Jego życie wskazuje, że można żyć inaczej. Nie wiem czy ktokolwiek przewartościuje swoje życie po obejrzeniu tego filmu; to piękna bajka. Może jakiś młody człowiek zobaczy, że można inaczej żyć, że istnieje takie pojęcie jak idealizm i nie jest to tylko słowo z encyklopedii. Hirszfeld jest tego namacalnym przykładem. Dziś posiadamy coraz więcej, urządzamy swoje domy, podróżujemy w coraz bardziej egzotyczne miejsca, mamy coraz bogatsze plany w sensie finansowym, a co robimy dla innych? Ostatnia niedziela była tym niesamowitym dniem, kiedy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy po raz kolejny udowodniła nam że możemy inaczej. Że potrafimy dawać. Z roku na rok WOŚP bije rekordy nie dlatego że jest inflacja, ale dlatego, że ludzie są głodni idealizmu i w ten jeden dzień w roku WOŚP sprawia, że wszyscy możemy poczuć się idealistami i robić piękne rzeczy. Podejrzewam, że Hirszfeld pewnie byłby wielkim admiratorem WOŚP. Mam nadzieję, że film o nim jest historią o idealiście, że pozwoli nam na chwilę uciec od naszych czasów, które są wygodne, przyjemne, ładne ale często puste.
Jakie były reakcje ludzi którzy znali Hirszfelda, jak reagowali na to, że robisz o nim film?
To, jak ważny był dla nich Hirszfeld zobaczyłem w tej żarliwości, z jaką o nim opowiadali. Zaczął mój kuzyn Wojtek, z rozpalonymi oczami. Wojtek skończył Akademię Medyczną we Wrocławiu, którą od podstaw stworzył Hirszfeld, on się o Hirszfeldzie uczył. Wszyscy, którzy się z nim zetknęli mówili o nim jak o kimś niezwykłym, jedynym, niepowtarzalnym. Wykłady Hirszfelda do dziś są legendą. Uczniowie i kontynuatorzy pracy Hirszfelda tworzą nadzwyczajną społeczność. Kiedy dowiadują się, że ktoś „robi coś” o Hirszfeldzie : nową książkę, wystawę, film to pchają pomysł do przodu. Nieoceniony profesor Marcin Czerwiński – konsultant filmu z Wrocławia - będzie na premierze filmu. Razem z nim przyjedzie 12 osób z Instytutu Hirszfelda z Wrocławia. Nie jest to moja zasługa, ale zasługa Hirszfelda. 70 lat od swojej śmierci jest wciąż żywy. Jego pogrzeb 70 lat temu zgromadził we Wrocławiu kilkanaście tysięcy ludzi! W tym roku 7 marca w Centrum Krwiodawstwa przy ul. Saskiej nastąpi odsłonięcie tablicy upamiętniającej Hirszfelda połączona z projekcją filmu w Centrum Krwiodawstwa. Hirszfeld był też prekursorem krwiodawstwa w Polsce. Sam oddawał krew i zachęcał innych do oddawania, przekonując, że to jest bezpieczne. Dlaczego pozostaje w Polsce nieznany ? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Może nie lubimy swoich bohaterów. Może nie potrafimy o nich dbać …Może wolimy się kłócić.
Czy jego działalność naukowa została wystarczająco doceniona na świecie? Czy raczej jego postać wciąż wymaga większej ekspozycji i zrozumienia?
Jego badania zostały docenione w świecie, gorzej z Polską. Jedyny pomnik Hirszfelda na świecie stoi w Serbii, w Belgradzie.
Ciekawy jest ten serbski wątek w życiu Hirszfelda. Serbowie go kochają.
To właśnie Serbowie zgodnie mówią, że Ludwik Hirszfeld otarł o Nobla i nie dostał go tylko przez przypadek. Miło tak myśleć, choć ja nie znalazłem, jak mówiłem, potwierdzenia tego w faktach. W Belgradzie, gdzie jest pomnik Hirszfelda miałem prapremierę filmu, i widziałem, że Hirszfeld jest tam legendą. W czasie I Wojny Światowej Hirszfeldowie jako jedyni lekarze pojechali – na własne żądanie – do epicentrum tyfusu do miasta Valjewo w Serbii. Uratowali to miasto i prawdopodobnie cały naród serbski od epidemii. W Valjevie istnieje restauracja Corner i kiedy usłyszano, że jestem Polakiem, najpierw poproszono o mój dowód tożsamości, a potem dowiedziałem się, że za obiad nie zapłacę, dodatkowo otrzymałem do ręki miejscowe piwa i dwie butelki rakiji; nie chciano słyszeć, że tego nie zabiorę. W tej restauracji tak honorują Polaków – od dekad. To jest absolutnie namacalny dowód na to, jak wielkim szacunkiem i wdzięcznością obdarza się Hirszfelda, ponad 100 lat po I wojnie światowej. Mam tylko nadzieję, że restauracja nie zbankrutuje, kiedy nasi rodacy się o niej dowiedzą… Na szczęście to daleko od Belgradu. Nawiasem mówiąc, taką samą legendą jest Hirszfeld na Columbia University w Nowym Jorku, jednej z najlepszych uczelni w USA. Rozmawiałem tam z człowiekiem odpowiedzialnym za walkę z COVID-em, w NYC prof. Stevenem Spitalnikiem, który w filmie mówi bardzo ciekawe rzeczy o Hirszfeldzie. Podobnie było w Genewie, podobnie w Hamburgu, no i w Polsce we Wrocławiu. Nie chcę się zastanawiać nad tym, dlaczego tak późno nastąpi odsłonięcie tablicy poświęconej Hirszfeldowi w Warszawie. Wolę myśleć : nareszcie. To jest fantastyczna inicjatywa profesora Artura Jurczyszyna z Krakowa, guru w leczeniu szpiczaka w Polsce.
