Wyniki wyborów 2020. Po pierwszej turze był w Białymstoku pierwszy, a po drugiej drugi. Prezydent Andrzej Duda
Ostatecznie prezydentem RP ponownie został Andrzej Duda. Popierany przez PiS kandydat zwyciężył w sześciu województwach i przegrał w największych miastach. Tak też jest w Białymstoku, w którym Andrzej Duda nie utrzymał przewagi z pierwszej tury i uległ kandydatowi KO Rafałowi Trzaskowskiemu.
W niedzielnym głosowaniu (12.07) Andrzej Duda zdobył poparcie ponad 70,2 tys. białostoczan (47,8 proc.), a Rafał Trzaskowski - 76,7 tys. osób (52,2 proc.). Tymczasem dwa tygodnie temu, w stolicy Podlaskiego zwyciężył Andrzej Duda (38,3 proc.), a poparcie Trzaskowskiego osiągnęło 26,5 proc. Widać więc wyraźnie, że Rafał Trzaskowski "pożywił się" elektoratem Szymona Hołowni, który zaraz po pierwszej turze wprost nie mówi na kogo zagłosuje, ale wyraźnie poinformował na kogo głosował nie będzie.
Pięć lat temu było podobnie
Zauważa to szef podlaskiego Prawa i Sprawiedliwości, który zarówno porażkę Andrzeja Dudy w Białymstoku, jak i jego ostateczną wygraną w województwie (i w Polsce) komentuje ze spokojem.
- Obecny wynik i przewaga nad rywalem z KO jest porównywała do tej jaka była pięć lat temu. Rzeczywiście, w drugiej turze nie udało się (tak jak w pierwszej) wygrać w Białymstoku, ale proszę pamiętać, że duża część wyborców Trzaskowskiego, zniechęcona do Platformy, głosowała na Hołownię i teraz widać, że duża cześć tych wyborców zagłosowała jednak na Trzaskowskiego. Po pierwszej turze było czterdzieści kilka procent obu tych kandydatów do 38 proc. prezydenta Andrzeja Dudy - podkreśla Dariusz Piontkowski.
Telewizja pokazywała tylko jednego
Nieco bardziej emocjonalnie podchodzi do wyniku głosowania i do całej kampanii prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski, który kierował sztabem wyborczym Rafała Trzaskowskiemu w Podlaskiem. Przede wszystkim zauważa jak wielką rolę podczas kampanii odegrała publiczna telewizja.
- Ta kampania była nieuczciwa dlatego, że po jednej stronie był zaangażowany rząd z wszystkimi jego zasobami (m.in. z tabliczkami z pieniędzmi, których jeszcze nie ma) a z drugie strony telewizja tzw. publiczna i jej nieustanne ataki. Gdyby to było w uczciwym kraju, wyceniono by każda sekundę kampanii w telewizji publicznej i pokazano, że przekroczony został limit czasu, a wybory są nieuczciwe - mówi prezydent Białegostoku.
Jak mówi, ludzie zagłosowali na urzędującego prezydenta, bo byli straszeni wieloma rzeczami, które miały się stać w przypadku zwycięstwa Trzaskowskiego. A że nie ma do nich innego dotarcia niż przez media publiczne, to uwierzyli. \\
- W tej sytuacji osiągnęliśmy świetny wynik: Białystok, duże miasta, 10 województwa to ogromy potencjał. To prawie 10 milionów ludzi, którzy mimo tej nachalnej propagandy zagłosowali za zmianą. Wykonaliśmy ogromną robotę, a kampania Rafała Trzaskowskiego była znakomita. Przeciwnik stawiał naszemu kandydatowi dwa główne zarzuty: że jest z Platformy i nie sprzeciwia się LGBT - uważa Tadeusz Truskolaski.
Zwłaszcza w ostatnich dwóch tygodniach kampania była oparta na zarządzaniu strachem. Z jednej strony strach przed absolutna hegemonią PiS, a z drugiej strach przed różnymi innymi i najczęściej dość karkołomnie tworzonymi wrogami zewnętrznymi
Podział jak rów - trudny do zasypania
Natomiast poproszony o komentarz do kampanii socjolog podkreśla jeszcze inną kwestię, którą w tych wyborach widać najlepiej.
- Jesteśmy podzieleni i to jest duży problem. Nie chciałbym, żeby Polacy mieli takie przekonanie, że na wschodzie jest tylko Duda, a na zachodzie Trzaskowski, bo to tak nie działa. Niemniej te podziały są bardzo poważne i dużej mierze są skutkiem tej (z konieczności) długiej kampanii. Zwłaszcza w ostatnich dwóch tygodniach kampania była oparta na zarządzaniu strachem. Z jednej strony strach przed absolutna hegemonią PiS, a z drugiej strach przed różnymi innymi i najczęściej dość karkołomnie tworzonymi wrogami zewnętrznymi - komentuje dr Maciej Białous, socjolog z Uniwersytety w Białymstoku i dodaje: - Stąd, moim zdaniem, ta wysoka frekwencja. Bardziej to była mobilizacja przez strach, niż jak to się ładnie mówi "święto demokracji".
Jak podkreśla, taka sytuacja nie wróży dobrze na przyszłość, a to, co zostanie po tej kampanii to utrwalone podziały Polski, które nie są tylko geograficzne.
- Mamy Polskę podzieloną w sposób, jaki dotychczas nie miał miejsca. Dokładnie na pół. Andrzej Duda odgrywa rolę prezydenta partyjnego, czyli prezydenta tych, którzy na niego głosują, co pokazała już pierwsza kadencja. Jeśli tak będzie nadal, podziały tylko się pogłębią, a nastroje ludzi mogą się zradykalizować, co jest bardzo niebezpieczne społecznie. Trzeba się z tym liczyć, bo nie widać po stronie rządzących żadnych refleksji. Sama kampania to bardzo agresywna propaganda z wykorzystaniem telewizji państwowej oparta na atakach personalnych pokazuje, że trzeba się liczyć z tym, że czas przed nami bardzo trudny - uważa szef podlaskiej KO poseł Robert Tyszkiewicz.