Opowieść o Hirszfeldzie nie byłaby pełna, gdybym nie wspomniał o jego żonie Hannie.
Była lekarzem.
Tak, była szefową pediatrii w szpitalu przy ul. Litewskiej. Była legendą, po wojnie leczyła niemieckie dzieci obywateli Niemiec którzy jeszcze przez długie miesiące, a nawet lata mieszkali we Wrocławiu. Po śmierci Hirszfelda pracowała i uczyła jeszcze przez 10 lat. Wiele razy słyszałem, że Hirszfeld nie dokonałby tyle, gdyby nie Hanna, gdyby nie jej pomoc. Hirszfeldowie razem robili badania, razem stworzyli seroantropologię. Nie byłbym w porządku, gdybym opowiadając w filmie o Ludwiku, nie opowiadał o Hannie, wyjątkowej, oddanej pracy lekarce.
Jak sądzisz, albo na czym Ci zależy - jakie emocje i refleksje widzowie mieliby zabrać ze sobą po obejrzeniu Twojego filmu?
Chciałbym, aby widz wyszedł z myślą, że idealizm nie jest tylko pojęciem z encyklopedii – dzisiaj powiemy z Wikipedii – że znajduje wspaniałą egzemplifikację w tym facecie, który nazywał się Ludwik Hirszfeld i w całym jego życiu, w życiu jego żony Hanny, które poświęcili nauce, ale też Polsce. Fascynują mnie tacy bohaterowie. Nie potrafię ich zrozumieć, a jednocześnie ich wybory są realne, są faktami.
Bohaterką Twojego wcześniejszego filmu „Jutro czeka nas długi dzień” jest Helena Pyz, starsza kobieta na wózku, która zajmuje się trędowatymi w Indiach.
Jerzy Kukuczka, o którym zrobiłem film, osiągnął wszystko i wspinał się dalej. Można dyskutować o sensie himalaizmu, ale dla mnie ma on głęboki sens i też jest pewnego rodzaju idealizmem. Naturalnie jest w tych bohaterach wielka różnica : działanie Hirszfelda, który pracował dla ludzi, przynosił im wymierną pomoc, ratował życie jest innego wymiaru idealizmem.
Dla mnie niesamowita była jego postawa w getcie, kiedy postanowił ratować tych, którzy cierpieli na depresję, tracili sens życia.
Losy Hirszfelda w getcie i to, co robił tam ze studentami to temat na osobny film. Młodzi ludzie wiedzieli, ze są skazani na zagładę. Hirszfeld uczył ich medycyny, otworzył studia medyczne. Stworzył w getcie warszawskim w spartańskich warunkach I oraz II rok medycyny. To była walka o niesienie odrobiny nadziei w piekle. Tak jak Janusz Korczak był czarodziejem, dającym dzieciom odrobinę radości, tak Hirszfeld był czarodziejem dla młodych studentów, którym dawał odrobinę nadziei. To dla mnie najbardziej przejmujący wątek filmu. Film „Mesnch” idzie w świat, jestem ciekaw jak zostanie odebrany. Cieszę się też z tego, że w mojej pracy jest pewna konsekwencja, że moimi bohaterami są idealiści.
Twój film ma tytuł „Mensch”. Wiem, skąd on się wziął. Zapytałeś jednego z amerykańskich profesorów, jak by jednym słowem określił Hirszfelda.
Zapytałem o to prof. Williama H. Schneidera. Odpowiedział: „Mensch”. Nie znałem tego słowa. W jidysz mensch znaczy porządny człowiek. To ktoś, na kim chcemy się wzorować, kto jest autorytetem. Krótko mówiąc – Człowiek przez duże C.